Arjen Robben to latający holender, który przez lata swej kariery zachwycał i irytował kibiców PSV, Chelsea i Realu. Wygląda na to, że nareszcie zwalczył swe demony, przeszkadzające w byciu piłkarzem najwyższej możliwej klasy. Psychika nakazująca mu być gwiazdą drużyny i rozwiązywać wszystko samemu uległa zmianie na lepsze, tak samo jak zdrowie (od dawna mówiło się o nim, że ma szklane nogi…). Wczoraj, w swej najwyższej formie, grając dla klubu, a nie dla siebie, ze świetnym wsparciem z tyłu i piłkarzem równie wielkim na drugim skrzydle, Frankiem Riberym, zapewnił Bayernowi Monachium upragnione trofeum. Zwycięstwo w Lidze Mistrzów.
Mecz z Borussią był pierwszym niemieckim finałem w historii tych rozgrywek i pod względem tempa, walki i efektowności z pewnością nikogo nie zawiódł. Na pewno nie było w nim tyle dramatyzmu i historii co chociażby w zeszłorocznym meczu między Bayernem, a Chelsea, ale jako widowisko piłkarskie stał na wysokim poziomie, godnym walki o najważniejsze klubowe trofeum świata.
Początkowe ataki BVB i bezradność Bawarczyków sprawiły nawet, że w sercach wielu obserwatorów to właśnie drużyna prowadzona przez Jurgena Kloppa była bliżej sięgnięcia po puchar. Wierzył w to trener, zespół i siedzący na trybunach, kontuzjowany Mario Goetze, który od przyszłego sezonu będzie nosił koszulkę Bayernu. Piłkarski bóg po raz kolejny jednak zabawił się z emocjami swych wyznawców i sprawił, że tym razem wszystko poszło po myśli największego klubu w Niemczech.
Najważniejsza postać tego widowiska - Robben wystawiany był na wielką próbę kilka razy. Dwie sytuacje sam na sam w pierwszej połowie zmarnował jak zawsze, potwierdzając tylko opinie tych, którzy twierdzą, że jest to piłkarz nie nadający się do wielkich meczy. To co na treningu strzeliłby 100 razy w 100 próbach zmarnował dwa razy w swym najważniejszym spotkaniu sezonu… Widać było po nim, że wie, że zepsuł – jednak przetrwał to, popisał się niesamowita klasą i w drugiej części spotkania zapracował na bramki swojego zespołu. Dawny Robben nie byłby stanie tego zrobić.
Najpierw idealnie wyłożył Mandzukicovi piłkę, korzystając z niesamowitego błędu obrony Borussi, a potem sam wpakował futbolówkę do siatki, wyrastając z gąszczu nóg przed bramkarzem BVB i wymijając go delikatnym strzałem. Była wtedy 88 minuta, 2:1 dla Bayernu i cały piłkarski świat wiedział już, że mecz skończy się w regulaminowym czasie i puchar trafi do najlepszej drużyny tej edycji Ligi Mistrzów.
Tym samym zakończył się kolejny europejski sezon wielkich emocji – sezon walki i wiary, ale też sezon przejściowy dla wielu wielkich piłkarzy i trenerów. Okienko transferowe zapowiadają się bowiem przełomowo dla wszystkich najważniejszych lig Europy. Manchester United, Real Madryt, Chelsea, Manchester City, Bayern… to tylko niektóre kluby, które rozpoczną kampanię 2013/2014 z nowymi szkoleniowcami. Wielu wielkich zawodników skończyło swe kariery, inni szykują się do zmiany barw, a w międzyczasie wyrasta kolejne pokolenie młodych wilków (vide obecna eksplozja talentu w belgijskim futbolu). Zbliża się trzęsienie ziemi i paradoksalnie poprzedza je tryumf najbardziej ułożonego Bayernu, po nim przyjdzie czas na konkretne przetasowanie sił i już warto na nie czekać, obserwując choćby wielki projekt, który właśnie rodzi się w księstwie Monako… Czy wyjdzie czy nie - futbol zawsze nas zaskoczy.