Moje pierwsze Super Bowl - Cascad - 4 lutego 2013

Moje pierwsze Super Bowl

Wczoraj, a właściwie dziś w nocy, zdobyłem się na wyczyn jakim jest oglądanie futbolu amerykańskiego. Powodem był oczywiście Super Bowl – czyli najważniejszy mecz w sezonie NFL (National Football League), transmitowany przez Polsat Sport.
 

Przyznam, że złapałem bakcyla.
 


Czterdziesty siódmy finał to nie tylko starcie drużyn Baltimore Ravens i San Francisco 49ers, to także starcie braci, czyli trenerów obu zespołów (James i John Harbaugh, dzieli ich 18 miesięcy). Ogromny stadion Mercedes-Benz Superdome, mieszczący prawie 77 tysięcy ludzi stał się na chwilę areną najważniejszych zmagań narodowego sportu pewnego mocarstwa, które lubi się wtrącać we wszystko dookoła.
 


Pomyślałem sobie „OK, teraz ja im się wtrącę” i po szybkim poznaniu zasad na tej stronie, ruszyłem o północy przed telewizor. Zanim wszystko się zaczęło szkolny chór odśpiewał pieśń z wyraźnym America w tekście, na cześć ofiar masakry w Newtown. W międzyczasie mieliśmy przebitki na kocioł przy liniach boiska, przy których gromadzi się drużyna, sztab, media i bóg jeden wie kto jeszcze. Potężni zawodnicy, niektórzy w barwach bojowych, wyglądali na zadziwiająco spokojnych. Już myślałem, że zaczną, a tu Alicia Keys pojawiła się na środku, z białym fortepianem, i zaśpiewała hymn Stanów Zjednoczonych, widok ten od razu przywołał wspomnienia koreańskiego popisu Edzi Górniak.
 

Kiedy stadion zdjął już rękę z serca nastąpił rzut monetą – co ciekawe, podchodzili do niego nie tylko kapitanii, ale i ich obstawa patrząca na siebie niczym bokserzy przed walką. I maszyna ruszyła. Nareszcie. Rozgrywanie w footballu polega (wg mych laickich obserwacji) na podaniu piłki do rozgrywającego, a ten stara się przekazać piłkę do najlepiej ustawionego gracza, który może przesunąć drużynę jak najbliżej pola punktowego przeciwnika, na końcu boiska. Problem w tym, że kiedy zawodnik z piłką zostanie przewrócony akcja się kończy i trzeba zaczynać rozegranie od nowa. Na boisku zaznaczone są odległości – to dlatego, że ma się cztery próby na przejście z piłką dziesięciu jardów. Jeśli się tego nie zrobi piłka wędruje do przeciwnika, to samo dzieje się po wypadnięciu piłki z rąk i po powaleniu rozgrywającego (quareterback) zanim jeszcze wykona podanie.
 


Uff. To absolutna podstawa i niuansów jest tu o wiele więcej, jednak ogarnięcie tych wytycznych pozwala już na emocjonowanie się kolejnymi minutami meczu. Problem w tym, że każde spotkanie składa się z czterech piętnastominutowych części, a czas odmierzany jest jak w koszykówce. Oznacza to jego zatrzymanie po każdej akcji, co sprawdza się idealnie w oczach biznesmenów wciskających w tym czasie reklamy milionom przed telewizorami. W rezultacie była już prawie druga w nocy, a panowie mieli nieco ponad niż dwadzieścia minut gry za sobą.
 

Polska telewizja oczywiście nie puszczała u nas zachodnich reklam, a przecież to właśnie one są jednym z wielu aspektów Super Bowl. W tym roku czas antenowy był tak drogi, że za półminutowe spoty trzeba było zapłacić cztery miliony dolarów. Chętnych jak zwykle nie zabrało, na ekranach milionów pojawił się nawet najpopularniejszy człowiek na YouTube:
 


Nie wytrzymałem do końca spotkania i dopiero dziś przeczytałem, że wygrali Ravens (oni zdobyli też pierwsze przyłożenie w meczu – strasznie mi się to podobało). Wynik końcowy to 34:31 co absolutnie nic mi nie mówi, bo zrozumienie punktacji jeszcze na mnie nie spłynęło. Wydaje mi się jednak, że tak jak w chwilach, które widziałem, tak do końca meczu panowała niesamowita i efektowna walka. Rozdziera mnie to, bo nie wiem czemu dopuszczono by tak dynamiczny sport był tak pocięty... Widocznie trzeba to jednak zaakceptować, tak samo jak widok wędrówki ludów na boisku (bardzo częste zmiany całych formacji) i kilka ciekawostek takich jak sędzia ogłaszający wynik w spornej sytuacji przez mikrofon, czy to, że Quarterback ma w swoim kasku kontakt z trenerem... W przerwie zmiescił się nawet koncert Beyonce, którego „prowizoryczna” scena wywoływała po prostu opad szczeny.
 


Reasumując – NFL to godna uwagi rzecz, i postaram się dać jej jeszcze kilka szans – jeśli mi się jeszcze bardziej spodoba i wszystko zrozumiem, to zamawiam Maddena. A to najlepsza rekomendacja jaką moge dać jako gracz.
 

PS Dla fanów boiskowych przepychanek i napinania muskułów nie ma lepszego sportu.

PS2 W trakcie meczu wysiadło im światło – niezły horror w czasach terroru (już myślałem, że z szatni wyjdzie Bane).

PS3 Świetny skrót spotkania jest tutaj.  

Cascad
4 lutego 2013 - 12:46