Jeremy Marie - gość który zwiedził kawał świata - Marcus - 9 czerwca 2013

Jeremy Marie - gość, który zwiedził kawał świata

Od dziecka pasjonowały mnie podróże. Kiedy w szkole podstawowej opowiadaliśmy o swoich planach na przyszłość, większość kolegów chciała zostać strażakami, policjantami lub żołnierzami. Ja natomiast, jako jeden z nielicznych, uparcie trzymałem się swojego pomysłu na życie, jakim miało być podróżowanie. Teraz wiem, że spełnienie tego postanowienia będzie trudne, jednak kiedy czytam o poczynaniach innych, moje dziecięce marzenia powracają. Jedną z takich osób jest Jeremy Marie.

Jego historię poznałem zaledwie kilka tygodni temu, więc całkiem możliwe, że także i Wy jej nie słyszeliście. Mówiąc bardzo ogólnikowo: Jeremy przemierzył sześć kontynentów w ciągu pięciu lat. Niezbyt imponujące, bowiem z odpowiednią ilością pieniędzy każdy może pozwolić sobie na taką wycieczkę. Warto jednak dodać, iż sympatyczny Francuz dokonał tego poruszając się tylko i wyłącznie autostopem. Zainteresowani?

Jak sam Marie pisze, geografią i rozmieszczeniem państw na świecie zainteresował się już jako dziecko. Wiele zawdzięcza swoim rodzicom, z którymi zwiedził kilka egzotycznych krajów. Parę lat później klasa Jeremy'ego wzięła udział w wyjeździe do Polski. Właśnie wtedy w jego umyśle rozwinęło się postanowienie dotyczące odkrywania obcych kultur. A to wszystko dzięki wakacyjnemu pobytowi w polskiej rodzinie.

Tak wygląda mapa podróży Jeremy'ego

Początkowo bohater tego tekstu odkrywał piękno własnej ojczyzny oraz państw z nią sąsiadujących, natomiast pierwszym poważnym przedsięwzięciem był pobyt na Wyspach Brytyjskich. Następnie przebył kilkanaście europejskich stolic, korzystając z uprzejmości ludzi, którzy go podwozili. Nadrzędnym celem okazało się zwiedzenie kolejnych kontynentów, m.in. Afryki bądź Ameryki Południowej.

Jeremy wyruszył w drogę w październiku 2009 roku, przemierzając południową Europę, aż dotarł na Bliski Wschód. W Syrii spotkał Beduinów, z którymi odbył przejażdżkę po bezkresnych pustyniach. Zaznaczył również, iż kraj ten posiada wiele pięknych zabytków i nie powinien być kojarzony wyłącznie z niebezpieczeństwami. Stamtąd skierował się do Afryki i poruszając się jej wschodnim wybrzeżem trafił do Republiki Południowej Afryki. Jak sam twierdzi, RPA to kraj kontrastów, o czym przekonał się na własnej skórze. Z jednej strony, niemal na każdym kroku słyszy się o przestępstwach, a zaledwie kilkanaście lat temu zerwano z polityką Apertheidu. Z drugiej jednak, Marie przekonuje, iż tamtejsi mieszkańcy, zarówno biali jak i czarni, to osoby niezwykle uczynne i gościnne.

Kolejnym punktem ekspedycji okazała się morska przeprawa do Ameryki Południowej. Podróżnik przyłączył się do załogi jachtu. Dopłynął z nią do Trynidadu i Tobago. Atlantyk udało się pokonać w 57 dni, w ciągu których Jeremy mógł poławiać ryby i obserwować piękno oceanu. Mówiąc o Panamie, wspomina niezwykle różnorodną przyrodę, wizytę w Kanale Panamskim, a także przejazd autostopem... z policją. Następnie 29-latek dotarł do Stanów Zjednoczonych. W Kanadzie odwiedził Quebec, czyli region, w którym językiem używanym na co dzień jest francuski, a nie angielski (Kanada posiada dwa języki urzędowe).

Wracając w kierunku Ameryki Południowej, obieżyświat odwiedził Kubę, a następnie okrążył kontynent i w Kolumbii w marcu 2011 roku wsiadł na łódź płynącą przez Ocean Spokojny. Rejs trwał dokładnie 140 dni i zakończył się w Auckland (Nowa Zelandia). Tam Jeremy pożegnał się z członkami załogi i powędrował do Australii. W krainie kangurów spotkał nie tylko całą gamę przedstawicieli dzikiej natury, ale także zapaleńców-surferów i żebrzących Aborygenów. Wspomina, iż poruszanie się autostopem na tym kontynencie jest bardzo łatwe.

Ostatnim punktem całej eskapady była Azja. Jeremy Marie przebył drogę przez siedemnaście krajów tego kontynentu docierając do Europy. W drodze powrotnej "zahaczył" o nasz kraj, a wśród ciekawostek należy wymienić fakt, iż globtroter pominął największe państwo świata, czyli Rosję. Niestety, mężczyzna nie opublikował jeszcze swoich wrażeń z pobytu w Azji. Wszystko wskazuje na to, że ukażą się one w formie książki, opracowywanej przez tego odważnego gościa.

Kto wie, może kiedyś jeden z autorów lub czytelników Gameplaya odbędzie równie emocjonującą wycieczkę? Wkońcu mamy w naszych szeregach Buję, który jakiś czas temu wrócił z Czarnego Lądu. O innych "wędrujących gameplayowiczach" nic mi nie wiadomo. :)

Marcus
9 czerwca 2013 - 17:20