Niektórym procenty są konieczne do dobrej zabawy. Inni traktują je jako miły dodatek, który ułatwia przełamanie niektórych granic i pokonanie przeszkód. Jest też grupa, dla której procenty mogą stanowić dodatkową motywację. Po piętnastu godzinach gry na tablicy podsumowującej progres w Wipeout Fusion wskaźnik procentowy dobił do jednej czwartej. Po raz kolejny przekonałem się, że wymaksowanie gry wyścigowej to zadanie dla największych fanatyków, twardzieli i osób, które mają duże zapasy wolnego czasu.
Ostatnim reprezentantem tego gatunku, który tak dokładnie śledził mój progres i rzucił mi podobne wyzwanie było Gran Turismo 4. Podjąłem wtedy rękawicę nieświadomy wyzwania, które mnie czeka. Dość szybko jednak wyprowadziłem się z błędu, gdy okazało się, że licznik wypełnia się bardzo powoli, a niektóre przeszkody są poza zasięgiem. Wtedy zmieniłem swój cel na bardziej realistyczny, chciałem przekroczyć psychologiczną barierę pięćdziesięciu procent. Powiecie, że to mało, ale w przypadku takiego molocha jak Gran Turismo oznacza to już dziesiątki godzin poświęconych na walkę na torze za kierownicą kilkudziesięciu różnych modeli i marek. Jak się później okazało pułap ten okazał się idealny, bo niedługo po jego przekroczeniu zabawa przestała sprawiać przyjemność. Zostawiłem grę w momencie, gdy do przejechania pozostały jeszcze m.in. rajdy, wyzwania i endurance’y. Przeszkody, z którymi nie umiałem lub nie chciałem sobie poradzić. I całodobowe zmagania na Nourburingu. Dziękuję, to nie na moje zdrowie.
Teraz okazało się, że podobnie mój progres śledzi Wipeout Fusion i znowu postanowiłem spróbować swoich sił. Zadanie wydaje się na pierwszy rzut oka łatwiejsze, bo z poczynionych przeze mnie obserwacji wynika, że żadnych wielogodzinnych wyścigów twórcy nie przewidzieli. Jedynie wyzwania wyglądają na pierwszy rzut oka nieco przerażająco, ale może okaże się, że poprzeczka nie wisi w nich aż tak wysoko. Jest więc szansa na osiągnięcie lepszego wyniku, niż kilka lat temu w dziele Polyphony Digital.
Mając na koncie 25% gry za sobą mogę zmierzyć się z pierwszym podsumowaniem. Czy pojawiły się przeszkody, które mogą uniemożliwić mi dalszy progres lub zniechęcić mnie do zabawy? Na razie nie, bo cały Wipeout wydaje się od początku do końca przemyślanym tytułem. Autorzy nie skąpią na nagrodach i pochwałach, co sprawia, że chce się ścigać i próbować nawet po raz któryś z rzędu wygrać wybrany wyścig. Tryb kariery pozwala zarabiać gotówkę przeznaczoną na ulepszanie bolidu, więc nawet kolejne porażki tutaj akceptuje się bez większych negatywnych emocji. Każdy turniej to w końcu okazja, aby zarobić dodatkowe fundusze i przeznaczyć je na ulepszenia, a tym samym wystawić potem szybszy, wytrzymalszy lub lepiej trzymający się toru pojazd. Szanse na zwycięstwo więc automatycznie rosną. Same wyzwania też wydają się mieć dobrze wyważony poziom trudności i jak na razie zdobywanie brązowych medali nie stwarza większych problemów, a złoto wcale nie wydaje się być poza zasięgiem.
Jedynie, co w tym momencie trochę budzi moje obawy to system notowania progresu. Czy autorzy uznali, że gra wymaksowana to taka, w której w każdych zawodach i na każdym torze zdobyliśmy złoty medal? Jeśli tak to oznacza, ze ten cel będzie poza zasięgiem. Na razie jednak trzeba zrealizować plan minimum, aby móc uznać Wipeout Fusion za tytuł ograny. Do „pięćdziesiątki” droga jednak jeszcze daleka. Na razie ledwie zbliżyłem się do tego pułapu w trybie kariery. „Arcade” i „Challenge” są w dużo gorszym stanie i na pewno przy nich trzeba będzie jeszcze na trochę przysiąść. Najważniejsze to tylko się nie zaciąć.