Myślałem ostatnio o tytułach, które z różnych powodów bardzo wiele dla mnie znaczą - Battlefield, Mafia, Gothic, GTA, Colin McRae Rally... Doszedłem do wniosku, że gry w pewnym sensie są jak stare pożółkłe fotografie naszych dziadków - pozwalają nam w jakimś stopniu powrócić do czasów, które z różnych względów są dla nas ważne. Jeśli gry nie są dla was tylko źródłem rozrywki to z pewnością zainteresuje was dalsza część felietonu. Zapraszam.
Wiadomo, że z właściwie każdą starszą grą łączą nas jakieś wspomnienia. Pamiętam początki mojego "komputerowania" i zagrywanie się w Enemy Territory, CS-a 1.6, Colina 2, a nawet Skoki Narciarskie 2002 (ktoś pamięta?). Enemy Territory to chyba pierwsza produkcja, która wykorzystywała bardzo wciągający motyw awansowania na kolejne poziomy (co prawda tylko w ramach konkretnej rundy, ale zawsze), CS 1.6 to godziny spędzone w kafejkach internetowych i organizowanie (bardzo) lokalnych turniejów, Colin McRae Rally 2.0 to podzielony ekran na kompie u kolegi i wspólne pokonywania OS-ów w trybie kariery, a Skoki Narciarskie 2002 to okres świetności małyszomanii i znów popołudnia spędzone wraz z kolegami na tzw. hot seat'cie podczas gry w Skoki Narciarskie, które co roku, niczym FIFA, podbijały polskie kioski, a wszystko to w atmosferze oczekiwania na relację ze "skoków". Jednym słowem - działo się.
Do czego zmierzam? Każda gra to nie tylko rozgrywka w pełnym tego słowa znaczeniu, ale też otoczka towarzysząca grze jako całości. Jako całości, to znaczy: coś charakterystycznego, co działo się wokół, kiedy graliśmy, wspomnienia towarzyszące naszej wyprawie po grę, czynnościom, dzięki którym udało nam się dany tytuł zdobyć... Często nie jesteśmy nawet świadomi, że dany moment jest, nazwijmy to, przełomowy i zapadnie na długo w naszej pamięci - ot, gramy sobie w wyczekiwaną (lub nie) przez nas gierkę i nie zdajemy sobie sprawy z tego, że rejestrujemy wszystko, co dzieje się naokoło. Efekt? Za kilka lat tę konkretną produkcję kojarzymy z czymś bardzo przyjemnym, co już nie wróci, dzięki czemu staje się ona dla nas pod jakimś względem ważna.
Jeśli miałbym wymienić moje ulubione serie to bez zastanowienia wskazałbym na te wymienione we wstępie, a więc Battlefielda, Mafię, Gothica, GTA i Colina (tego starego, który, świeć Panie nad jego duszą, raczej już nie wróci). Nie wszystkie one są dla mnie jednak wystarczająco sentymentalne, by mogły znaleźć się na podium tego felietonu. Wszystko wskazuje więc na to, że Colin McRae Rally 2.0, moja pierwsza pudełkowa gra w kolekcji (mam ją zresztą do dzisiaj) i z którą wiążę co prawda miłe wspomnienia (piesza wyprawa do hipermarketu po umiłowaną
wówczas przeze mnie produkcję - pamiętam to do dziś!) nie jest dla mnie aż tak ważna, by mogła znaleźć się w czołówce tego jakże prywatnego i osobistego zestawienia. Gothic... grało się w to po kilka razy, grało się także i u kolegów (udało mi się nawet przejść kiedyś Gothica 2 z kolegą podczas jednego, całodniowego posiedzenia), a i sam 'proces' zastanawiania się nad ewentualnym zakupem (był to także czas Morrowinda), czytanie zapowiedzi i recenzji w czasopismach branżowych - to wszystko nie jest bez znaczenia, ale jest coś lepszego... GTA (szczególnie "trójka"). Przyznaję się bez bicia, że GTA 3 spróbowałem po raz pierwszy, kiedy kuzyn przyniósł mi jego piracką wersję (sam nigdy w nielegalne wersje nie grałem, a i procederu piractwa nie praktykowałem, ale skoro coś samo przyszło do mnie to z czystej choćby ciekawości zainstalowało się) i... następnego dnia pobiegłem do sklepu po bielutkie pudełko z GTA 3 i koszulką. Cóż to była za radość! Beztroska jazda po olbrzymim jak na owe czasy mieście, przygrywające z głośników radio, bezbronni przechodnie.
Kolejne części (z Vice City na czele) to także przemiłe wspomnienia (nie tylko związane z samą rozgrywką). Za to należy się serii GTA podium. Battlefield (seria, na punkcie której mam małego świra, widać to było szczególnie przed premierą "trójki" i będzie to widać ponownie przed premierą "czwórki) przegrał z Mafią, ale całkiem nieźle stoi w tym osobistym-sentymentalnym rankingu. Battlefield 2 i dodatki to niemal 500h rozegranych na wirtualnych polach bitew, podczas których wiele rzeczy działo się w moim życiu - właściwie wszystkie wspominam pozytywnie. Były i gorsze, ale również ważne. Dzięki temu Battlefield odgrywa w moim życiu (patrząc oczywiście z perspektywy samych tylko gier) tak ważną rolę. Najważniejsza jest jednak Mafia - były momenty, była klimatyczna rozgrywka (muzyka, otoczenie, fabuła) i całe mnóstwo pozytywnych bodźców (tych realnych). Dość długo Mafia musiała czekać na swoją kolej (zagrywałem się wtedy w GTA 3), ale kiedy zdecydowałem się na zakup... była już tylko Mafia. Co ciekawe, wiedziałem już wtedy, że produkcja czeskiego studia będzie dla mnie ważną produkcją - do teraz zdania nie zmieniłem. To gra, którą uważam za najlepszą z punktu widzenia samej rozgrywki, jak i towarzyszących jej sentymentalnych wspomnień.
Wydawałoby się, że podstawowym celem gier jest zezwolenie graczowi na odcięcie się od rzeczywistości i satopienie się w wirtualnym świecie wykreowanym przez twórców. To prawda. Jednak nie możemy zapominać, że gry to przede wszystkim... rzeczy. Ale czyż nie jest tak, że różne rzeczy kojarzą nam się z konkretnymi sytuacjami bądź osobami, a co za tym idzie - mogą być źródłem przyjemnych i ważnych wspomnień. Dzięki temu stają się dla nas tak ważne i ze zwykłych rzeczy stają się w pewnym sensie małą cząstką naszego życia. To bardzo dobrze, że grając w Mafię powracam do czasów, które już nie wrócą, a które tak miło wspominam...
A czy wy także macie podobne wspomnienia? Potraficie skojarzyć gry z konkretnymi zdarzeniami? Jakie jest wasze sentymentalne podium?
<Spodobał ci się tekst? Wpisy i felietony przypadły ci do gustu? Polub growo&owo na Facebooku ^^ Znajdź mnie też na Google+>