Valve zwrot Bioshock: Infinite i religia w tle. - Qualltin - 18 kwietnia 2013

Valve, zwrot, Bioshock: Infinite i religia w tle.

 

Sytuacja wydaje się być bez precedensu, bowiem Valve, znany wszystkim właściciel Steama, zmuszony jest do oddania całej kwoty, jaką pewien użytkownik zapłacił za Bioshock: Infinite. A wszystko przez religię...

Sprawa jest dziwna. Dziwna tym bardziej, że pojawiają się w niej pewne niedorzeczności. Otóż do Valve trafiło roszczenie dotyczące gry Bioshock: Infinite. Niby nic ciekawego, bo pewnie każdego dnia do siedziby firmy docierają takich setki, jak nie tysiące. Tutaj jednak powód jest dość specyficzny. Otóż sam zainteresowany twierdzi, że gra obraża jego uczucia religijne. Rozbierzmy sprawę na czynniki pierwsze (ale w dużym skrócie).

Zgłoszone zostaje roszczenie. Powodem jest obrażenie uczuć religijnych. Chodzi głównie o scenę chrztu, która ma miejsce na początku gry. Interesant twierdzi, że nie miał możliwości ominięcia sceny, przez co zmuszony był do wyłączenia gry. Przypomniał jednocześnie scenę z Modern Warfare 2, w której dało się kłujący w oczy fragment przewinąć. W związku ze wspomnianym brakiem zgłosił się do operatora platformy Steam i zażądał zwrotu. Firma w swoim regulaminie umieściła wpis, który pozbawia ją obowiązku zwrotu pieniędzy w przypadku takich żądań, jednak w  tym wypadku zdecydowano się wniosek rozpatrzyć pozytywnie.

Niby nic nadzwyczajnego. Jedno z wielu dziwnych roszczeń, które trafiają do sprzedawców czy twórców. Zastanawiający jest jednak pewien inny fakt, który przykuł moją uwagę. Otóż wszyscy dobrze wiedzą, że w Bioshock najzwyczajniej w świecie ma miejsce zabijanie. I to nie byle jakie, bo krew leje się na potęgę. Jedno z przykazań religii, której wyznawcą był wnioskodawca mówi o tym, aby nie zabijać. Czy to aby nie stoi w sprzeczności z oferowanym przez tytuł elementem gry? W związku z tym, czy scena chrztu może bardziej godzić w czyjeś religijne uczucia aniżeli rzeź? 

Wydawało mi się na początku, że być może jest to jeden z wielu sposobów, jakie kupujący próbują wcielić w życie celem odzyskania pieniędzy za tytuł, który kupili, a niezbyt przypadł im do gustu. Być może moja teoria jest prawdziwa, niemniej jednak zastanawia mnie, czy taka osoba (przyjmując, że podany we wniosku powód jest prawdziwy) nie powinna mieć zakazu dostępu do gier komputerowych? Oferują one bowiem alternatywny świat, a raczej dostęp do niego, w którym możemy robić rzeczy inne, niż wykonujemy w normalnym życiu. Możemy stać się bandytą, policjantem, superbohaterem, jednym słowem - każdym. Różne też możemy kreować sytuacje, ale to zależne jest oczywiście od specyfiki gry. Jeśli ktoś natomiast zbyt poważnie potraktuje środowisko, jakie ów produkt kreuje, to czy jednocześnie nie uwidacznia się u niego skłonność do błędnej oceny rzeczywistości? To może przecież wykreować realne zagrożenie w życiu realnym, bowiem zdarzały się przypadki, że kogoś tak porwała gra, że dokonywał potem masowych morderstw tłumacząc się następnie brakiem odróżnienia gry od życia.

Może i jest to robienie z "igły widły", ale wydaje mi się, że coraz częściej, szczególnie ci młodsi, nie potrafią już rozróżniać poszczególnych elementów świata, w którym funkcjonują, a to jednocześnie oznacza, że wypadałoby zadbać o takich ludzi i wprowadzić ich na nowo w kanony normalnego, społecznego życia. Gry to rozrywka, alternatywna rzeczywistość, ale jednocześnie środowisko, z którego wychodzisz w momencie wyłączenia gry, wracając przy tym do świata realnego. Niestety często niektórym zawiesza się pojmowanie świata. Wg. mnie Valve źle zrobiło, bo pokazało wszystkim, że na pozór niezależne od siebie instancje życia nagle mogą oddziaływać na siebie jednostronnie. Jakie jest wasze zdanie? Takie argumenty powinny być przez "sklepy" akceptowane, czy jednak "widziały gały co brały"?

Qualltin
18 kwietnia 2013 - 18:09