Gdzieś w zakątkach odrobiny kiczu (nieśmiertelny Hitler, betonowe odzywki głównego bohatera) jest sobie gra zapomniana, kojarzona głównie po mocno nieudanych następcach stworzonych i wydanych nakładem City Interactive. A jednak warto wrócić na chwilę do oryginalnego „Mortyra” z dwóch znaczących powodów: po pierwsze, to jeden z pierwszych, rasowych polskich FPSów, którego nie trzeba było się wstydzić. Po drugie, wbrew temu, co pozostawiły po sobie kolejne części, to całkiem dobra gra była. Tytuł nieistniejącego od dawna Mirage Media, który przekazał potem serię w ręce City Interative.
Dawno już FPSy zeszły u mnie na dalszy plan, ale niestety jest to wina znaku czasów. Nic nowego w tej kwestii nie napiszę, od razu więc przejdę do myśli właściwej. Mortyr 2093-1944, jak nietrudno się domyślić przenosi nas w odległe czasy. W dwójnasób, bo najpierw lądujemy w przeszłości, roku 1944, a chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć co to był za nieciekawy okres. Wcielamy się w niejakiego Jurgena Mortyra, który za wszelką cenę musi zmienić bieg historii. Jak się okazuje, III Rzesza w tej alternatywnej historii wygrywa II Wojnę Światową. Dzięki skonstruowanemu wehikułowi czasu, naszemu bohaterowi udaje się cofnąć do roku 1944, by wówczas powstrzymać przeważające siły wroga.
A te, zachowują się mówiąc delikatnie, nie tylko głupio, ale i starcia z nimi nie raz nastręczyły mi trudności. Niedoskonałości AI załatane zostały nacierającymi ze wszystkich stron żołnierzami, zaś wojenne fortyfikacje utrudniały dostanie się i wyeliminowanie celu. W rzeczy samej, mimo „tunelowości” rozgrywki, sporo miejscówek było całkiem nieźle rozbudowanych, więc nie raz trzeba było się naszukać przejścia. Czasem, by przejść dalej, zwykła broń palna była bezużyteczna. Widać tu pewne nawiązania do Half-Life, gdzie podobnie jak i tam, musieliśmy rozprawić się z mocno opancerzonym czołgiem, a z pomocą przyszedł nam... Panzerfaust.
Graficznie „Mortyr” nie zachwycał, ale i nie odstawał bardzo od swoich pobratymców. W grze znalazły się cieszące oko efekty, jak chociażby odbicia na połyskującej podłodze, a gra nabrała rumieńców po przeniesieniu do roku 2093, kiedy w oczy z jednej strony uderzały szarobure, stalowe konstrukcje, z drugiej intensywne neony i wielkie billboardy (nieco podobieństw do Hard Reset). Wtedy też rozgrywka staje się momentami dynamiczniejsza i ciekawsza, bo i realia nietypowe. Wtedy też nasz drugowojenny, niemiecki arsenał zostaje zastąpiony pukawkami z przyszłości. W nasze łapska wpadnie m.in. broń o wdzięcznej (i bardzo adekwatnej do możliwości) nazwie gehenna, którą przyjdzie nam zmierzyć się z pseudomechami i żołnierzami końca XXI wieku.
W końcu gra autorstwa Mirage musiała odejść w zapomnienie. Miejscami widać budżetowość, z kolei absurdy pokroju nieśmiertelnego Hitlera czy dziwacznie czasem zachowującej się AI dają do zrozumienia, że to tytuł dla ludzi cierpliwych i tych, których nie zraża byle co. Dość jednak powiedzieć, że gra była na swój sposób naprawdę ciekawym i stosunkowo świeżym FPSem.
Mortyr: 2093-1944 miał ambicje bycia serią solidną i grywalną, nawet w obliczu blockbusterów zza naszej zachodniej granicy. Dziś jego duchowym następcą można określić Necrovision, bowiem niestety, wszelkie nadzieje zostały pogrzebane wraz z fatalną (i potwornie wręcz zabugowaną!) częścią drugą, a potem przejęciem jej przez City Interactive, producenta znanego dotychczas z kioskowych „kaszanek” w tekturce.
----------------------------------------------------
Polub Dinosferę na Facebooku, jeśli chcesz mieć szybki i wygodny dostęp do prezentowanych przeze mnie publikacji i innych ciekawych rzeczy. Serdeczne dzięki za wszelkie uwagi i spostrzeżenia!