Dziel się dobrem, to do ciebie wróci. Dzielę się dobrem - oto dwa dobre (miejsami BARDZO dobre) krótkie metraże wprost z zagranicy. Raz na jakiś czas udaje mi się trafić na coś na tyle ciekawego, by napisać o tym krótką notkę (wszak w sieci jest też zatrważająca ilość produkcji niezłych, ale wymagających doszlifowania, więc pisac o nich byłoby nie po drodze). Tym razem rzeczy są dwie, a jedna ma potencjał pełnometrażowy. Zapraszam na The Girl is Mime i Monster Roll.
Pierwsza krótkometrażówka to dziełko powstałe podczas konkursu 48 Hour Film Contest 2010, gdzie różne ekipy mają tylko dwie doby na nakręcenie, zmontowanie i zaprezentowanie publiczności ciekawej opowieści. Początkujący reżyser Tim Bunn miał wielkie szczeście w postaci zwerbowania Martina Freemana (ktorego gwiazdorski status właśnie osiąga wyżyny dzięki roli w Hobbicie), który zagrał w jego filmiku bez wiedzy na temat swojej roli czy historii. Efekt - zabawny i pomysłowy. The Girl is Mime to niema historyjka o mimie oskarżonym o zabicie swojej dziewczyny. Poświęćcie 5 minut, (raczej) nie pożałujecie.
Druga część wpisu należy do filmiku Monster Roll autorstwa Dana Blanka i kolegów. Pomysł był szalony, a zapał twórców ogromny. Zróbmy film o morskich potworach atakujących miasto zanurzony w kulturze kuchni azjatyckiej! A dokładniej: niech tworzący sushi szefowie kuchni walczą z gigantycznymi owocami morza. Jak pomyśleli, tak zrobili. Wszystko trochę przypomina potworne produkcje wytwórni Asylum (mega rekiny i inne takie), ale jest dużo sympatyczniejsze i krótsze, co zdecydowanie pomaga w odbiorze. Mi się bardzo podobało i uważam, że jest potencjał na śmieszny i efetkowny film kinowy (póki co - w kategorii "wielkie monstra" będziemy musieli zadowolić się Pacific Rim).