Oni mają czołg! – także na konsolach - Brucevsky - 6 czerwca 2013

Oni mają czołg! – także na konsolach

Oni mają czołg – stwierdza w najnowszej wersji „Szybkich i wściekłych” Ludacris, ostrzegając swoich kompanów przed zbliżającą się konfrontacją z ciężkim wozem bojowym. Efektowny, acz krótki występ potężnej machiny zniszczenia mógł paru osobom zaostrzyć apetyt na gry z czołgami w roli głównej. Specjalnie dla nich, krótki przegląd wybranych pozycji, które ukazały się na różne platformy. W przypadku posiadaczy PC-tów znalezienie właściwego adresu jest raczej nietrudne, bo strategii i symulacji wyszło przez lata trochę, a w ostatnich miesiącach furorę robi przecież „World of Tanks”. Czy użytkownicy konsol mają swoje alternatywy?

NES (Pegasus) – Battle City

Zaczynamy podróż w czasie od połowy lat osiemdziesiątych i słynnego Battle City. Każdy polski gracz, który załapał się na manię Pegasusa i miał w swojej kolekcji 168-in-1 spędził prawdopodobnie długie godziny na zabawie z „czołgami”. Prosta koncepcja przynosiła i do dzisiaj zapewnia godziny dobrej zabawy, zwłaszcza w trybie dla dwóch graczy.  Nie sposób, nawet obecnie, nie docenić kunsztu japońskich twórców, którzy mieli kilkadziesiąt pomysłów na przemyślane mapy i pomimo licznych ograniczeń zdołali zainteresować miliony graczy na długie godziny. Battle City to tytuł uniwersalny, przy którym bawić się może dosłownie każdy. A dzisiaj da się w niego grać nawet przez przeglądarkę.

Sega MegaDrive/ Super Nintendo - Garry Kitchen's Super Battletank: War in the Gulf

Przeskakujemy do początku lat dziewięćdziesiątych i od razu zawieszamy wyżej poprzeczkę, bo gościmy w naszym przeglądzie ówczesną „symulację pełną gębą”. Wcielając się w jednego z amerykańskich żołnierzy zasiadamy za sterami słynnego czołgu M1 Abrams i bierzemy udział w operacji „Pustynna Burza”.  W 1992 roku oprawa audiowizualna i zastosowane rozwiązania budowały świetną atmosferę i pozwalały tysiącom osób poczuć się jak prawdziwy dowódca potężnej maszyny zniszczenia. Uruchamiana jednym przyciskiem opcja podglądu mapy działań z rozmieszczeniem wrogich jednostek  i konieczność planowania poszczególnych ruchów dodawały też całej produkcji rysu strategicznego. „Czołgiści” mieli powody do zadowolenia, choć od wszechobecnego piachu mogły ich w pewnym momencie zacząć boleć oczy.

PlayStation / PC – Tank Racer

Zmieniamy zupełnie stylistykę i w 1999 roku zasiadamy za sterami karykaturalnych pojazdów bojowych, które zamiast brać udział w spektakularnych bitwach, ścigają się po wymyślnych trasach. Wydana w 1999 roku produkcja jest dzisiaj zapomnianą perełką i jednym z lepszych klonów Mario Kart z końca XX wieku. Niestety brak znanych postaci i słynnego uniwersum w tle nie pozwolił jej zapisać się w pamięci w takim stopniu, co chociażby Crash Team Racing. Mimo to warto o Tank Racer pamiętać. Dwadzieścia dwa różne tory z licznymi skrótami, tuzin czołgów do wyboru, a także kilka typów broni i gadżetów do użycia na trasie dawało i daje wystarczające możliwości, by się dobrze bawić. Twórcy nie zapomnieli też o osobach spragnionych rywalizacji wieloosobowej i oddali do dyspozycji klasyczne tryby wyścigu i pojedynków na arenie. Fani kanapowego multiplayera mogą więc przy Tank Racer miło spędzić czas. Atutem tego tytułu jest też jego niepowtarzalność. Gdzie jeszcze znajdziemy tak kreskówkowe, zabawne i zręcznościowe wyścigi czołgów? Oklaski za pomysł i za poczucie humoru (efekty dźwiękowe w grze rządzą) dla twórców.

Nintendo 64 – BattleTanx

Pozostajemy w latach dziewięćdziesiątych i na chwilę cofamy się o rok, by przypomnieć jedną z lepszych produkcji skierowanych do pasjonatów potyczek wieloosobowych, którzy mieli Nintendo 64. Nawet do czterech „czołgistów” mogło rywalizować na raz na podzielonym ekranie w klasycznym deathmatchu, kilku jego odmianach oraz capture the flag w BattleTanx od 3DO. Spora liczba broni i kilkanaście poziomów, przy dobrym towarzystwie, zapewniały godziny zabawy na niezłym poziomie. Warto dodać, że samotnicy także mieli coś robić. Twórcy popuścili wodze fantazji i przygotowali historię świata z 2001 roku, w którym tajemniczy wirus zabił niemal wszystkie żyjące kobiety. Na domiar złego wkrótce wybuchła wojna nuklearna i znaczna część ludzkiej cywilizacji poszła z dymem. W tych niesprzyjających realiach posiadacze konsoli mogą wcielić się w Griffina Spade’a, który przywłaszcza sobie czołg i rusza przez Amerykę w poszukiwaniu uprowadzonej narzeczonej. Po drodze mierzy się z gangami m.in. w Nowym Jorku i Chicago. I to jest dopiero niezła historia.

PlayStation 2- World Destruction League: Thunder Tanks

Kilkanaście miesięcy później na dużo mocniejszej PlayStation 2 pojawił się tytuł bliźniaczo podobny do BattleTanx, kolejna nastawiona na tryb wieloosobowy zręcznościówka. Tym razem fabuła nie daje powodów, by specjalnie się zachwycać. Mamy świat przyszłości, w którym ludzi nie pasjonują już tradycyjne dyscypliny sportowe, a tłumy zbierają się tylko na stadionach, gdzie toczone są współczesne walki gladiatorów, wojowników w potężnych machinach bojowych. Na szczęście autorzy dużo bardziej niż do tła fabularnego przyłożyli się do mechaniki i popracowali trochę nad wyglądem map, dostępnymi pojazdami, a także trybami zabawy. Wśród tych ostatnich pojawiają się oczywiście deathmatch i capture the flag, ale jest także domination, w którym gracze zajmują generatory czołgów na mapie i tworzą sobie małe armie sprzymierzeńców. W tym module potyczki nabierają potrzebnej spektakularności. Cztery osoby (w tym posiadacz konsoli wyposażony w obowiązkowego, acz rzadko spotykanego multitapa) mogą do siania zniszczenia wykorzystywać rozmaite pojazdy. Na szczęście fantazja autorów nie była zbyt ograniczona i oddali oni do dyspozycji graczy bardzo różne i fantazyjne typy czołgów o odmiennych właściwości. Akcja na arenach jest szybka, plansze spore, eksplozje efektowne, a cała produkcja do dzisiaj jest atrakcyjną opcją dla miłośników zabawy wieloosobowej.

X360 / PlayStation 3/ PC - Heavy Weapon: Atomic Tank

Przenosząc się bliżej czasów współczesnych, na konsolach obecnej generacji znajdziemy przynajmniej kilka sensownych produkcji, w których można pokierować czołgiem. Wśród nich są tytuły mniej lub bardziej oryginalne. Ciekawe podejście do tematyki zaproponowali w 2005 roku pracownicy PopCap Games. Ich side-scrollowana, mocno kreskówkowa i wybitnie zręcznościowa strzelanka to idealny tester refleksu grających, którzy na każdym z kilkunastu poziomów mierzą się z setkami wrogów.  Mocno uproszczone sterowanie i spore pokłady miodu sprawiają, że z tym małym i niedrogim tytułem każdy może spędzić przynajmniej kilkadziesiąt minut, porządnie się przy tym odstresowując. Poza tym, jakoś nieczęsto gracze dostają możliwość walki z komunizmem (szczególnie za sterami atomowego czołgu).

WiiU – Tank! Tank! Tank!

Na koniec, coś świeżego, wydany kilka miesięcy temu Tank! Tank! Tank! Jak może już sugerować sama nazwa, to produkcja prosta i nastawiona na zabawę, więc miłośnicy skomplikowanych symulacji i poważnych konfliktów zbrojnych muszą szukać dalej. Spragnieni beztroskiego strzelania w gronie znajomych i spektakularnych walk na ulicach miast z gigantycznymi robotami, robalami lub potworami mają natomiast nową zabawkę na długie godziny. Dwadzieścia różnych typów czołgów, prześmiewcze tryby wieloosobowe i uproszczone do analogowej gałki i jednego przycisku sterowanie stanowią zaproszenie nie tylko dla graczy z dużym doświadczeniem, ale też dla totalnych nowicjuszy. Jak się okazuje, party-game z czołgami nie jest niczym trudnym, a przy Tank! Tank! Tank! zabawy jest niemniej niż przy konkursie karaoke czy dowolnej innej zabawie z Willotami.

Szybka podróż przez świat gier na konsole pozwoliła znaleźć siedem bardzo różnych produkcji o czołgach. To oczywiście tylko kropla w morzu, bo dobrych i tych nieco gorszych tytułów z ciężkimi wozami bojowymi na konsolach i komputerach nie brakuje. Wydaje się, że każdy może dziś więc z czystym sumieniem sparafrazować Ludacrisa i też powiedzieć, że ma u siebie czołg. Co prawda tylko wirtualny, na płycie, kartridżu lub dysku, ale to też coś.

Brucevsky
6 czerwca 2013 - 19:18