Z książkami Stanisława Lema zetknąłem się bardzo wcześnie. W domowej biblioteczne wygrzebałem dziwną książkę: kusiła rysunkiem rakiety i sensacyjnymi napisami. Był to "Eden" w wydaniu którego okładka wyglądała bardzo pulpowo i nietypowo jak na PRL. Jak się wydaje, wydawca postanowił trochę ubarwić tą książkę i zachęcić czytelnika do zakupu. Niestety, nie mam już tego wydania.
Byłem wtedy jeszcze bardzo młodym i niedoświadczonym czytelnikiem. Podejrzewam że miałem coś około sześciu lat. (Tak, kiedyś, w czasach bez Internetu i 100 kanałów w TV, dzieci z nudów uczyły się czytać i... czytały!). W związku z tym nie rozumiałem jeszcze podstawowych chwytów językowych używanych powszechnie przez pisarzy - i wszystkie metafory i zbitki językowe czytałem dosłownie. Gdy np. przeczytałem że jakiegoś bohatera oślepiło światło, dziwiłem się że w następnej scenie coś jeszcze widzi.
Mimo tych wszystkich trudności w książce Lema się zakochałem. "Eden" to historia kilku ludzi, nie wymienionych z nazwiska, lecz tylko z funkcji pełnionej na statku, których awaria zmusiła do lądowania na nieznanej planecie, była dla mnie fascynująca. Opisy technologii, obcych form życia, próby nawiązania kontaktu z rozumnymi mieszkańcami - to wszystko spowodowało że przeczytałem książkę w mgnieniu oka (jak na sześciolatka) i wielokrotnie do niej wracałem.
Od tego zaczęła się moja fascynacja pisarstwem Stanisława Lema. Dla osoby obeznanej z literaturą to pewnie żadna nowość, jednak dla młodego człowieka, jakim byłem, pomysły jakie miał w swoich książkach robiły mi, jak teraz mówi młodzież, "mind=blown".
Lem był bardzo różnorodnym pisarzem. W jego dorobku możemy znaleźć najróżniejsze rodzaje książek, do tego większość wymyka się przypisaniu gatunkowemu. Jeśli to kryminał, to sprawca okazuje się być przypadkowym splotem wydarzeń. Jeśli to science fiction to prześmiewcze albo celowo wyolbrzymiające jakąś cechę gatunku.
Czasami jest czysta space opera, jednak zazwyczaj z jakimś poważnym twistem. Przykłady to:
"Niezwyciężony" - lądujemy na innej planecie, zmierzamy się z nietypowym przeciwnikiem - ucieszy dzisiejszych zwolenników nanotechnologii. "Niezwyciężony" w reżyserii jakiegoś Michaela Baya byłby niezłą hollywoodzką rozpierduchą.
Czasami jest to książka która doskonale podkreśla czym science fiction powinna być: czyli opisująca ludzi w nieludzkiej sytuacji. Tutaj dla mnie "Powrót z gwiazd", "Solaris" oraz "Pokój na ziemi" są najważniejsze. "Powrót z gwiazd" i sztucznie bezpieczny świat przedstawiony w niej coraz bardziej przypomina naszą rzeczywistość.
Jeszcze innym razem są to pokręcone, cybernetyczne bajki (prekursorsko steampunkowe), lub powieść szpiegowska dziejąca się w Pentagonie, lub powieść o ludzkości uciekającej od brutalnej rzeczywistości w świat ułudy - "Wake up Neo!" - jak w genialnym "Kongresie futurologicznym". Z Lemem nie sposób się nudzić.
Ponieważ czytałem wszystkie książki Lema wielokrotnie, mam wiele z nich w kilku wydaniach, pomyślałem że może dobrym pomysłem byłoby opisać niektóre z nich na łamach tego bloga. Przy okazji będę miał pretekst do przeczytania ich ponownie, tym razem z punktu widzenia współczesnego czytelnika. Co o tym sądzicie? Czytalibyście takie wypociny?