Będąc na imprezie organizowanej przez gry-online, miałem okazję pograć co nieco w nadchodzącą odsłonę Assasin's Creed IV. Zdaje się, że zobaczyłem fragment z początku gry bo jednym z zadań było skombinowanie załogi, o czym zresztą będzie mowa. W tej trwającej prawie godzinę przygodzie, skoncentrowałem się na samej mechanice, nie przywiązując dużej wagi do fabuły bo i tak to zobaczę gdy tylko wyjdzie wersja PC. Przerywników filmowych jednak nie dało się pominąć więc chcąc nie chcąc coś tam obejrzałem.
Bieganie po mieście nie różni się niczym od poprzednich części, z tym że w przeciwieństwie do trójki jest po czym skakać. Infrastruktura jest odpowiednio zaprojektowana do skakania naszym głównym bohaterem, ulice tętnią życiem, a strona wizualna nie pozostawia żadnych zastrzeżeń (choć to jeszcze stara generacja). Jako, że drugi raz w życiu miałem w ręce pada do Xboxa 360 to nim zdążyłem ogarnąć sterowanie, wpakowałem się w jakiś oddział. Pomimo, że przez pierwsze dwie minuty klawiszologia była dla mnie czarną magią to i tak nikomu nie udało się mnie zabić co jest smutne tym bardziej, iż przeciwników było pięciu, a ja szukałem przycisku do robienia kontry.
Podobno głupota ludzka to nic w porównaniu do sztucznej inteligencji... przynajmniej tej z assasyna. Nasi komputerowi przeciwnicy są głupi jak but. Nim zdobyłem statek musiałem przejść dwie misje "skradankowe". W praktyce oznaczało to swobodny spacer po strzeżonym terenie ze zwracaniem uwagi by nie wejść komuś na twarz. Strażnicy byli tak luźno rozstawieni, że bawienie się w chowanego czy zwabianie w pułapkę byłoby tylko stratą czasu. Szczytem była sytuacja gdy musiałem uwolnić kilku więźniów znajdujących się na pokładzie statku - stojący kilka metrów dalej strażnik nie zauważył jak ich wyswobadzam ponieważ gapił się w morze - pewnie coś zgubił. W otwartej walce można powalić dowoloną ilość żołnierzy za pomocą dwóch przycisków. To pewnie takie udogodnienie dla niepełnosprawnych - nie potrzeba dwóch rąk bo wystarczą dwa palce (na upartego jeden).
W końcu zdobyłem statek, który Edward ochrzcił mianem "Kawka". Nazwa kompletnie nie pasująca do pirackich klimatów. Po za tym zmienianie nazwy przynosi pecha i każdy szanujący się pirat o tym wie. Samo zdobycie statku wraz za załogą zostało przedstawione absurdalnie. Załoga była rozmieszczona na trzech okrętach. Przy każdorazowym uwalnianiu żeglarzy pojawiał się dialog w stylu "Uwalniam was ale będziecie moją załogą", a w odpowiedzi "Ok, to dla nas zaszczyt". Potem olewamy opustoszałe, potężne liniowce by przejąć jakąś nędzną, małą fregatę. Tłumaczenie, że Edward nigdy wcześniej nie był piratem jest stanowczo za słabe.
Samo sterowanie statkiem jest podobne do tego z trójki choć samo zachowanie naszej krypy stało się nieco bardziej realistyczne. Statek ma teraz swoją masę bezwładności przez co trzeba stale kontrolować jego kurs, zwłaszcza w niesprzyjające warunki atmosferyczne - z tymi wiążą się dziwne anomalie polegające na występowaniu kilku tornad naraz.... rozumiem, że ma być epicko lecz jedno trąba powietrzna w zupełności by wystarczyła. Slalom między twisterami jest bardziej śmieszny niż epicki. Na plus jest fakt, że tym razem nie wystarczy kucnąć by fala nie wyrządziła nam szkód. Teraz trzeba ustawić się do niej dziobem - brawo! Poza atmosferycznymi absurdami i możliwością płynięcia pod wiatr to łajba zachowuje się dość naturalnie, a i ożaglowanie zostało całkiem wiernie odwzorowane (poza stawianiem żagli w parę sekund). Same bitwy morskie są podobne do tych z trójki choć w przypadku większych sztuk, dłuższe i bardziej taktyczne.
Najgorsze w nowej części assasyna jest to, że to nowa część assasyna. Edward zamiast zachowywać się jak porządny pirat, biega w kapturze machając ukrytymi ostrzami na prawo i lewo. Zamiast nich powinien mieć nóż do podrzynania gardeł, a załogę powinien rekrutować w najgorszej karczmie na wyspie, wdając się przy okazji w bójkę czy dwie.. Myślę, że ta produkcja by wiele zyskała gdyby została stworzona jako nowa seria, poświecona po prostu piratom. Fragment fabuły wraz ze swoimi dialogami niezbyt mnie zachwycił. Dialogi, które chyba miały być śmieszne, nie śmieszą ani trochę, a początek fabuły nie zachęca do poznania dalszej części. "Piraci z Karaibów" udowodnili, iż prosta rozmowa z bosmanem może być ciekawa i zabawna. Assasyn się stara lecz mu nie wychodzi. Może problemem jest to, że zarówno rozmowy jak i wątek sprawdziłyby się w świecie Assasin's Creed lecz nie mają racji bytu tam gdzie rządzą morskie opowieści. Jednak nigdzie nie widać godnej konkurencji - wszystkie alternatywy są albo stare, albo w planach. Dlatego mam nadzieję, że choćby same bitwy morskie dostarczą mi dużo rozrywki.