Ledwo ukazał się „Joyland”, a tu już kolejna powieść Kinga zagościła w księgarniach: „Doktor Sen”. Jest to kontynuacja „Lśnienia”. Po ponad 30 latach Król Horroru postanowił wrócić do jednego ze swoich najbardziej znanych dzieł i opowiedzieć dalsze losy małego chłopca obdarzonego dziwną mocą.
W skrócie dowiadujemy się, co działo się z Dannym i jego matką po ucieczce z Panoramy. W większych detalach poznajemy losy dorosłego Danny’ego. Nie są to ciekawe dzieje: chłopak popadł w alkoholizm, co chwila traci pracę, tuła się po kraju, pakuje się w kłopoty. Aż w końcu trafia do Frazier, małego miasteczka w New Hampshire, gdzie wreszcie udaje mu się wyjść na prostą. Zaczyna pracować w hospicjum, gdzie dzięki swojemu darowi, ułatwiającemu pacjentom przejście na drugą stronę, dostaje przydomek „Doktor Sen”, chodzi na spotkania Anonimowych Alkoholików, spełnia swoje dziecięce marzenie i w ogóle jego życie znów trafia na właściwe tory.
Równolegle śledzimy losy Abry Stone, nastolatki tak jak Dan obdarzonej lśnieniem, tylko o wiele silniejszym. Dar ten sprowadza na nią kłopoty. Po Ameryce krąży Prawdziwy Węzeł – na pierwszy rzut oka emeryci w kamperach, a naprawdę grupa wampiropodobnych istot, żywiących się energią dzieci posiadających lśnienie. A im bardziej ofiary cierpią przed śmiercią, tym lepiej. Abra dzięki swoim mocom przypadkiem podgląda Prawdziwy Węzeł w akcji i staje się jego następnym celem. Jej energia, czy też „para”, jak mówią członkowie Węzła, starczy na długo… I tutaj splatają się losy Abry i Dana, który zostaje jej mentorem i obrońcą, tak jak niegdyś Dick Hallorann jego.
Miałam wątpliwości co do powrotu do „Lśnienia”, bo wydawało mi się, że to zamknięta historia. A jednak nie do końca. Chociaż z drugiej strony „Doktor Sen” nie jest typową kontynuacją: owszem, w powieści pojawiają się ci sami bohaterowie, przewija się hotel Panorama i jego upiory, ale myślę, że nieznajomość „Lśnienia” nie będzie przeszkodą w lekturze. A ci, co je czytali, mogą być nieco zaskoczeni, a nawet zawiedzeni, bo „Doktor Sen” nie straszy tak jak „Lśnienie”. Prawdziwy Węzeł może budzić pewne lęki i napędzić lekkiej staruszkofobii, ale finałowa konfrontacja z nim jest niewyszukana, żeby nie powiedzieć prościutka, co psuje cały efekt.
„Doktor Sen” ma wszystko to, co praktycznie zawsze było najlepsze w utworach Kinga: świetnie nakreślone postaci, nawet te drugoplanowe, warstwa obyczajowa, małomiasteczkowa atmosfera. Historia upadku Dana i podniesienia się z niego jest przekonująca i robi duże wrażenie. Niestety jak zwykle ostatnio zawodzi wątek paranormalny – nie jest on tak straszny jak mógłby być, szczególnie w porównaniu ze „Lśnieniem”. Ale ogólnie moje wrażenia po lekturze są pozytywne.
Muszę tak na marginesie przyznać, że nie pamiętam, kiedy ostatnio czytałam jakąś powieść Kinga, która mnie naprawdę przestraszyła. Może pora, aby Mistrz Horroru bez krępacji porzucił horror na rzecz thrillera czy powieści obyczajowej?