Serialowych, jesiennych powrotów coraz więcej, a moja lista telewizyjnych produkcji, które staram się śledzić na bieżąco, z roku na rok robi się coraz dłuższa. Czas jednak nadrobić jedną z zaległości, która w zeszłym sezonie zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Czy tak samo będzie z nową serią serialu o mścicielu z łukiem? (Drobne spojlery.)
Pierwszy sezon "Arrow" był całkiem udaną pozycją. Serial miał swoje lepsze i gorsze momenty, ale generalnie wniósł trochę świeżości na polu telewizyjnych produkcji o superbohaterach. Swoim wykonaniem bardzo przypominał trylogię Nolana o Batmanie i był to wielki plus. Twórcy postanowili postawić na realizm i mimo, że seria czerpała wiadrami z komiksów z uniwersum DC, to zrezygnowano z ich fantastycznej strony. Drugi sezon może jednak nagiąć tę granicę. Już wiadomo, że w serialu pojawić się ma więcej superbohaterów, w tym Flash. Na to jednak musimy jeszcze troszkę poczekać, skupmy się więc na tym, co mogliśmy zobaczyć do tej pory.
Po wielkim finale w Starling City nastąpiły duże zmiany. Glades zostało doszczętnie zniszczone przez sztucznie wywołane trzęsienie ziemi, antagonista pierwszej serii nie żyje, tak jak najlepszy przyjaciel głównego bohatera a mściciel opuszcza miasto. Zastajemy go na wyspie, skąd jeszcze kilka lat wcześniej desperacko próbował się wydostać. Po okropnych wydarzeniach w jakich musiał brać udział, bohater postanowił odizolować się od całego świata. Na szczęście nie trwa to długo, gdyż Diggle i Felicity szybko go odnajdują. Arrow wraca do gry.
I tu zaczyna się pierwszy szkopuł. Po dramatycznych wydarzeniach w Starling City Oliver przechodzi niemałą przemianę. Nie chce już być mścicielem, ale by uhonorować pamięć po swoim przyjacielu, postanawia zmienić swoją politykę eliminowania wrogów. Decyzja o niezabijaniu przeciwników nie za bardzo mi się spodobała. W tym superbohaterze fajne było właśnie to, że nie bawił się z przestępcami. Od razu sprzedawał im strzałę między oczy i dzięki temu wyróżniał się od innych herosów. W drugim sezonie będziemy świadkami narodzin prawdziwej Zielonej Strzały, tej komiksowej wersji. To tylko kwestia czasu, aż ludzie przestaną go nazywać "Mścicielem" i zaczną używać prawdziwego imienia.
Arrow ponownie zakłada swój strój i zaczyna walkę z przestępczością. Tym razem nie po to, by skreślić kilka nazwisk ze swojej listy, ale by odkupić winy matki, współodpowiedzialnej za katastrofę w mieście. Po swojej stronie ma oczywiście Diggle'a i Felicity, jednak na jego drodze coraz częściej staje policja z Laurel na czele. Wydaje mi się jednak, że szybko zyska on nowych sojuszników. Swoją obecnością zaszczyciła nas Black Canary, dosłownie na kilkanaście sekund, a Roy coraz częściej bawi się w herosa. Pomoc mu się przyda, bo na swojej drodze napotyka coraz silniejszych wrogów, co mogliśmy zobaczyć już w drugim odcinku. Dodatkowo Oliver będzie musiał ostrożniej podchodzić do swojego prawdziwego życia, to właśnie on musi teraz zarządzać rodzinną firmą.
Największym minusem jaki do tej pory wyłapałem, to wcześniej wymieniona Laurel. Sztuczna gra aktorki, która wciela się w tę rolę, woła o pomstę do nieba. Sama postać też nie wnosi niczego do serialu, więc mam nadzieję, że scenarzyści się jej pozbędą. Mamy uroczą Felicity, więc po co nam Laurel? Dla wielu minusem mogą być też atakujące ze wszystkich stron "cliché", ale w tego typu produkcjach trzeba to wybaczać. W końcu "Arrow" jest serialem czysto rozrywkowym, a to dobrze mu to wychodzi.
Drugi sezon "Arrow" wypada naprawdę dobrze na tle poprzednich odcinków. W serialu ciągle się coś dzieje i nie ma mowy na nudę nawet przez pięć minut. Jeśli twórcy nie zwolnią tępa to czeka nas chyba najlepszy serial o superbohaterze jaki kiedykolwiek powstał. Z czystym sumieniem mogę nawet stwierdzić, że przebija długo oczekiwaną produkcję "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.". DC w końcu udało się pobić Marvela. Oby tak dalej.