No jak on to robi, ja pytam. Jak? Wojtek Smarzowski to filmowiec niezwykły, który najwyraźniej nie potrafi nakręcić słabego filmu, choćby nie wiem za jak dołujący i syfiasty temat się nie zabrał. Drogówka jest rewelacyjna i zasługuje na wszystkie wyróżnienia i pochwały, jakie na nią spłyną. Już teraz jest to dla mnie oczywisty kandydat do filmu roku nie tylko nad Wisłą, ale w ogóle. Niech Wam ten wstęp wystarczy za rekomendację, pędem do kina! Raz, raz!
Jeśli jednak ktoś chciałby dowiedzieć się więcej i nie wykłuć sobie oczu ewentualnymi spoilerami, to zapraszam. Będę delikatny, acz stanowczy, bo chwalić Drogówkę i jej twórców trzeba.
Kto widział poprzednie produkcje pana reżysera S., ten dobrze wie, czego się spodziewać: będzie trochę śmiesznie i trochę strasznie. A w zasadzie głównie strasznie, bo znowu mamy do czynienia z niezwykle dosadną i trafną, pesymistyczną obserwacją naszej polskiej współczesności. Obserwacją, która jest wyjątkowo na czasie. Drogówka zaczyna się mniej więcej tak: mamy scenki z życia zawodowego policjantów - odprawa, "suszenie", wlepianie mandatów, "dogadywanie się" z kierowcami, fajrant w chińskiej spelunie pod Pałacem Kultury, chlanie, przeklinanie, seks i przaśne pogaduchy. Pozornie więc mamy do czynienia z całkiem zabawnym i bezkompromisowym pseudo-dokumentalnym (potęgowanym przez częste pokazywanie nagrań wykonanych telefonami bohaterów) filmem o glinach ze stolicy. Jednak opowieść dosyć szybko wskakuje na sensacyjne tory i zmienia się w jeden z najbardziej satysfakcjonujących filmów o policjantach, jakie powstały w Polsce. O tak. Cios w podbrzusze (lub jaja).
Drogówka ma jednego głównego bohatera, Ryszarda Króla, policjanta, który nie bierze (rewelacyjny, fantastyczny, charyzmatyczny i w ogóle Bartłomiej Topa - niech zagra coś za granicą, niech inni docenią jego talent), oraz masę prawie głównych bohaterów, kumpli z jednostki - seksoholika Jakubika Arkadiusza (mistrz z zakrytą łysiną), rasistę Lubosa Eryka, pijaka Braciaka Jacka, starego wyjadacza Dziędziela Mariana (szef jednostki) z Dorocińskim na dokładkę i sympatyczną Julią Kijowską w roli rodzynka - ładnej pani policjant. A to przecież nie wszyscy, bo jest jeszcze masa ról dalszoplanowych, które też są bardzo niczego sobie. Obsada to dobrze znane twarze (Smarzowski lubi korzystać z niemal niezmiennego zestawu aktorów, ale nie występuje tu efekt opatrzenia, czy serialowości... Szyce, Adamczyki i Karolaki zostały w domu), wszyscy atakują scenariusz z wielką klasą, a widz wierzy we wszystko, co widzi, bo Drogówka sprawia wrażenie niezwykle wiarygodnego filmu. Niestety... Bo to, co Smarzowski pokazuje w swoim filmie, może równie dobrze dziać się codziennie, tyle że nikt o tym oficjalnie nie usłyszy. Generalnie scenariusz to jeden z mocniejszych punktów tej produkcji - cudownie chaotyczny początek i pozornie przypadkowe spotkania odbijają się echem w drugiej połowie filmu - wszystko jest przemyślane od a do z i naprawdę nie sposób się do niczego przyczepić. Gdyby tylko był mniejszy dół po seansie... Z drugiej strony dobrze wiem, że Smarzowski uwielbia epatować wszystkim, co w ludziach najgorsze, więc i pofilmowy dół zawsze jest w pakiecie :)
Drogówka to majstersztyk. Najlepszy film Smarzowskiego od premiery Wesela, produkcja lepsza, bardziej kompletna i oddziałująca na widza (być może przez jej niezwykłą współczesność) niż bardzo dobre Róża i Dom zły. Technicznie rzecz jest bez zarzutu - montaż, przeplatanie ujęć filmowych z komórkowymi, żonglowanie napięciem i zmiany tempa to najwyższa klasa. Generalnie nic, tylko się zachwycać. Szczególnie fajny jest fakt, że Smarzowski nie sili się na amerykanizację fabuły - przykładowo: tutaj można podpalić śmieci w urzędzie, by uruchomił się alarm, a potem wejść do środka, zabrać rozwalającą się teczkę z ważnymi dokumentami i wyjść traktując z kopa zardzewiały płot. Żadnych komputerowych systemów zabezpieczających, hackowania i innych bzdur. Drogówkę chwalić można aż do znudzenia, dlatego zamiast większej ilości ochów i achów, poniżej przedstawiam wizualizację nagród, jakie ten film zacznie już za moment dostawać...
...oraz listę kategorii, w których należy go wyróżnić:
Kłaniam się w pas panie Smarzowski, państwo aktorzy, państwo montażyści i cała reszto. Dużo lepiej być nie mogło. Teraz Polska i znak jakości Q w jednym.
PS ludzi wrażliwych na nadprogramowe ilości przekleństw i cycków uprzedzam - będzie wam trudno oglądać ten film :)