Big Bang Theory to serial dobrze znany nerdom na całym świecie. Produkcja CBS puszczana u nas na Comedy Cental jako (znów fatalne tłumaczenie) Teoria Wielkiego Podrywu, od 2007 roku cieszy się rosnąca popularnością. Dziś szósty sezon gromadzi przed telewizorami ponad osiemnaście milionów widzów, a jakość show... tak jakby spada. I to od jakiegoś czasu.
Przynajmniej w moich oczach grupka geeków zakochanych w Star Treku, Gwiezdnych Wojnach, Battlestar Galactica, Doctor Who, komiksach i grach zaczęła się rozpadać, i coraz bardziej zaniżać poziom. Po początkowych sezonach (wiemy, że aktorzy zakontraktowani są na osiem serii) porzucono wiele zabawnych i wielowarstwowych nawiązań do popkultury na rzecz zbioru gagów, które wydają się być coraz bardziej abstrakcyjne, choć pewnie bardziej przystępne niż chodzenie Sheldona z repliką pierścienia Zielonej Latarnii.
Kiedyś walka Leonarda o względy Penny była zabawna i obfitowała w ciekawe sytuacje takie jak próby zrozumienia przez niego zasad futbolu amerykańskiego, bronienie jej honoru etc. niestety scenarzyści bardzo szybko przestali sobie radzić z ich relacją i doprowadzili do mało dynamicznego związku, który teraz bardziej męczy niż bawi. Nie ma tu nic z poziomu Przyjaciół gdzie dynamika, humor i stosunki na linii Ross-Rachel i Chandler-Monica nie tylko napędzały cały show, ale i potrafiły utrzymywać stały poziom przez kilka sezonów, zamykając całość w optymalnej ilości szóstki bohaterów (dzięki czemu każdy miał zapewnioną odpowiednią uwagę).
Ponieważ wyczerpały się pomysły na problemy miłosne doktora Hofstadtera, uwagę przerzucono na żydowskiego maminsynka – Howarda, który w zastraszającym tempie zdobył żonę. W końcu nawet Sheldonowi znaleziono dziewczynę (banalnie, przez Internet) w postaci Amy. Nagle odcinki, które pokazywały losy grupki przyjaciół zostały rozbite na ich bardziej osobiste relacje i przerzucono nacisk z gagów o świecie fantazji na wstawki rodem z komedii romantycznych. Nie twierdzę, że relacje damsko-męskie nie są świetnym polem do popisu, tylko nie o to chodziło w Big Bang Theory i nie to jest siłą tego serialu... Był on zdecydowanie zabawniejszy gdy panowie naukowcy wykazywali mocniejsze nieprzystosowanie społeczne.
Grupka nerdów zmagająca się z wrogą codziennością była po prostu bardziej oryginalna, a teraz motyw Raja, który musi pić, by rozmawiać z kobietami wraca w większości odcinków ponieważ nie da się uniknąć jego kontaktu z partnerkami przyjaciół – scenarzyści mogliby mu już odpuścić i albo ujawnić, że jest gejem, znaleźć mu dziewczynę, lub w jednym odcinku wyleczyć go z tego schorzenia. Z początku jego gadki po alkoholu były zabawne, teraz jednak widać, że bardziej przeszkadzają w planowaniu kolejnych scen (gdzie po łyczku piwa już odzywa się przy Penny) niż wprowadzają cokolwiek zabawnego do serii.
Czy Big Bang Theory zapędziło się w kozi róg? Nie jest aż tak źle, wciąż nie odpuszczam kolejnych odcinków bo przywiązałem się to tych bardzo wyrazistych (co by złego o nich nie mówić) postaci. Błędów wypada dopatrywać się jednak w... pośpiechu. Bo fajnie, że przekaz serialu to mniej-więcej „każdy nerd w końcu znajdzie drugą połówkę”, ale można to było rozciągnąć w czasie i skupić się bardziej na Sheldonie, Raju, Howardzie i Leonardzie jako grupie niż prowadzić naraz kilka mniejszych wątków i każdy traktować po macoszemu. Postaci (poza Sheldonem, który jest w stanie uratować każdy sezon) przestały ewoluować, wiemy o nich coraz mniej i nie mają w sobie żadnej „misji”, która mogłaby ciągnąć się przez kilka odcinków. Nie mają już problemów z pieniędzmi, z przystosowaniem, z realizacją pomysłów – każdy na swój sposób odnosi sukces, a ich partnerki do końca nie określiły się czy są postaciami pierwszoplanowymi czy może jednak drugoplanowymi... Innymi słowy zrobił się bałagan.
Bałagan, który wciąż śmieszy, jednak pogrzebał zapędy na stanie się czymś więcej niż kolejnym fajnym sit-comem. Mam nadzieję, że w przyszłości uda się jeszcze powalczyć o zawyżenie poziomu (najlepiej przez wydłużenie odcinków) bo takie epizody jak ten, w którym Howard musiał naprawić kosmiczną toaletę czy też ten z wizytą matki Leonarda udowadniają, że BBT mogło być o wiele wyżej.