W horrory, thrillery i inne takie, rzadko gram – jeszcze rzadziej oglądam. Ale The Last Door zaciekawił mnie od pierwszej grafiki, od pierwszego wejrzenia. Wszędobylskie piksele i do tego klimat wiktoriańskiej Anglii – to intryguje już od słowa „piksele”. Uwierzcie mi, później jest tylko lepiej!
Tym wpisem chciałem Was zachęcić do obadania niezależnego dzieła hiszpańskiej ekipy The Game Kitchen. Do tej pory ukazały się dwa epizody – „List” jest pierwszym i zarazem darmowym. Niedawno deweloperzy pozwolili społeczności przetłumaczyć ich dialogi, toteż wśród obsługiwanych języków widzicie również polski (thx redrubin!). Tym bardziej zachęcam Was do poświęcenia godzinki czasu dla tej gry, zwłaszcza, że pierwszy jej epizod jest całkowicie darmowy. Dopiero drugi wymaga wpłacenia dotacji, zaś trzeci – którego premiera planowana jest na październik bieżącego roku – wszystkim zostanie udostępniony dopiero w grudniu 2013 roku. A jeśli w The Last Door zagracie choć raz, to gwarantuję Wam, będziecie za wszelką cenę chcieli tu wrócić.
Wszystko przez niesamowity minimalizm opowiadanej historii. Ta kręci się wokół przyjaciela naszego bohatera. Spoilerem to nie powinno być, aczkolwiek uwaga: !---pierwsza sekwencja umożliwia nam przeprowadzenie na nieszczęśniku próby samobójczej. Ale jakiej próby samobójczej! To mega klimatyczne, okraszone melancholiczną jak cholera muzyką, powolne kroki do powieszenia się. Każdą czynności przeprowadzamy poprzez kliknięcie na dany przedmiot, zaś później na ekranie widzimy ostatni słowa biedaka.--!
Po takim wstępie apetyt, naturalnie, się zaostrza. Protagonista trafia w końcu do posiadłości delikwenta i nadrzędnym celem jest – najpierw – odnalezienie kumpla, zaś potem dalsze śledztwo w sprawie czynu, który popełnił. Z początku niewinna intryga, później przeradza się w prawdziwy festiwal zjawisk paranormalnych. To już nie tylko zwykłe samobójstwo, ale w grę wchodzi kółko zainteresować okultyzmem, nawiedzony proboszcz katolickiej szkoły (który nomen omen też brał udział w spotkaniach tych ludzi – kapitalna scena!) oraz dziwne wizje prześladujące protagonistę. Po dwóch rozegranych epizodach nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej, bo i ja sam niewiele wiem. Choć powoli, wszystko układa się w sensowną całość, to na ten moment wstrzymam się z końcowym werdyktem. Ale jeśli miałby już skorzystać z jakiejś skali punktowej, to niechybnie byłoby to 9.5/10 za absolutnie rewelacyjnie oddany klimat tamtej epoki, fantastycznie nastrojowej muzyki oraz element genialnej wczuwki podczas nocnego grania ze słuchawkami na uszach – co zresztą polecają sami deweloperzy.
Tutaj macie stronę internetową projektu, a przeklikując się między zakładkami natraficie na zbiórkę pieniędzy na nowy odcinek – już trzeci. Gorąco zachęcam do wspierania hiszpańskiego studia The Game Kitchen, bo widać, że chłopaki mają jakiś pomysł na to, co robią. I w doskonały sposób im to wychodzi!