2015: najwięcej wysokobudżetowych filmów najwięcej finansowych porażek? - fsm - 12 sierpnia 2013

2015: najwięcej wysokobudżetowych filmów, najwięcej finansowych porażek?

Kilka lat temu był sobie taki film pt. Sahara. Ta ekranizacja książki Clive'a Cusslera to przeciętny, dający się oglądać film przygodowy, który zapamiętałem z jednego powodu. Polski plakat podkreślał fakt, że film posiadał budżet w wysokości 130 milionów dolarów, co najwyraźniej w 2005 roku było wielkim powodem do dumy (Ojej, wydali tyle kasy na film? No to przecież MUSZĘ kupić bilet, bo biedaczki nie zarobią!). W tym roku niespecjalnie udany, pozbawiony niewiadomojakich efektów Kac Vegas 3 (czyli zwykła komedia sensacyjna) przekroczyła 100 milionów dolarów w samym budżecie produkcyjnym, a stworzenie takiego Człowieka ze stali kosztowało milionów 225. Po co o tym wspominam? W 2015 roku pojawi się największa liczba ohydnie wysokobudżetowych filmów, które najpewniej przełożą się na największą liczbę finansowych porażek. A tego bym nie chciał, bo lubię filmy, w których wydaje się kupę zielonych na wybuchy i dobrze oświetlone twarze gwiazd z profilu...

Najpierw poznajcie listę filmów, bardzo imponującą i ciągle rosnącą - oto na co wielu z Was za 2 lata wyda mnóstwo kasy (ja też). Avengers: Age of Ultron, Gwiezdne wojny: Epizod VII, Człowiek ze stali 2 (lub, jeśli wolicie, Superman vs. Batman, czy jakkolwiek to się będzie nazywać), Igrzyska śmierci 4 (a dokładniej Kosogłos, cz. 2), Dzień niepodległości 2, nowy James Bond, Ant-Man, Piraci z Karaibów 5, Park jurajski 4, Terminator 5, Fantastyczna czwórka, Kung-fu Panda 3, Warcraft, Assassin's Creed, Przygody Tintina 2, Mission: Impossible 5, Finding Dory, Pingwiny z Madagaskaru, jedna (lub dwie, Internet nie ma pewności) ekranizacje powieści Dana Browna, a do tego być może Avatar 2, Prometeusz 2 i kontynuacja Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka. To grubo ponad 20 filmów, z czego absolutnie wszystkie są albo odkopaniem starej marki, albo kontynuacją jakiegoś hitu, albo adaptacją innego medium (książki, komiksu lub gry). Rok 2015 będzie prawdopodobnie największym filmowym rokiem w historii - dosłownie i w przenośni (a przecież sporej ilości filmów jeszcze oficjalnie nie zapowiedziano, a masa oryginalnych, nikomu nic nie mówiących tytułów, też ma szansę udanego ataku na portfele widzów). Z tym wszystkim wiąże się obawa, że rynek imploduje (albo eksploduje... eksplozje bywają efektowniejsze) od nadmiaru potencjalnych hitów i kolejne lata będą wyglądały zupełnie inaczej, czyt. skromniej.

Zazwyczaj jest tak, że prawdziwe zyski przynosi jedynie mała część potencjalnych hitów. Licząc produkcję, marketing i podział kasy z biletów ostatni Superman wcale jeszcze nie zaczął przynosić zysków (650 milionów dolarów zarobionych na całym świecie to monstrualna suma pieniędzy, ale prawdziwe zarabianie dla dzianych panów producentów podobno zaczyna się w tym wypadku dopiero od ok. 1 miliarda $), a przecież cała masa filmów generuje sprzedaż niewiele większą niż ich podstawowy budżet. Każdy człowiek ma ustawiony przez DNA i socjalizację limit wysokobudżetowych mega-filmów z hiper-gwiazdami, jakie jest w stanie obejrzeć w danym roku. Skoro filmów w 2015 będzie najwięcej, to wiele z nich wielu z was sobie po prostu odpuści aż do czasu, gdy seans w domowym zaciszu będzie możliwy. A do tego tendencja budżetowa jest taka: WYDAJMY WIĘCEJ KASY, zaś tendencja wśród widzów jest taka: WYDAJMY MNIEJ KASY!, to sprawy nie wyglądają różowo dla Hollywood. Przed klapą nie uratują producentów także zmartwychwstałe marki (sequel Dnia niepodległości po 19 latach? Czemu nie, Tron czekał na kontynuację 28 lat), bo w tym tu oto pięknym tekście są wykresy ładnie pokazujące, że większość znanych serii zarabia coraz mniej pieniędzy z każdym kolejnym odcinkiem (a ja wierzę wykresom, bo to nudne dane podane w graficznej formie :P).

Czyli, a więc, a zatem: jest spora szansa, że rynek się nasyci i po tym, jak za 3 lata okaże się, że tylko co trzeci film na siebie zarobił, przez jakiś czas nie będzie miejsca na kosmiczno-komiksowo-wybuchowe kino. Srebrny ekran zacznie częściej gościć produkcje skromne i skupiające się na mocnym scenariuszu, zamiast mocnych efektów. To może być jak oddech świeżego powietrza po nalocie bombowym. Ale byłoby równie pięknie, gdyby okazało się, że konkurencja wymusi na twórcach przygotowanie naprawdę dobrych filmów, które połączą w sobie wartość komercyjną i artystyczną. I że będzie warto wydać pieniądze na bilet, a prawdziwe kupsztale umrą gdzieś na dnie box office (inna sprawa, że można robić ładne i dobre blockbustery za małą kasę - Dystrykt 9 kosztował tylko 30 milionów). Ot, taka garść przemyśleń wyciągniętych z różnych zakamarków sieci. Piszę o tym, bo lubię wybuchy i nie chcę, żeby przestały rozświetlać sale kinowe. Howgh.

Źródła:

fsm
12 sierpnia 2013 - 10:54