Od nowego filmu Zacka Snydera oczekiwałem w zasadzie dwóch rzeczy: potężnej rozwałki i świeżego podejścia do tematu genezy przybysza z Kryptonu. W kinie dostałem to, co chciałem. Osoby wychowane na donnerowskiej wersji Kal-ela będą wyć z bólu i zgrzytać zębami – to zupełnie inny Superman, nie silący się na liczne nawiązania. Liczba zmian względem poprzedników jest doprawdy masakryczna.
Oglądając Człowieka ze stali czułem się, jakbym poznawał tę postać na nowo. Aczkolwiek szkoda, że twórcy nawet na chwilę nie próbowali sięgąć po odważniejsze środki, aby popchnąć ten wózek w jeszcze inną stronę. Wydaje mi się również, że jakiekolwiek porównania do odsłon z Christopherem Reevem nie mają większego sensu, bo stylistyka u Snydera jest poważniejsza, a akcenty rozłożone zupełnie inaczej. Generalnie dobrze widzieć Clarka Kenta, który zamiast stawać się niezdarnym dziennikarzem szuka własnej tożsamości (casus Batman: Początek).
Nie będę się rozpisywać o każdym elemencie z osobna. Napiszę tylko - podobało mi się. Bo to w pierwszej kolejności bardzo dobry film o Supermanie, w drugiej epicki blockbuster, a w trzeciej...średni film jako-taki. Ewentualne niedoróbki Snyder może poprawić w sequelu, który oczywiście powstanie, albowiem Man of Steel miał w USA znakomite otwarcie. A poniżej moje skondensowane myśli w formie plusów i minusów.
Plusy:
+ Cavill wygląda bardzo dobrze jako Superman, trochę gorzej jako Clark Kent, ale to castingowy strzał w dziesiątkę
+ Russel Crowe wbrew pozorom nie odwala pańszczyzny, potrafi nieźle przylutować i kipi charyzmą
+ początek na Kryptonie, megarozwałka i starcie Jor-ela z Zodem
+ motyw Clarka-włóczęgi
+ doskonale uargumentowany patent z ukrywaną tożsamością Supermana
+ zaskakujący brak slapsticków i sprośnych żartów jak na blockbustera, ten film jest nader poważny (ale bez specjalnej spinki, ot po prostu postacie robią KONKRETNE RZECZY bo nie mają czasu na wygłupy)
+ świetne efekty CGI, kostiumy, scenografia. Strona techniczna filmu stoi bardzo wysokim poziomie
+ Mimo ponad 2 godzin projekcji seans mija szybko, nie nudziłem się
+ przeefektowny, zapadający w pamięć 3 akt ze smacznym deserem w postaci „wiadomego” pojedynku i zaskakującą konkluzją
+ Faora i jej walka z Supermanem w Smallville
+ zakończenie, które z automatu ustawia motyw przewodni sequela ;)
+ Ten film nie kopiuje rzeczy pd poprzedników, stara się być maksymalnie samodzielny.
+ scena z Jonathanem i tornado
+ Michael Shannon daje radę jako czarny charakter, choć ciężko go nazwać w ogóle czarnym charakterem. To gość, który walczy o przetrwanie własnego ludu.
Minusy:
- chaotyczność wydarzeń, co doprowadza do obdzierania z mocy teoretycznie ważnych scen (np. gdy Clark przywdziewa kostium - mowa o tym co dzieje się przed, a nie po ;)))
- jednak muzyka Zimmera zawodzi. Soundtrack wydawał mi się bardziej urozmaicony przy oddzielnym słuchaniu, a w filmie brzmi tak, jakby skorzystali z maksymalnie 2-3 utworów
- kilka ujęć w trakcie walk jest niewyraźnych, trzęsąca się kamera nie pomaga
- będę w tym odosobniony, ale...Costner w tym filmie wali same suche mądrości
- pozostałe henchmeny Zoda (prócz Faory) to już wielka zagadka, zamaskowane zakapiory bez osobowości.
- nie ma w filmie sceny jak Clark "przemienia się" w Supermana. Wszystko dzieje się na zasadzie - Clark chodzi w krótkiej koszulce rednecka, cięcie, Clark fruwa sobie w stroju itd. Gdzie chowa swój strój?
- Scena z autobusem powinna być raczej gdzieś na początku filmu.
- Zdecydowanie za mało scen z oswajaniem się Supermana z mocami
Podsumowując - solidny blockbuster, najlepszy Superman i przede wszystkim - epicka rozwałka na maksa. Jest jednak miejsce na sporo poprawek i warto dać sequelowi już teraz zielone światło. Generał Zod jest zadowolony: ;)
OCENA 7.5/10
Ciekawostka dla ciekawych – Antje Traue (grająca Faorę) zapowiadała w przypadku porażki finansowej filmu koniec swojej aktorskiej kariery. Po występie w Człowieku ze stali z pewnością nie będzie narzekać na brak ofert.