Ktoś wydał swoją pracę licencjacką – recenzja „Futbolu” Michaela Heatleya - Brucevsky - 13 kwietnia 2013

Ktoś wydał swoją pracę licencjacką – recenzja „Futbolu” Michaela Heatleya

„Futbol” Michaela Heatleya leżał sobie spokojnie na półce w jednej z sieci hipermarketów. John Terry na okładce wskazywał palcem na niską cenę i zachęcał, aby zwrócić uwagę na firmowaną jego wierunkiem publikację. Krótkie przekartkowanie wskazywało, że tajemnicza książka przedstawi początki piłki nożnej na Wyspach Brytyjskich i opowie długą i ciekawą historię angielskich klubów w XX wieku. Nie można było się nie skusić.

Pomiędzy kolejnymi akapitami tekstu znajdują się zacytowane krótkie fragmenty książki.

Co może przekonywać do zakupu „Futbolu” niczego nieświadomych czytelników, którzy zwrócą uwagę na 125–stronicową książkę? Obietnica opowiedzenia historii o pierwszych oficjalnych meczach i drużynach, a także  stadionach, związkach piłkarskich i organizowanych przez nich rozgrywkach. Teoretycznie wszystko to można naprawdę znaleźć w ośmiu kolejnych rozdziałach, w których nie brakuje informacji o dokonaniach angielskich piłkarzy na mistrzostwach świata i w europejskich pucharach w XX wieku. Ale…

Źródło: http://www.flickr.com/photos/newcastlelibraries/

Anglia odpadła w ćwierćfinale, przegrywając z Portugalią 3:1. Szkoleniowiec reprezentacji Portugalii Luis Filipe Scolari był najpoważniejszym kandydatem na zastąpienie Erikssona. I rzeczywiście, po zakończeniu finałów zajął jego miejsce Steve McClaren z klubu Middlesbrough. Kontuzja Michaela Owena pozbawiła drużynę odpowiedniej siły ognia, a Eriksson włączył w skład drużyny debiutującego nastolatka Theo Walcotta, w którego umiejętności sam nie wierzył. W tej sytuacji Wayne Rooney musiał samotnie przedzierać się w ataku przez obrońców przeciwnika. Przegrana z Portugalią była zapewne wynikiem wyczerpania i frustracji, jaka wynikła z tej sytuacji.

Atrakcyjny program podróży w czasie okazuje się jednak tylko iluzją, której czar pryska po pierwszych kilkunastu stronach. O ile jeszcze samo wprowadzenie w realia świata futbolu i przedstawienie początków najpopularniejszej dyscypliny sportowej Ziemi jest czytelne i na swój sposób atrakcyjne, o tyle w dalszej części natłok informacji i brak koncepcji ze strony autora sprawiają, że czytać się tego już zwyczajnie nie da. Nie jestem w stanie stwierdzić, jak często podczas lektury miałem wrażenie, że jestem recenzentem na uczelni i właśnie przeglądam wyjątkowo spartaczoną pracę licencjacką jakiegoś fana futbolu.

Po zdetronizowaniu Realu Madryt przez Benficę w Pucharze Europy nastąpiły trzy lata rządów Włochów. Benfica i Real były przekonane, że są zdolne zdobyć więcej bramek niż ich przeciwnicy, natomiast AC i Inter zadowalali się zdobyciem jednej i skupieniu się na obronie własnej bramki, stosując taktykę catenaccio.

Źródło: Daily Telegraph

Nieporadne i niedokładne przytaczanie różnych wydarzeń i wyników, chaotyczne i wybiórcze podsumowania występów angielskich klubów w lidze i pucharach, potraktowane po macoszemu analizy ważnych turniejów i historycznych wydarzeń występują na kolejnych kartach regularnie. Autor nie potrafi zadbać o chronologię wydarzeń, co sprawia, że czytelnik odnosi wrażenie, że pisał bez przygotowania, jakby z pamięci i przelewał na papier kolejne myśli, nie bacząc na jakikolwiek porządek i plan. Brak koncepcji na niektóre rozdziały jest też widoczny w dalszej części książki, gdy zaczyna wydawać się, że Michael Heatley wspominał już o określonych problemach i wysuwał podobne wnioski wcześniej. Zupełnie jakby twórca chciał za wszelką cenę zapełnić kolejne strony tekstem i osiągnąć  określoną objętość swojej pracy.

Obrazu beznadziei dopełnia fatalne tłumaczenie, najgorsze z jakim do tej pory spotkałem się w książkach. Powierzenie zadania osobie, która wyraźnie zdaje się nie orientować w realiach futbolu zaowocowało błędami w nazwach zespołów, rozgrywek, a także powszechną manierą do nieodmieniania nazw klubów. Każdy dobrze zorientowany kibic jest w stanie wychwycić te błędy już przy pierwszym czytaniu. Wydawnictwo nie zdecydowało się jednak na zatrudnienie żadnego fana i wszelkie niedoróbki trafiły do druku. Publikacja dla zaznajomionych z piłką nożną została więc wydana przez amatorów i po amatorsku.

Następny rok był świadkiem jeszcze większych perturbacji. Tym razem piłkarze Leeds grali rolę ofiary greckiego sędziego i włoskiego bramkarza. Vecchi z AC Milan dał najlepszy popis w swojej karierze, broniąc strzał za strzałem, ale wspomagany był osobliwymi decyzjami greckiego sędziego Chrstosa Michasa, który odmówił odgwizdania dwóch oczywistych rzutów karnych dla Leeds. Mimo to Liverpool miał dobrą passę w Pucharze UEFA, wygrywając z obrońcami tytułu Spurs w półfinale, a następnie pokonując w finałowym dwumeczu drużynę Borussia Moenchegladbach 3:2…

Oszczędność wydawcy tylko pogrąża całą książkę i sprawia, że i tak już słabo prezentująca się publikacja wypada przy czytaniu jeszcze gorzej. Dzięki „Futbolowi” nauczyłem się jednego, promocje książek wymagają dużo większej ostrożności, niż atrakcyjne oferty gier czy filmów. „Futbol” radzę omijać szeroki łukiem, a w ramach ostrzeżenia dodam tylko, że w serii ukazały się też „Legendy Formuły 1”, „Szybkie motocykle”, „Szybkie samochody” i „Parowozy”. Boję się myśleć, czy ich poziom jest podobny…

P.S. Autor książki, Michael Heatley, napisał też kilka innych dzieł o piłce nożnej i klubach. Szeroka wiedza pozwoliła mu też stworzyć biografie m.in. zespołu Westlife i Michaela Jacksona. Nie mam pytań.

+ rozdział o początkach piłki nożnej w Anglii
+ nieco informacji o reprezentacji Anglii
-    błędy w tłumaczeniu
-    chaotyczna formuła przekazywania informacji
-    książka bez wyraźnej koncepcji
-    powtórzenia wątków i wniosków

Brucevsky
13 kwietnia 2013 - 14:35