Moja kariera w FIFA14 #4: Rollercoaster emocji! - Brucevsky - 21 października 2013

Moja kariera w FIFA14 #4: Rollercoaster emocji!

Rok po zakończeniu kariery w FIFA12 wracam do świata produkcji EA Sports. Poznając zmieniony tryb kariery, odkrywam smaczki i błędy nowej odsłony słynnej serii. Przy okazji zachęcam do dyskusji o zmianach, wadach, zaletach, talentach, formacjach, drużynach i sukcesach.

Irlandia nie przestaje mnie zaskakiwać. Jak nie rewelacyjna atmosfera w pubach, w których naprawdę trzeba się naszukać, by spotkać fatalnego towarzysza do picia, to niezwykła chimeryczność piłkarzy na boiskach Aitricity League. Podobno tylko dobry alkohol w odpowiedniej ilości pozwala człowiekowi zobaczyć świat w jaskrawych kolorach i zakochać się nawet w przystanku autobusowym. Przysięgam jednak, że na mecze UCD chodzę zawsze trzeźwy, więc te wszystkie niespodziewanie dobre występy moich podopiecznych, które widziałem, nie mogły być wynikiem procentów.

Po fatalnej passie ośmiu gier bez strzelonego gola omal nie rwałem sobie włosów z głowy, próbując ustalić przyczyny niemocy moich napastników i bezsilności pomocników. Kibice z Dublina też mieli dość. Ba, kibice z całej Irlandii mieli dość, bo UCD niemal zawsze i wszędzie tworzyło nudne, bezbramkowe widowiska. I wtem nagle wszystko się odmieniło. Nad naszym kameralnym stadionikiem wyszło słońce i pojawiła się tęcza. W jedenastej kolejce do siatki rywali piłkę wepchnął jakimś koślawym kopnięciem Belhout i nasza tragiczna seria została przerwana. Moment później poprawił Creevy, a ja prawie uszkodziłem sobie bark robiąc potężny wymach ręką w powietrze. Radość w szatni była tym większa, że cały mecz wygraliśmy 2:1. Od tego momentu nic już nie było takie jak dawniej. UCD zaczęło śrubować serię kolejnych spotkań zakończonych zwycięstwami i piąć się w górę tabeli. Gole Burke’a, Russella, Kavanagha, Belhouta, Leahy’ego czy Creevy’ego dawały kibicom mnóstwo radości, a nam potrzebne punkty.

Zauważyliście, że w gronie wyróżnionych nazwisk nie ma nawet jednego nabytku sprowadzonego przeze mnie latem? W tym aspekcie wciąż przeżywałem swoją osobistą klęskę, czytając o liczbie minut bez strzelonego gola w wykonaniu Kasumovicia i obserwując bezproduktywne występy Bryana Pele. Jedynym pocieszeniem byli dla mnie boczni obrońcy, Rocker i Gyamerah, którzy solidnie dbali o nasze czyste konta i regularnie zbierali pochwały od trenerów innych klubów z Aitricity League.

W 18. kolejce rozbiliśmy 3:0 Derry City po pokazie środkowego pomocnika Creevy’ego.  Młody Irlandczyk bardzo dobrze zaadaptował się w roli playmakera, choć wciąż ma spore braki w kwestii dogrywania dobrych piłek do kolegów. Waleczności i umiejętności znajdywania się w polu karnym odmówić mu jednak nie mogę, więc daję mu okazję regularnie występować na boiskach Aitricity League, kosztem wypożyczonego z Evian TG Thomassena. Pewny, trzybramkowy triumf potraktowałem jako sygnał, że trzeba podnieść sobie poprzeczkę i wskoczyć na „Klasę światową”.

Kilka tygodni później byliśmy już prawie na miejscu gwarantującym występ w kolejnej edycji europejskich pucharów. Do mierzącego w mistrzowski tytuł Sligo Rovers strata była spora, ale utrzymywaliśmy dobry kurs i nie gubiliśmy punktów, więc były powody do optymizmu. Zmiana poziomu trudności wpłynęła na pogorszenie naszych wyników. Niestety wraz z kontynuowaną serią zwycięstw przyszła też zmiana postrzegania UCD przez rywali, a to oznaczało, że ci z dołu tabeli zaczęli częściej grać defensywnie i stawiać w bramce autobus.  Dla moich nieporadnych napastników oznaczało to, że znaleźli się w sytuacji faceta, który próbuje piłeczką do ping-ponga przebić się przez metrowy mur. Dwa bezbramkowe remisy były fatalną zapowiedzią dalszej części sezonu.  

W chwilach obawy i rozpaczy szuka się pocieszenia, tak? Próbowałem więc uwierzyć, że pierwszy gol w Irlandii Ataijcia i pierwsze trafienie Vargasa to sygnały poprawy. Kolejne minuty gry i rozegrane spotkania wyprowadziły mnie jednak z błędu. To nadal byli nieporadni, mało skuteczni napastnicy, którzy nie potrafili wykorzystać okazji nawet w jednej z najgorszych lig Europy. Wobec tych wszystkich naszych problemów w ataku cudem był sam fakt, że byliśmy w czołówce tabeli i mieliśmy jeszcze szanse na mistrzostwo. Okazało się, że w Airtricity League wystarczy solidna obrona i niezbyt ofensywna formacja, by większość rywali niemal w ogóle zablokować. Trudno jednak liczyć, że szczęśliwie zdobywane gole i triumfy po 1:0 wystarczą do sięgnięcia po tytuł. Potrzebne były wzmocnienia, a styczniowe okienko nadchodziło wielkimi krokami...

P.S. kilka bramek strzelonych przez :gwiazdy" UCD znajdziecie na moim profilu EA Sports Football Club.

Brucevsky
21 października 2013 - 18:49