Nieraz zdarza się, że czytając nawet najbardziej udany i interesujący artykuł, natrafiam na zdanie, wyraz lub wyrażenie, które absolutnie kompromituje czytany tekst i sprawia, że natychmiast tracę jakiekolwiek zaufanie czy sympatię do autora. Przedstawiam cztery najczęstsze i – w moim odczuciu – najbardziej ośmieszające błędy językowe, które widuję w polskich artykułach, nawet kilka razy dziennie.
Są pewne rodzaje błędów, które mogą się zdarzyć zawsze i każdemu (zwłaszcza jeżeli trzeba coś szybko napisać na klawiaturze): przestawienia znaków, niepoprawna interpunkcja, niewielkie błędy stylistyczne, a nawet – często uważane za najpoważniejsze – najpowszechniejsze dla języka polskiego pomyłki ortograficzne (u zamiast ó, ż zamiast rz itp.). Wszystkie można bardzo łatwo wyeliminować, zazwyczaj wystarczy przepuszczenie tekstu przez program sprawdzający pisownię lub chociaż ponowne odczytanie napisanego artykułu. Zapewne z tego powodu są one dosyć rzadkie w internetowej publicystyce.
Jest jednak kilka rodzajów błędów, na które w tekstach pisanych (i nie tylko) natrafia się niemal każdego dnia. Zazwyczaj wynikają one z tego, że ktoś bardzo chce się posłużyć słowem lub konstrukcją zdaniową, której w ogóle nie rozumie.
Nieprawidłowe używanie „bynajmniej”
Najprostsza definicja, dostępna m.in. na stronie „Słownika Języka Polskiego” (sjp.pwn.pl) brzmi: „partykuła wzmacniająca przeczenie zawarte w wypowiedzi”. W związku z tym możemy powiedzieć „Nie twierdzę bynajmniej, że”, „Nie idę bynajmniej...”, „-Masz zamiar to zrobić? -Bynajmniej! (w sensie: „nie”)”.
Tymczasem, zarówno w wypowiedziach mówionych, jak i pisanych, jesteśmy atakowani przez prawdziwą plagę „bynajmniej” używanych w zdaniach twierdzących.
Na przykład zdanie „Ja bynajmniej chodzę do kina”, nie ma sensu. „Bynajmniej” to nie „przynajmniej”. Jest to jeden z najczęstszych błędów popełnianych przez ludzi, którzy lubią zapychać swoją mowę „dobrze brzmiącymi wyrazami”, nie rozumiejąc ich sensu.
Szczególnie urocze wydało mi się zdanie „Ja żem bynajmniej tak mioł”, które zostało przytoczone jako używane przez „prawdziwych hardkorowców” w artykule o haśle „bynajmniej” na nonsensopedii – mimo źródła, jest to bardzo dobra ilustracja tego, w jakich okolicznościach zazwyczaj zdarza się nam słyszeć/czytać to słowo (cyt za: nonsensopedia.wikia.com/wiki/Bynajmniej).
Nadużywanie apostrofów w odmianie
Apostrof jest używany w odmianie wyrazów obcego pochodzenia, także nazwisk i imion. Zadajmy jednak pytanie podstawowe: do czego on służy? Dzięki użyciu apostrofu wiemy, że występująca przed nim litera lub głoska nie jest wymawiana. W skrócie: jeżeli mamy osobę, która nazywa się Nick Cave, prawidłowa odmiana powinna wyglądać następująco: widziałem Nicka Cave’a. Nicka, a nie Nick’a, ponieważ końcowa głoska w rdzeniu imienia jest wymawiana, więc użycie apostrofu jest tutaj całkowicie niedopuszczalne. Cave’a, a nie Cavea, ponieważ końcowe „e” jest nieme i w odmianie musimy zaznaczyć, że nie należy go wymawiać.
Niestety, bardzo często ludzie próbują używać apostrofów, mimo że w ogóle nie rozumieją ich zastosowania i dodają je nawet do imion i nazwisk zakończonych na wymawiane spółgłoski, takich jak: Cliff, John, a nawet James. (Imię James powinniśmy odmieniś Jamesa, a nie James’a, ponieważ druga wersja sugeruje, że prawidłowe odczytanie ma brzmieć „Dżejma”, a nie „Dżejmsa”.)
Bezmyślne używanie imiesłowów przysłówkowych uprzednich
Jak sama nazwa wskazuje, omawiany imiesłów jest uprzedni, można więc łatwo zapamiętać, że wydarzył się wcześniej, niż czynność podana w drugiej części zdania. Czytając niektóre artykuły można przypuszczać, że autorzy chcieliby, żeby zdanie „przeprowadziwszy babcię przez ulicę, zrobił dobry uczynek” oznaczało, że przeprowadzanie kogoś przez ulicę jest dobrym uczynkiem. Prawdziwa wymowa jest jednak inna, powyższe zdanie oznacza, że ktoś najpierw przeprowadził babcię przez ulicę, a później zrobił dobry uczynek. Skoro konstrukcję imiesłowową można bardzo łatwo zastąpić inną, której poprawność nie budzi żadnych wątpliwości, to po co używać czegoś, czego się w ogóle nie rozumie?
W każdym bądź razie...
Tutaj sytuacja jest prosta i w zasadzie nie ma czego wyjaśniać. Taka konstrukcja, mimo że czasem jest uznawana w mowie potocznej, w języku oficjalnym nie istnieje i w żadnym wypadku nie powinna być używana. Czemu więc tak często słyszymy i czytamy „w każdym bądź razie”? Ponieważ mamy wyrażenie „w każdym razie” i wyrażenie „bądź co bądź”. Niestety, niektórzy wpadli na pomysł, że warto je skrzyżować i tak powstał przedstawiony wyżej potworek.
Przedstawiłem swoją listę czterech najczęściej spotykanych w artykułach błędów językowych, które – w moim odczuciu – bardzo skutecznie kompromitują autora.
Też macie jakieś „ulubione” błędy, które za każdym razem, gdy je widzicie, podnoszą wam ciśnienie?