Optymalna długość gry - Cascad - 1 sierpnia 2013

Optymalna długość gry

Przy okazji kolejnych bundle’i, przecen, okazji i wysokobudżetowych premier, często nie myślimy o tym na ile wystarczy jakiś tytuł. Wszechobecne gry Indie, które po prostu zalały rynek, zmieniły optykę patrzenia na ten problem. Obecnie podobne (bardzo niewielkie) pieniądze można wydać na Sword & Sorcery i bawić się przez dwie godziny lub zarwać miesiąc na przechodzeniu i odkrywaniu Binding of Isaac. Równie dobrze można zapłacić 160 PLN przy premierze Tactisc Ogre: Let Us Cling Together zapewniając sobie wiele wieczorów niesamowitej zabawy, lub dać jeszcze więcej za Uncharted, by cieszyć się błyskawiczną wycieczką Drake’a po rynnie.


 

Innymi słowy – ostatnio wszystko się poszło kochać i coraz trudniej o logikę według której gry, które kosztują więcej powinny być nie tylko lepsze, ale i dłuższe. Patrząc jednak na sam czas spędzany przy jakimś tytule, zastanówmy się ile właściwie powinny optymalnie trwać gry?


 

To głębokie niczym Bajkał pytanie można momentalnie zbić równie prostą co trafną odpowiedzią „tak długo aż nie poczujemy nudy”. W obecnym świecie nabiera to jednak nowego wymiaru przez ilość bodźców, które zalewają nas z każdej strony. Nie wspominam już nawet o dzwoniącej komórce i SMS-ach, ale o stale włączonym pececie, zachęcającym do zajrzenia na chwilkę, by pośmiać się z kotów, Biebera i premiera. Wiadomości podawane bez żadnego jakościowego filtra to potok zalewający nas z każdej strony, przez co nie trudno o SAS (short attention span), czyli przypadłość, która staje się coraz powszechniejszą chorobą cywilizacyjną.


 

Pamiętacie kiedy ostatni raz zaliczyliście trzygodzinną partyjkę bez sprawdzania maila, Twittera, Facebooka i RSS-ów?


 

Wracając do meritum – to ile swego czasu każdy z nas może przeznaczyć na ukończenie danej pozycji (bo każdy lubi kończyć grę, to coś w rodzaju rytuału, który satysfakcjonuje niezależnie od lat na karku) zawsze będzie mocno indywidualną sprawą. Postaram się zatem odpowiedzieć na pytanie z początku wpisu w czysto subiektywny sposób.


 


 

Uważam, że poprzednia generacja wyszła z tej kwestii obronną ręką, wypracowując najlepsze standardy. RPG-i w większości można było ukończyć w czasie między 30 a 40 godzin, choć oferowały możliwości na jeszcze więcej. Wiele gier akcji z którymi miałem do czynienia zamykało się w pięknym wyniku 15-20 godzin (vide MGS3), a zalew produkcji sportowych, wyścigów i bijatyk praktycznie przekręcał licznik. Nawet platformery, których było znacznie więcej, celowały w czas powyżej 10 godzin. Bo swego czasu recenzenci zwyczajnie obniżali oceny wszystkiemu co trwa mniej niż pół doby, oceniając gry nie tylko z punktu jakości doświadczenia, ale i tego czy warto w ogóle przeznaczyć swoje ciężko zarobione pieniądze na coś co jest zbyt krótkie względem swej ceny.


 

Możliwe, że w tamtym czasie mózg sprały mi kultowe magazyny, ulubieni autorzy i wybuch rewelacyjnych gier, ale do dziś podoba mi się to podejście i widzę w nim promyk nadziei na lepsze jutro, a nawet pojutrze. Uważam, że powinniśmy trzymać się pewnych standardów i nie powinno mnie obchodzić, że kampanie w Call of Duty i Battlefieldzie trwają po 6 godzin – twórcy nie potrafią zrobić ich sensownie? To niech nie robią wcale i sprzedają komponent multi za 100 PLN zamiast mydlić oczy wybuchami na 6 godzin. No chyba, że wystarczy im ocena na poziomie 6… Kupując grę nie chcę kupować filmu, gdybym chciał poszedłbym do kina. Dlatego też przebój action adventure powinien mieć w sobie tyle adventure, by trwać co najmniej te 15 godzin i tyle action żeby to się nie nudziło. Podobnie jest ze strzelaninami i wszystkim innym…


 

Nie da się dogodzić wszystkim, ale zdecydowanie bardziej lubię uczucie napełnienia w momencie kończenia gry, czegoś w stylu jedzenia zbyt dużej pizzy („jeszcze kęs i pęknę”, ale człowiek wciąga) niż wypicia puszki coli w letni dzień, która owszem, gasi pragnienie, ale w sumie stwierdza się po niej, że te głupie dwa złote poszły w błoto, bo można było za nie kupić litr orzeźwiającej wody. Ponieważ zaczynam się miotać w tych spożywczych alegoriach, kończę nim dojdzie do porównania nowych gier do paczki Laysów, w której więcej jest powietrza niż samych chipsów.


 

Ups, jednak to porównałem.


 


Jeżeli chcesz dotrzeć do większej ilości podobnych tekstów, zostać moim amigo, lub wygłosić epicki hejt - zrób to widocznie:

#na Facebookowej stronie Cascaderstwo (w kategorii zdrowie/uroda!).
#na rozrywkowym Twitterze pełnym czerstwych żartów i starych linków.

Dzięki!

 

Cascad
1 sierpnia 2013 - 16:18