Shuhei Yoshida, dyrektor Sony Worldwide Studios, potwierdził że po premierze PS4 w ramach abonamentu PS+ będziemy mieli możliwość „zaklepania na później” gier na nową konsolę bez konieczności jej posiadania. Gracze znają ten mechanizm od momentu uruchomienia usługi dla PS Vita- korzystając z abonamentu na konsoli stacjonarnej zwiększają wirtualną bibliotekę gier dla Vity niejako „za wszelki wypadek”. W istocie, mechanizm ten jest wyjątkowo sprytnie zaplanowany, a o jakimkolwiek przypadku, czy bezinteresowności nie może być mowy.
Krótko przypomnę- mechanizm funkcjonowania PS+ przypomina trochę rozbudowany model wypożyczalni gier. Raz w miesiącu do wypożyczalni trafiają trzy tytuły, które posiadacze abonamentów mogą ściągnąć za darmo. Gdy dana pozycja chociaż raz trafi na listę pobierania, uzyskamy możliwość pobrania jej w każdym momencie w przyszłości, przy wciąż wykupionym abonamencie PS+. Nie oznacza to jednak, że decydując się na usługę dostaniemy możliwość grania w tytuły udostępnione w jej ramach w przeszłości, przed rozpoczęciem naszego abonamentu- dostajemy tylko te gry, które są oznaczone jako Instant Game Collection w danym miesiącu (nie licząc dodatkowej puli kilku tytułów zmieniających się co rok). Obecnie nic nie stoi na przeszkodzie, by dodawać do listy pobrań pozycji na Vitę i ściągnąć je, gdy wreszcie dorobimy się kieszonsolki. Konsument znający wartość oferowanych gier może się jedynie zastanawiać w jaki sposób cała ta szopka pozostaje rentowna dla Sony. Bez obaw, tutaj wszystko ma ręce i nogi.
Przywiązanie do marki v. 2.0
Sklepy stanowiące integralną część urządzenia multimedialnego i usługi z nimi związane stanowią dla producentów niemal niewyczerpalne źródło zarobku, w dodatku o charakterze wyjątkowo stabilnym. Przyczyną takiego stabilności jest mechanizm psychologicznego przywiązania- tym większego, im większe są nasze nakłady finansowe „zostawione” w sklepie, lub im większe korzyści odnosimy w ramach wybranej usługi. W jednym i drugim przypadku słowem kluczowym jest kumulacja.
Jednym z pierwszych spektakularnych sukcesów takiego modelu dystrybucji był AppStore. Debiutujący w 2008 roku, dynamicznie rozwijający się w latach kolejnych obecnie jest jednym z najbardziej dochodowych źródeł w całej strukturze zarobków firmy Apple. Pomijając aspekt jakości produktów firmy (istotny w tym przypadku), bardzo niskie ceny aplikacji w porównaniu z wersjami desktopowymi zaowocowały szałem zakupowym milionów użytkowników, którzy coraz rzadziej kierowali się w swoich decyzjach racjonalnymi pobudkami, przedkładając ponad nie potrzebę chwili. Z czasem biblioteka zakupionych aplikacji rosła do niebotycznych rozmiarów, a skumulowane wydatki zaczynały przybierać całkiem pokaźne wartości. Mechanizm ten spowodował, że przesiadkę na urządzenie z konkurencyjnym systemem operacyjnym konsumenci zaczęli odbierać jako nieracjonalną z finansowego punktu widzenia, mimo że same urządzenia mogły być znacznie tańsze. Wygrywała użytkowość będąca wynikiem kumulacji pozornie nieznaczących w skali miesiąca wydatków. O wiele prościej było przesiąść się z iPoda Touch na iPhone’a nie ponosząc kosztów ponownego rozbudowywania bazy programowej. Piszę o tym nie bez powodu- przywiązanie do PlayStation Plus w ogólnym rozrachunku przyjmuje bardzo podobną postać.
Mimo, że nie mamy konieczności utrzymywania ciągłości abonamentu PS+, bardzo wysoka jakość oferowanych tytułów niejako tę ciągłość wymusza. Szkoda przecież odpuścić kilka świetnych tytułów, które niewielkim kosztem mogą zasilić naszą wypożyczoną bibliotekę, a które ograć będziemy mogli w przypływie wolnego czasu. Co najważniejsze, zamykanie się systemu w obrębie jednej umierającej już generacji powodowałoby w graczu poczucie zaciskanej na szyi pętli i bezsensowności dalszych finansowych inwestycji w projekt, którego żywot dobiega już końca. Z tego punktu widzenia, umożliwienie rezerwowania gier dla PS4 z poziomu poprzedniczki było jedynym racjonalnym wyjściem i doskonałym pomostem między dwiema generacjami. Nie mając następczymi wysłużonej „trójki” będziemy w stanie budować bibliotekę gier dla urządzenia, do którego nieracjonalne przywiązanie narastać będzie z miesiąca na miesiąc. Uderzając w nuty osobiste, Sony zabezpiecza się przed kontrofertą Microsoftu. Zakładając nawet, że firma ogłosi w niedalekiej przyszłości usługę znacznie lepszą z punktu widzenia konsumenta niż PS+ (wierzymy w to jeszcze?), przywiązanie weźmie górę i ogromna część graczy zostanie przy czarnulce.
Inną sprawą jest, że sam znam przynajmniej dwie osoby, które grają tylko i wyłącznie w gry oferowane w ramach abonamentu. Grupa, która wyzbyła się zwyczaju kupowania gier pudełkowych, jest w rzeczywistości jeszcze bardziej przywiązana do usługi, która jako jedyna utrzymuje funkcjonalność ich konsoli przy życiu.
Mimo wszystkich uzależniających właściwości, PlayStation Plus w obecnym kształcie wydaje się być złotym środkiem. Oczekiwanie na ogłoszenie kolejnych topowych tytułów jest pod koniec miesiąca małym świętem abonentów, co w pozytywnym świetle buduje wizerunek marki. Z finansowego punktu widzenia, usługa jest niebywale korzystna. O ile kilka lat temu sam byłbym w stanie przesiąść się z jednej konsoli na drugą, teraz byłoby to znacznie trudniejsze. Kilka „zaklepanych” tytułów, które wciąż czekają na swoją kolej na liście pobrań i kilkanaście innych do których wraca się od czasu do czasu robi swoje. Wreszcie, możliwość rezerwacji tytułów na konsolę nowej generacji będzie języczkiem u wagi dla wszystkich abonentów, którzy przesiadkę odkładają na później, bądź wciąż się wahają. Sam chętnie pojeżdżę w nieco okrojonej wersji DriveClub, które PS+ zaoferuje na start. Kolejny dobry ruch.