Galaktyczne łowy Riddicka - eJay - 16 września 2013

Galaktyczne łowy Riddicka

Jeżeli wierzyć słowom Vina Diesela - Riddick powstawał na fundamentach produkcji niezależnej, w której twórcy pozbawieni ograniczeń pozabudżetowych mogli oddać się pracy z pełną pasją. Jedyny problem stanowiły pieniądze, a ostatnie pogłoski o tym jakoby wspomniany gwiazdor Hollywood zastawił swój dom w zamian za dodatkowe fundusze każą sądzić, iż wszyscy starali się dostarczyć rozrywkę na możliwie najwyższym poziomie.

Efekt powrotu Diesela jest więcej niż dobry, bo Riddick to gatunek, który tygryski lubią najbardziej - przepełnione testosteronem krwawe kino akcji z historią osadzoną gdzieś na rubieżach galaktyki.

Cały film jest taki sam jak postać głównego bohatera - kozacki, posiadający drobne rysy, ale w ogólnym rozrachunku robiący odpowiednie wrażenie. Fabuła delikatnie nawiązuje do poprzednich odsłon przygód łysego twardziela, aczkolwiek sama w sobie jest autonomicznym tworem. A sam pomysł jest prosty jak budowa cepa - Riddick zdradzony przez swoich pobratymców trafia na odległą planetę, zamieszkiwaną przez niezbezpieczne stworzenia. Przez przypadek natrafia na opustoszałą bazę i wysyła sygnał alarmowy, a ten zostaje odebrany przez 2 grupy najemników, chcących Riddicka po prostu ukatrupić.


Historę można podzielić na 3 segmenty, z których każdy charakteryzuje się zupełnie innym tempem akcji. Pierwszy ukazuje survival bohatera na obcej planecie, jego codzienne zmagania z lokalną fauną. Drugi nie szczędzi ekspozycji najemnikom (Diesel w tym momencie usuwa się w cień), a trzeci to już czysta rozwałka. Tak zaproponowany podział okazuje się być strzałem w dziesiątke, gdyż Riddick nie pędzi na złamanie karku, nie miota widzem od sceny do sceny. Same postacie "mercenaries" przypominają dobre czasy, kiedy reżyserzy z chęcia wykorzystywali grupę uzbrojonych po zęby mięśniaków rzucających co chwilę zabawnymi tekstami. A na deser mamy samego Riddicka. To cholernie pasująca do aparycji Diesela postać, aktor czuje się w jego skórze wybornie. Jak na galaktycznego twardziela i mordercę, który nie ma szacunku do kobiet - to sympatyczny protagonista ;)


Obraz Davida Twohy jest do bólu szczery i nie oszukuje, że jest czymś więcej. Od Riddicka bije 100% B-klasowością. Obstawiam, że gdyby za ten materiał zabrano się jakieś 20 lat temu pierwsze skrzypce grałby zapewne Arnold, a ekipie najemników przewodziłby Michael Biehn lub Michael Wincott (ten wciągnąłby dla siebie ten film nosem). Diesel jako ostatnia ostoja kozaków w Holly kradnie seans kiedy tylko może, poza końcówką, w której reżysera jednak trochę poniosło.


Podsumowując - bardzo polubiłem ten obraz. Po nieudanych Kronikach zmniejszenie skali wydarzeń wyszło wszystkim na zdrowie. Pomimo niskiego budżetu Riddick jest naprawdę "pro". Od strony wizualnej po aktorstwo. Czy jest to kandydat na film roku? W moim prywatnym rankingu może zahaczyć o pierwszą piątkę, ale czas pokaże czy Twohy i spółka wytrzymają napór konkurencji. W kolejce czekają jeszcze Cuaron, Howard, McQueen, Scott, bracia Coen i Scorsese.

OCENA 8/10

eJay
16 września 2013 - 18:42