Czy warto kupić Chivalry: Deadliest Warrior? - OsK - 1 grudnia 2013

Czy warto kupić Chivalry: Deadliest Warrior?

Jako że akurat trwa dwudniowa przecena na Chivalry na platformie Steam, napiszę krótko i treściwie, dla tych, którzy nie będą nawet otwierać wpisu: uważam, że nie warto.

Chivalry: Medieval Warfare jest naprawdę świetną grą. Nic więc dziwnego, że od początku obserwowałem dodatek do niej. Pogrywałem już przed premierą i im bliżej było oficjalnej daty wydania, tym bardziej nabierałem nieufności. Pytanie, czy jeżeli ktoś lubi podstawkę, powinien kupować to DLC? Osobiście sądzę, że nie.

Przede wszystkim, myślałem, że skoro TBS ma większe doświadczenie, uda mu się wykonać grę z mniejszą ilością błędów niż podstawka. Nic takiego. Wszystko wygląda ładniej, lokacje i modele są bardziej zróżnicowane, ale całość dalej cechuje pewna toporność. Najprostsze komendy, takie jak przejście w tryb celowania i wyjście z niego, potrafią stwarzać problemy w najmniej odpowiednim momencie. Toporne bywa też zmienianie broni, a o animacjach nawet nie warto mówić. Fani podstawki oczywiście już przywyknęli do tego wszystkiego, ale DLC w żadnym wypadku nie należy uznawać za krok do przodu. Co najwyżej za próbę okopania się na już zdobytej pozycji – skoro jest dobrze, to po co cokolwiek poprawiać?

Grę cechuje pozorna różnorodność, która tak naprawdę owocuje tylko chaosem. Zamiast jednego rodzaju wojowników, mamy teraz sześć. Wprowadzono zmiany w mechanice wyboru postaci, dzięki czemu nie wybieramy klasy (łucznik, czy rycerz), a o sposobie gry danymi wojownikami decyduje przede wszystkim dobór uzbrojenia. Wszystko jest dobrze, gdy walczy się w małych grupkach, bo wtedy gra jeszcze utrzymuje resztki klimatu, ale jeżeli gramy w kilkadziesiąt osób, wszystko zamienia się w wielobarwny kocioł. Epickie bitwy z Medieval Warfare, w których każdy musiał znaleźć odpowiednie dla siebie miejsce, zostały przy podstawce, DLC daje tylko małe potyczki lub nieskładną sieczkę. Mapy miały oddawać klimat terenów charakterystycznych dla danego typu wojowników, w rezultacie otrzymaliśmy kilka aren, które – mimo że wyglądają ładnie – znacznie ustępują tym, które znamy z MW. No i w momencie wrzucania na nie wielu odmiennych bohaterów, tylko sprzyjają poczuciu nijakości.

W grach, poza samą mechaniką rozgrywki, cenię dwie rzeczy: fabułę i klimat. Fabuły w Medieval Warfare nie było (właściwie to była, ale chyba nikt nie brał jej na serio), za to klimat tryskał równie obficie, co krew z odciętych kończyn postaci. Deadliest Warrior miał duży potencjał. Wielkie walki samurajów? Epickie potyczki między ninja i piratami? Da się to zrobić, i wtedy dodatek pokazuje lepsze strony, ale przez przeważającą większość czasu bierzemy udział w całkowicie wypranej z jakiegokolwiek klimatu sieczce. Najlepsze chwile, jakie miałem w DW to walki, w których brało udział do kilkunastu osób, wyłącznie przedstawicieli jednej lub dwóch klas lub pojedynki 1 vs 1.

Tryb, który najbardziej lubiłem w MW to bitwy fabularne, polegające na wykonywaniu zadań. Przepchnięcie wagonu ze zwłokami, zdobycie bramy, zabicie króla, obrona mieszkańców wiosku itp. Im większa koordynacja w drużynie, tym większa szansa na zwycięstwo. Co prawda niektóre serwery, tracąc wiarę w samych graczy, zaczęły ograniczać liczbę łuczników, ale i tak było naprawdę dobrze i klimatycznie. W DW właściwie nie ma o czym pisać, bo tego trybu w ogóle nie ma. Szkoda, bo możliwości byłoby sporo.

Jeżeli do ogólnej bylejakości dodamy błędy i wątpliwe decyzje dotyczące stylu gry (takie, jak choćby pirat, którego ruchy są bardzo jawnie wzorowane na Deppie w Piratach z Karaibów), otrzymamy coś, czemu w moim odczuciu niebezpiecznie blisko do dodatku Blood Dragon do Far Cry 3, czyli czegoś co trudno brać na poważnie, a lepiej traktować jako ciekawostkę.

Dodatkowym problemem jest to, że dodatek nie wnosi absolutnie nic do podstawki i stanowi jakby oddzielną grę. Tylko co z tego, skoro żeby zagrać w Deadliest Warrior i tak trzeba nabyć Medieval Warfare? Jeżeli już firma zdecydowała się na wydanie, w moim odczuciu powinna to zrobić w formie samodzielnego dodatku.

Zapewne wielu graczy bawi się dobrze, bo i dotychczasowe recenzje są w okolicach 8/10, ale jak dla mnie wykonanie Deadliest Warrior jest równie nieudane co sam pomysł, by wrzucać do jednego worka reprezentantów sześciu zupełnie odmiennych klas wojowników. To trochę tak, jakby TBS chciał zrobić zbyt wiele i zaniedbał najbardziej podstawowe elementy. Już wolałbym dopłacić za pakiet map do MW lub za dodatek bazujący na jednej klasie, ale za to wykonanej solidnie. Myślę, że fani MW, których chwycił przede wszystkim klimat średniowiecznych bitew i tak szybko wrócą do podstawki.

Piszę to z ciężkim sercem, bo Medieval Warfare naprawdę uważam za jedną z ciekawszych pozycji ostatnich lat, ale Deadliest Warrior pod bogactwem różnorodności, nowych map, postaci, broni, kryje jedynie bolesny krok wstecz. Całe szczęście, podstawka nic na tym nie straciła.

OsK
1 grudnia 2013 - 10:45