Jako europejczyk kocham piłkę nożną po prostu od zawsze, nie mogę też pojąć czemu najlepsze gry o tym sporcie powstają, w krajach które nie odnoszą w nim sukcesów – czyli w Kanadzie i Japonii, a nie w Niemczech, Francji, Anglii czy Holandii... Odrzucając ten niezbyt porywający wywód na bok, przejdźmy do pozycji starającej się połączyć futbol, RPG, hodowlankę i wielką przygodę dla najmłodszych. Przejdźmy do Inazuma Eleven.
Produkcja Level 5 opowiada o młodym bramkarzu, który uczy się kolejnych technik z pamiętnika pozostawionego mu przez dziadka (na to mogli wpaść tylko Japończycy). Mark Evans cierpi przez to, że praktycznie żaden z jego kolegów nie kocha piłki nożnej równie mocno jak on i jego szkolny klub radzi sobie coraz gorzej, popadając w ruinę. Dochodzi nawet do sytuacji, w której nie ma wystarczającej liczby członków, by zagrać w kolejnym meczu, a inne sportowe stowarzyszenia zaczynają go wyśmiewać... W tym miejscu zaczyna się nasza misja, odbudowy wizerunku klubu i stania się najlepsza drużyną w kraju. Oczywiście wszystko w klimacie płonących piłek, super wślizgów i magicznych rękawic wyjętych jakby wprost z przygód Kapitana Tsubasy.
Klimat krążenia po uroczej placówce, pięknym miasteczku i trenowania swych podopiecznych (znajdowanie nowych zawodników ma wiele wspólnego ze zbieraniem Pokemonów – przypisano im nawet żywioły) to czysta sielanka zamknięta w kieszeni. Gra śmiało korzysta z ekranu dotykowego Nintendo DS zmieniając każdy mecz (są nawet random encountery!) w starcie, w którym prowadzimy zawodników stylusem, wybierając w odpowiednim momencie akcje jakie mają wykonać – od zaawansowania ich i ich przeciwników zależy czy uda im się je skutecznie wyegzekwować.
To co jednak jest główną siłą Inazuma Eleven to klimat przez duże K, świetna RPGowa zabawa i nietypowa tematyka przedstawiona w ślicznej oprawie. Widać to zresztą na zwiastunie:
W chwili obecnej mam za sobą jeszcze zbyt mało gry (naprawdę żałuję, że nie mogę znaleźć na nią odpowiedniej ilości czasu), by pisać pełnoprawną recenzję, ale chciałbym przypomnieć, że taka produkcja w ogóle istnieje. Wydaje się co prawda bardzo niszowa jednak... nic bardziej mylnego. Prosty w opanowaniu system, dużo radosnych barw, ciekawe wyzwania i scenariusz rozkręcający się jak w dobrym chłopięcym anime spodobają się nawet tym, którzy nie przepadają za piłką nożną czy JRPG. Co ciekawe, gra w polskiej dystrybucji ma nawet obszerną (oczywiście czarno-białą, wydrukowaną na zwykłym papierze) instrukcję:
...jedyny problem polega na jej odnalezieniu. Obecnie nawet na allegro trudno trafić na Inazumę, jednak dla prawdziwych fanów Nintendo DS to nie powinien być problem – albo skorzystają z Amazona, albo będą wyczekiwać w spokoju na znalezienie dobrej oferty.
Co by się nie działo, naprawdę polecam zainteresować się tym tematem.
PS Autorzy dialogów naprawdę czują ten kreskówkowy vibe: