Turyści. Taki jeden nowy film o miłości i zabijaniu. - fsm - 15 lutego 2013

Turyści. Taki jeden nowy film o miłości i zabijaniu.

Taki całkiem solidny, nowy film o miłości i zabijaniu. Taka w zasadzie czarna komedia nawet. Turyści to oddech świeżego (choć lekko charczącego, bo przecież tchawica przebita) powietrza wśród produkcji pokazujących zakochane pary z niewielkim stażem. Uważny widz bez problemu odnajdzie tu wszystkie składniki klasycznego romansu - para się poznaje, para się kocha, jedno ma mroczny sekret, drugie się o tym dowiaduje, w którymś momencie ma miejsce konflikt, ale na koniec i tak wszystko... No właśnie :)

Psychopatyczni zabójcy lubią wakacje na kempingach...

Poznajcie Tinę, przeciętną Brytyjkę, która ma chorą matkę mającą żal do córki o wszystko, a najbardziej o przypadkową śmierć ukochanego pieska. Tina ma chłopaka - łysiejącego posiadacza wielkiej rudej brody. Chris jest sympatyczny, ale ma pewną ukrytą wadę - lubi zabijać ludzi (i jak tu nie wierzyć Cartmanowi, który twierdzi, że "gingers have no soul"?). Razem jadą na typowe wyspiarskie wakacje - kombi + przyczepa kempingowa i zatrzymywanie się przy różnych atrakcjach w rodzaju Muzeum ołówków czy Miasteczko tramwajów. Rozkoszna nuda, szczególnie, że pogoda szybko robi się typowa dla Wielkiej Brytanii. Na szczęście można sobie urozmaicić urlop morderstwami.

Ben Wheatley to twórca filmu, który albo sie pokocha (wielu ludzi w internecie), albo znienawidzi (moja żona), albo nie będzie wiadomo, jak go ocenić, bo się obejrzało ze złym nastawieniem i w złym momencie (ja) - Kill List/Lista płatnych zleceń. Jego nowy długi metraż, czyli Turyści, to rzecz dużo bardziej przystępna i łatwa w odbiorze, choć trzeba się nastawić na mieszanie pozornie nudnawego komediodramatu z sikającą krwią i rozwalanymi czaszkami. Turyści to zabawny, groteskowy film o miłości, która w ciągu krótkiego tygodnia, jaki spędzamy z bohaterami, zahacza o wszystkie możliwe odcienie i przy okazji w kilku miejscach wyjeżdża daleko poza skalę. No bo przecież każda normalna małomiasteczkowa dziewczyna jest dosyć pozytywnie zaskoczona, gdy odkrywa, że jej chłopak jest mordercą. Taki fabularny zabieg jest świetnym punktem wyjścia do wielu zabawnych scen, szczególnie że Tina i Chris są całkiem sympatyczni i totalnie wiarygodni (niespecjalnie urodziwi, grani przez nieznanych aktorów).

Oczywiście Turyści w żadnym momencie nie odkrywają Ameryki i nie ma tu niczego naprawdę zaskakującego, ale całkiem sprawne prowadzenie akcji (gdy już wydaje nam się, że będziemy się nudzić, dzieje się coś, co przywraca rumieńce i uśmiech), solidna gra aktorska, poczucie humoru twórców i (miejscami) bardzo malownicze krajobrazy dają zaskakująco przyjemny efekt końcowy. Przyjemny, nawet gdy ktoś zostaje zepchnięty w przepaść i ginie na miejscu. Sami rozumiecie - siła kontrastu.

Oficjalna premiera Turystów będzie miała miejsce już za tydzień i jeśli uda się Wam złapać seans w jakimś miłym studyjnym kinie, to polecam, warto spróbować. Jest spora szansa, że razem z drugą połówką wyjdziecie zadowoleni z kina (ja i moja połówka właśnie tak mieliśmy... wszak był to seans Walentynowy). Na koniec i na zachętę - zwiastun.

fsm
15 lutego 2013 - 16:25