Moje ulubione serie anime: Król Szamanów - Strider - 28 października 2013

Moje ulubione serie anime: Król Szamanów

Serie anime emitowane w polskiej telewizji to – niestety – rzadkość. Dobrze wykonane anime (pod względem tłumaczenia i udźwiękowienia) to już niemalże wołanie na puszczy. Całe szczęście, kilka lat temu udało się w Polsce wyemitować bardzo fajny shonen Seji'ego Mizushimy Shaman King, który w polskiej wersji brzmi nawet lepiej, niż w oryginale.

Historia opowiedziana w serialu skupia się na postaci Yoh Asakury, nastolatka będącego jednym z tytułowych szamanów – kimś, kto jest w stanie dostrzec żyjące wokół ludzi duchy i nawiązać z nimi kontakt. A także wykorzystać ich moce do walki, co jest o tyle ważne, że akurat zbliża się organizowany raz na pięćset lat wielki Turniej Szamanów. Jego zwycięzca otrzymuje możliwość połączenia się z tajemniczym Królem Duchów (czy też – bliżej oryginału - z Wielkim Duchem), a za jego pośrednictwem zmienienia wyglądu świata. Yoh, jako członek jednej z najpotężniejszych rodzin szamanów, dołącza oczywiście do Turnieju, ale bardzo szybko okazuje się, że zadanie jakie przed nim stoi jest o wiele trudniejsze, niż mogłoby się na początku wydawać...

Serial nie jest długi – liczy sobie łącznie 64 odcinki, z czego część to typowe fillery. Największą wadą Shaman King jest zakończenie – zbyt szybkie, jakby urwane i znacząco odbiegające od mangi. Nie przeszkadza to w odbiorze serialu, po obejrzeniu całości ma się jednak nieodparte wrażenie, że dołożenie jeszcze jednego odcinka nie zaszkodziłoby Shamanowi w żaden sposób.

Twórcom udało się bardzo zgrabnie połączyć w jedno różne motywy religijnie, filozoficzne i kulturowe, spajając je wspólną ideą indiańskiego szamanizmu. A jak wszyscy wiemy, japońskie spojrzenie na zachodnie wierzenia jest bardzo oryginalne, barwne i... całkowicie oderwane od rzeczywistości. :) Obok siebie występują więc szamani reprezentujący tradycje wikingów, gladiatorów, czy używający zupełnie współczesnej broni Wyrzutki (X-Laws), których najpotężniejszą umiejętnością jest otwarcie Bramy Babilonu, portalu do innego, duchowego wymiaru, z którego – teoretycznie – nie sposób się wydostać.

Jednak na polskim gruncie – jak już napisałem we wstępie – największym wyróżnikiem Shaman King spośród innych shonenów jest udźwiękowienie. Po raz pierwszy spotkałem się z przypadkiem, żeby polski dubbing i ścieżka muzyczna podobały mi się równie silnie (jeśli nie bardziej), niż oryginalna, japońska. Zresztą, porównajcie sobie sami – poniżej japoński opening pierwszej serii (Oversoul) i polska czołówka (chyba bez oficjalnego tytułu, ale mogę się mylić...).

No to teraz najważniejsze: warto oglądać, czy nie? Jeśli ktoś oczekuje poważnego serialu z dylematami moralnymi i rozbudowaną psychiką głównych bohaterów to może spokojnie sobie odpuścić – Yoh, pomimo pewnego luzu, jest postacią dość nijaką, a główny antagonista, Zeke (czy też: Hao), dopiero pod koniec staje się naprawdę ciekawą postacią (ale znowu: kierowany nieco innymi motywami niż w mandze). Reszta bohaterów (z małymi wyjątkami: Anna, Len) plasuje się gdzieś pomiędzy nimi i po latach większość scen z ich udziałem wypadła mi z głowy... Jeśli ktoś jednak lubi shoneny, a z Shaman Kingiem nie miał do tej pory styczności, to z czystym sumieniem mogę mu ten serial polecić. Koniecznie w polskiej wersji. :)

Strider
28 października 2013 - 11:12