Rok po zakończeniu kariery w FIFA12 wracam do świata produkcji EA Sports. Poznając zmieniony tryb kariery, odkrywam smaczki i błędy nowej odsłony słynnej serii. Przy okazji zachęcam do dyskusji o zmianach, wadach, zaletach, talentach, formacjach, drużynach i sukcesach.
W klubowej kasie w styczniu 2014 roku było 2 000 euro na transfery i 1000 euro na pensje. Tak wyglądały finanse zespołu z Airtricity League, który zajmował miejsce w górnej połowie tabeli i mógł liczyć się z okolicznością awansu do europejskich pucharów. Moje plany odnośnie nowych zawodników legły w gruzach w chwili, gdy Jenny z księgowości odpowiedziała mi na pytanie o status mojego budżetu. Gdyby to była kreskówka to w tym momencie zobaczyłbym gigantyczny pusty sejf z pajęczyną w rogu i jedną malutką złotą monetą na samym środku.
Sytuacja wyglądała dramatycznie i uświadomiłem sobie, że moja dotychczasowa polityka kadrowa nie była do końca trafiona. Pieniądze zdobyte ze sprzedaży kilku zawodników UCD w zaskakujący sposób rozpłynęły się. Sporą część wypracowanego w trudzie budżetu pożarły pensje wypożyczonych młodzików z innych europejskich jedenastek. Oznaczało to, że już latem, gdy powrócą oni do swoich klubów, UCD pozostanie z wąską i niezbyt mocną kadrą. Co gorsza, węższą niż w momencie, gdy zaczynałem pracę w Dublinie. Dlatego też koniecznie chciałem zakontraktować ze dwóch-trzech nowych piłkarzy z wolnego transferu, by w kolejnym sezonie móc ewentualnie kogoś sprzedać i jakoś zapewnić płynność finansową klubowi z Dublina. Na to jednak potrzebne były fundusze, bo nawet przeciętny, bezrobotny Anglik Tim Payne chciał od nas 1 200 euro miesięcznie w ramach wynagrodzenia.
Rozpoczęły się gorączkowe próby poszukiwania dodatkowych środków, by zapobiec katastrofie. Zarząd odrzucił moją prośbę o zwiększenie budżetu, więc najprostsza możliwość odpadła. Sprawdziłem, czy dałoby się odesłać któregoś z wypożyczonych piłkarzy przez czasem i uwolnić część pieniędzy na wynagrodzenia. Gdzie tam, nawet za wcześniejsze podziękowanie Ataijciowi musielibyśmy Celtikowi zapłacić 30 000 euro kary. Szkoci… Pozostało mi sprzedanie jeszcze kogoś z obecnej kadry UCD. Kilku nieprzydatnych, w ogóle nie grających piłkarzy jeszcze w Dublinie zostało, że choćby wspomnę obrońcę Coyne’a i lewoskrzydłowego Ben Mohameda. Wydawało się, że tutaj wreszcie mój plan wypali, bo wkrótce otrzymaliśmy pierwsze propozycje transferów. Szybko dogadaliśmy się co do kwoty odstępnego i pozwoliliśmy na negocjacje w sprawie indywidualnego kontraktu. Byliśmy o krok od przeskoczenia pewnej blokującej nas bariery. Za każdym razem, gdy byliśmy już naprawdę blisko, docierała do nas jednak wiadomość, że rozmowy zostały zerwane, a piłkarz nie zaakceptował warunków klubu. Nie zaakceptował podwyżki i szansy regularnej gry w innym zespole, bo wolał siedzieć na ławce za 750 euro miesięcznie?! A no tak, zapomniałem, że większosć moich piłkarzy to też studenci uniwersytetu w Dublinie, którzy grają sobie, by dorobić i coś robić…
Ostatecznie więc zimowe okienko transferowe spędziłem w roli mocno wkurzonego widza, który obserwuje aktywność innych jedenastek i zgrzyta zębami na myśl o swoich ograniczonych możliwościach. W akcie rozpaczy przeznaczyłem połowę budżetu na pensje, by podpisać profesjonalny kontrakt z wychowankiem UCD, znalezionym w Japonii Yoshino Hayashidą. Lewy obrońca ma spory potencjał i rzekomo może dobić w przyszłości nawet do 80 OVR. Na razie to jednak tylko 51 OVR, które trzeba regularnie ogrywać.
Z wartych wspomnienia wydarzeń w styczniu trzeba wspomnieć o transferze Sergio Aguero do FC Barcelona. Młody Argentyńczyk został trzecim tenorem w klubie obok Messiego i Neymara. Aż boję się pomyśleć, co ta trójka zrobiłaby z defensywą UCD, gdyby przyszło nam zmierzyć się z „Dumą Katalonii”. Kwota transferowa też powala, 68 500 miliona euro. Marzę o tym, by też kiedyś móc cieszyć się takim budżetem.
2014 rok w Irlandii to czas nie tylko ostatnich kolejek ligowych, ale i startującego EA Sports Cup. W tych rozgrywkach skąpi panowie w garniturach z władz klubowych oczekują, że dojdziemy do ćwierćfinału. Czyli musimy pokonać jedną rundę, co przy naszych poprzednich wynikach wydaje się zadaniem leżącym w naszym zasięgu. Trzeba tylko nie stracić głupiego gola z Drogheda United i jakoś wpakować choć raz futbolówkę do siatki. Da się zrobić? – miałem ochotę pytać swoich podopiecznych na treningach, ale ostatecznie wolałem dodatkowo nie stresować Ataijcia, Vargasa czy Kasumovicia, którzy i tak wyglądali na ledwo radzących sobie z presją. Kibice regularnie dawali im w kość, całkiem zresztą słusznie, bo jak na napastników prezentowali się beznadziejnie. Z trybun nie raz brakowało szydery, żeby wspomnieć chociażby przyśpiewkę wymyśloną przez fanów świeżo po spotkaniu Real-Juventus w Lidze Mistrzów: „jak Karim Benzema, prawie jak Karim Benzema, Kaaaaaaarim Benzeeeeeemaaaaaaa, jesteś jak Karim Benzema!”.
I tak oto najlepszym strzelcem UCD po kilku miesiacąch gry na irlandzkich boiskach był wciąż środkowy pomocnik Creevy, który połowę ze swoich sześciu trafień zaliczył w jednym występie. Postanowiłem działać.
Skoro na chłopaków nie działają presja kibiców, prośby, premie, groźby i roztaczane przy obiedzie wizje pięknej kariery w czołowych ligach świata to może zadziała na nich prosty „wjazd na ambicję”. By odpowiednio wpłynąć na swoich nieskutecznych napastników, wsadziłem ich do samochodu i zawiozłem na mecz ekstraklasy ligi irlandzkiej … kobiet. Liczyłem, że może grające panie strzelą akurat kilka goli i pokażą Kasumoviciowi i spółce, że jednak nie jest to takie trudne. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, bo akurat w oglądanym przez nas spotkaniu jedna z zawodniczek pokusiła się o gola marzeń, którego można oglądać do znudzenia.
Szczęki moich podopiecznych po tym trafieniu dlługo leżały na ziemi, a ja robiłem wszystko, by tylko głośno się w ich obecności nie śmiać i nie dogryzać im za bardzo.
Czy dawka solidnego damskiego futbolu wpłynęła na grę UCD? Nie bardzo. Rewanż z Droghedą United co prawda wygraliśmy, ale znowu strzeliliśmy tylko jednego gola i to po fatalnym błędzie obrońców rywali. Miałem kolejny powód, by spędzić wieczór w pobliskim pubie.