Steampunk i gry napędzane parą - sakora - 25 stycznia 2013

Steampunk i gry napędzane parą

Steampunk zawsze kojarzył mi się z parową lokomotywą pędzącą do wizjonerskiego miasta pełnego wiktoriańskiej estetyki i nieprawdopodobnych rozwiązań inżynieryjnych. Jednak ten parowóz nie był zwykły. Wyglądał tak, jakby zbudował go szalony zegarmistrz. Bogato zdobiony, pełen inżynieryjnych nowinek cud mechaniki. Steampunk staje się teraz coraz popularniejszy. Warto się mu przyjrzeć, bo w grach gościł już nieraz.

Steampunk intryguje nie od dziś. Widać go szczególnie w wielu cosplayach przerabiających znane motywy na wiktoriańską modłę. Bez trudu natrafimy na stylowe przemiany postaci z Gwiezdnych Wojen, przeróbki postaci z różnych gier, czy też stworzone jedynie z udziałem kreatywności samego cosplayera kreacje i kostiumy w steampunkowej stylistyce. Jest w tym jakieś ulotne piękno łączące toporne elementy ze spajającymi je zdobieniami zarówno w strojach, jak i w maszynach czy budynkach.

Sam Steampunk jest obecny w literaturze od wielu lat, czasami pojawia się w filmach jak na przykład w Wild Wild West czy opartej na komiksie pod tym samym tytułem Lidze Niezwykłych Dżentelmenów. Częściej jednak widzimy go w krótkiej formie proponowanej przez niezależnych filmowców oraz w teledyskach. W literaturze jednym z najlepszych przykładów jest Maszyna Różnicowa autorstwa panów Sterlinga i Gibsona oraz daje się go poczuć w pisarstwie Juliusza Vernea. Przykładów można mnożyć, jednak w porównaniu do innych trendów Steampunk znajduje się w niezmiernie frapującej niszy. Mam nadzieję, że zmieni się to w ciągu najbliższych lat. Daje się zauważyć pewne zmiany idące w kierunku popularyzacji tego stylu, znacząco się nasilając, co bardzo mnie cieszy. Szczególnie jeśli zobaczymy, ile książek w tych realiach pojawiło się ostatnio. Sam widzę to od około dwóch, trzech lat, i czekam na wdarcie się z hukiem do głównego nurtu.

Steampunk w grach ma swoich godnych przedstawicieli, nie zawsze będącym jednak czystym gatunkowo, a bardzo mocno do niego nawiązującym i posiłkującym się jego założeniami. Częściej daje się jednak spotkać nawiązania do jego młodszego rodzeństwa w postaci Dieselpunka. W odróżnieniu od Steampunka, osadzanego w czasach wiktoriańskiej Anglii, ten obejmuje czas dwudziestolecia międzywojennego. Czasami granice się zacierają, jednak warto wiedzieć, z czym czasami się mierzymy.

W tej stylistyce Dishonored jest niebagatelną pozycją zmuszająca do nieszablonowego podejścia do tematu gry. Oferująca wiele różnorodnych aspektów rozgrywki, jeśli tylko zdecydujemy się na odkrywanie poszczególnych warstw opowieści. Wszystko opakowane jest w pseudowiktoriańską stylistykę pełną zdobień i fantastycznych maszyn. Przede wszystkim mechanicznych, napędzanych parą, sprężyną lub sprzężonym powietrzem. Do tego jeszcze oferuje się nam nietuzinkowe postacie, mocno wystylizowane w duchu wiktoriańskim, tętniące życiem miasto, na granicy bumu produkcyjnego, a wszystko to w połączeniu z niepokojącym głównym bohaterem daje piękną i gustowną opowieść.

Steampunk to także mechanika na najwyższym, wręcz wizjonerskim poziomie. Fantastyczne maszyny wykorzystywane do produkcji innych maszyn. Automaty napędzane siłą naciągu, potrafiące myśleć. Bliskie elektronicznym robotom, a działające na zupełnie innej, wręcz tajemniczej zasadzie. Pociąg nie będący zwykłą maszyną, a ogromną, nakręcaną zabawką. Wszystko to spotkaliśmy w Syberii, mocno nawiązującej do mechaniki steampunkowej.

Przed laty przyszło mi także przemierzać wielkie krainy w Arcanum, gdzie wyraźna linia oddzielająca magię od techniki była osią napędową całej historii. Tutaj mogliśmy wybrać, jaką ścieżką chcemy podążać, czy zostaniemy przy tradycyjnej nadprzyrodzonej sile, czy też pozwolimy światu pójść z postępem i wybierzemy siłę maszyn i tłoków. Wybór nie był prosty, ale zmieszanie tych dwóch zgoła odmiennych światów, dodanie do nich fantastycznych stworzeń było w chwili wydania czymś nietuzinkowym. I takim też pozostaje do dziś.

Steambot Chronicles rzucał nas w objęcia parowych mechów, a sama gra jrpg dostarczyła mi wielu fantastycznych momentów. Skies of Arcadia to jedna z gier mojego życia, dająca możliwość wcielenia się w podniebnych piratów oraz wywalczenia sobie miejsca na świecie. Podobnie w podniebnych klimatach, jednak ukierunkowanych na samoloty i sterowce pozwalał poszleć na niebie Project Nomads. Trzeba dodać tu jeszcze Torchlight, które obok magii oferuje czysto steampunkowe rozwiązania techniczne.

Gier czerpiących motywy ze steampunka jest jeszcze trochę. Tak bardzo oczekiwany, ale nieudany i niestety niegrywalny Damnation. Szalone, łączące ducha Leonarda DaVinci, steampunka i dieselpunka Gunman Chronicles. Postapokaliptyczna Antarctica, która przed laty pożarła mi kilka nocy. Thief będący na granicy kilku gatunków, bardzo mocno podążający ścieżką pary. Seria Professor Layton urzeka magią kół zębatych i niestworzonych maszyn. Znajdzie się jeszcze tych pozycji, jednak tytułem, z którą wiązałem wiele nadziei był skasowany Gotham by Gaslight, przenoszący zgodnie z duchem komiksu na którego podstawie był tworzony Batmana w realia wiktoriańskie. Pokazany swojego czasu film z grą w fazie deweloperskiej i grafiki pogłębiły tylko ten żal. Może kiedyś zdarzy się cud i ktoś wróci do tego projektu. Teraz cała nadzieja w  Bioshock Infinite.

Odnoszę wrażenie, że piękno tej stylistyki dodaje ducha wielu produkcjom, które bez niej wiele by straciły. Steampunk ma wielki potencjał, który twórcy powoli odkrywają. Łączy w całość piękny i nietuzinkowy design z mechaniką, tworząc nierozerwalne połączenie. Tam maszyny zawsze są piękne i dyszące. Komputery są analogowe, a myśl techniczna idzie w parze ze stylem. Steampunk wchodzi coraz mocniej do szeroko pojętego głównego nurtu. Czekam na więcej i chcę kolejnych tytułów w tym klimacie. Mam nadzieję, że będzie warto w nie zagrać.

     

     

Śledź mnie na Twitterze!

      

sakora
25 stycznia 2013 - 16:47