Andrzej Pilipiuk jest przeklęty. Facet pisze mnóstwo ciekawych książek, ale i tak wszyscy kojarzą go z postacią Jakuba Wędrowycza i postrzegają całą twórczość tego autora przez swoisty „wędrowyczowy pryzmat”. Gdy rozmawiam z częścią znajomych okazuje się, że są oni przekonani, że każda książka Pilipiuka opiera się tym specyficznym czarnym humorze i przedstawia bohaterów, którzy spędzają czas jedynie na chlaniu wódy, bimbru, piwa, denaturatu i każdego innego alkoholu jaki wpadnie im w ręce. Jak wszystkie stereotypy ten też jest krzywdzący, bo Pilipiuk ma na koncie całkiem dobre powieści i zbiory opowiadań, które z egzorcystą amatorem nie mają właściwie nic wspólnego. „Czerwona gorączka” jest właśnie jedną z tych książek.
No tak, już na wstępie powiedziałem, że „Czerwona gorączka” jest dobrą książką. Właściwie moglibyście już sobie pójść i poczytać coś innego niż moje wypociny, ale skoro jeszcze tu jesteście to wypadałoby jakoś swoje stwierdzenie uzasadnić.
„Czerwona gorączka” to zbiór jedenastu opowiadań, które stanowią namacalny dowód pomysłowości Andrzeja Pilipiuka. Autor zabiera nas w szaloną podróż w czasie i przestrzeni, prezentuje rzeczywistości alternatywne, a nawet, co nietypowe dla Pilipiuka, prezentuje nam opowiadanie w klimatach fantasy. Tytułowe opowiadanie to historia jednego z moich ulubionych bohaterów stworzonych przez Pilipiuka. Doktor Skórzewski, bo o nim mowa, po raz kolejny musi zmierzyć się z zagadką tajemniczej epidemii, która zaczęła nękać świat na początku ubiegłego wieku. Ciekawe spojrzenie na historię i życie ludzi w Rosji na początku dwudziestego wieku z kryminalną historią w tle.
„Grucha”, czyli drugie opowiadanie jest zdecydowanie najsłabszym tekstem w zbiorze. Historia ucznia prześladowanego przez sadystyczną nauczycielkę jest niesamowicie infantylna i odrealniona, jakkolwiek to nie brzmi w recenzji opowiadań fantastycznych. Słowo, które ciśnie mi się na wargi to „komiksowość”, a mam na to pojęcie alergię od kiedy Strider dał mi do przeczytania potwora zwanego „komiksem literackim”...
„Niebieski Trąd”, jedyne opowiadanie fantasy w tym zbiorze sprawia mi pewien problem. Z jednej strony mamy świetny pomysł i całkiem sprawną jego realizację, a z drugiej nijakie postaci głównych bohaterów i wymuszone dialogi. Meff były dziesiętnik dostaje ofertę nie od odrzucenia – zamiast natychmiastowej egzekucji ma udać się do Czerwonej Doliny i zbadać sprawę niezwykłej epidemii, która tam wybuchła. Pomóc komu się da, dobić tych których ratować się nie da, spalić ogniska zarazy i składać ze swojej działalności regularny raport. Problem w tym, że nikt nie zna prawdziwej natury szalejącej zarazy...
„Silnik z Łomży” to dość zabawne opowiadanie przedstawiające sposób w jaki na życie zarabiają „dziennikarze” zatrudniani w brukowcach. Tak, chodzi o tych gości, którzy przeprowadzają wywiady z ludźmi molestowanymi przez kosmitów, odbierającymi żelazka mężczyznami i ofiarami krwiożerczych produktów spożywczych.
„Zeppelin L-59/2” to niepokojąca i zagadkowa historia pewnego sterowca z czasów pierwszej wojny światowej, który za sprawą ekscentrycznego bogacza zostaje wyremontowany by znów mógł się wzbić w powietrze. Ciekawa historia z duchami w tle i zakończeniem, które zostawia pewien niedosyt. Jedno z lepszych opowiadań w „Czerwonej gorączce”.
W „Wujaszku Igorze” Pilipiuk tworzy własną legendę pociągu widmo. Zagadka upiornego pociągu widziana oczami kolejarzy, staruszka, który wrócił z Syberii i... oficera UB mającego rozwikłać zagadkę tajemniczego zjawiska. Kolejna dobra historia umieszczona w naszej rzeczywistości, którą nadal mogłyby przemierzać istoty nie z tego świata. Z opowiadania aż bije tęsknota za „starymi dobrymi czasami”, który my możemy oglądać już tylko na filmach...
„Po drugiej stronie” to solidny średniak napisany wspólnymi siłami przez Andrzeja i Katarzynę Pilipiuków. Tomasz szukając na bazarze ciekawych przedmiotów kupuje tajemniczą szkatułkę. Od tego czasu jego życie zmienia się nie do poznania... na gorsze. Wydaje się, że zaczyna wariować, a w jego umyśle przeplatają się dwie rzeczywistości. Interesujące podejście do magii zapakowanej w naszych realiach.
„Gdzie diabeł mówi dobranoc”, opowiadani o takim tytule musi, ale to musi zabrać głównego bohatera do jakiejś zabitej dechami dziury, do miejsca, które nie jest takie jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Tak jest i tym razem. Główny bohater udaje się do... Polski, a raczej miejsca gdzie kiedyś nasz kraj był, bo teraz Europa opanowana jest przez Islam. Lechistan, bo tak się teraz ta kraina nazywa, jest zamieszkiwany przez największych radykałów świata. Lista rzeczy zakazanych jest doprawdy imponująca, ale w tym kraju nadal jest coś znajomego. Już od pierwszych chwil czuć coś polskiego... Ciekawy pomysł, ale niestety przewidywalne zakończenie trochę rozczarowuje. Chciałbym, żeby Pilipiuk rozwinął jeszcze ten temat...
„Piórko w żywopłocie” to krótkie opowiadanko z ciekawym pomysłem, ale bez tego czegoś co przykułoby czytelnika do siebie. Miałem wrażenie, że to pomysł na coś innego, który nie wypalił, ale autor nie chciał go porzucić i przekuł go w opowiadanie.
„Operacja Szynka” to zdecydowanie najzabawniejsze opowiadanie w tym zbiorze. Próba ratowania chwiejącego się ustroju państwowego za pomocą podróży w czasie. Pomysł niby nie nowy, ale sposób w jaki tutaj wykorzystano ten wynalazek jest tak absurdalny, że zacząłem rechotać przyciągając uwagę pozostałych pasażerów pociągu. Trzeba zwrócić tutaj zwrócić uwagę na świetne przedstawienie świata i rolę jaką odgrywa tytułowa szynka w świadomości Polaków ;)
"Samolot von Ribbentropa" to ostatnie opowiadanie i jedno z najlepszych. Świat alternatywny, w którym Rzeczpospolita jest mocarstwem trzęsącym globem i trzymającym pozostałe kraje za mordy, ale coś tu nie gra, a dziennikarskie śledztwo zacznie ujawniać jak bardzo zafałszowano historię tego świata.