Diary of Dreams - Ego:X Deluxe Edition - Unboxing(11). - Bartek Pacuła - 19 grudnia 2013

Diary of Dreams - Ego:X Deluxe Edition - Unboxing(11).

Diary of Dreams bez wątpienia nie tworzy muzyki łatwej. Muzyka elektroniczna z elementami gotyku, czyli darkwave, nie jest dla każdego i są ludzie, którzy nigdy tego nie załapią. Niezależnie jednak czy komuś muzyka proponowana przez Diary of Dreams się podoba, czy nie, to watro przyjrzeć edycji specjalnej ich płyty z 2011, zatytułowanej Ego:X. Zapraszam!

Edycja ta początkowo nie robi specjalnie dobrego wrażenia. Pudełko, choć z fajną okładką, jest małe, ciężar też nie zapowiada specjalnych fajerwerków. Nie należy jednak skreślać niczego na podstawie wagi i rozmiaru(no… chyba nie), więc niezrażony otworzyłem pudełko, by przyjrzeć się, co też skrywa w środku. Ku mojemu zdumieniu na samym wierzchu znalazłem naprawdę wiele, wiele rzeczy. Była tam kostka do gitary, naklejka mała oraz duża, materiałowa wszywka i dwa piny(i ulotki, ale kto to liczy?).

Małe gadżety.

Liczba rzeczy, które są tylko na samym wierzchu(!) pudełka jest naprawdę imponująca. Czy jednak ilość równa się z jakością? Moim zdaniem nie – te wszystkie małe gadżety są może i fajne, ale bądźmy szczerzy – człowiek spodziewa się trochę czegoś innego, niż naklejka czy pin kupując edycje kolekcjonerskie.

Naklejki i wszywka.

Później jest już jednak lepiej – następnym elementem jest bowiem klimatyczny album. Choć jego rozmiar siłą rzeczy jest ograniczony, to wnętrze to rekompensuje. Ciekawe grafiki, teksty piosenek i zdjęcia – wszystko, jak już wspomniałem, jest szalenie klimatyczne i cieszę bardzo, że album ten znalazł się w tej edycji.

Album.

Kolejnym elementem tego zestawu jest rzecz jeszcze lepsza, co więcej – jest to jedna z fajniejszych rzeczy, które widziałem w jakiejkolwiek edycji specjalnej – mówię tu o czterech zdjęciach muzyków z DoD, a każde z nich opatrzone podpisem muzyka! Tak – kupując tę edycję kupujemy cztery autografy członków tego zespołu i bez wątpienia jest to rzecz, która de facto „sprzedaje” tę edycję zamieniając ją w coś naprawdę ekstra.

Zdjęcia z autografami.
Zdjęcia z autografami.

Ostatnim elementem tego wydania jest oczywiście pudełko z płytami. Jest ono gustownym digipackiem z naprawdę ładną oprawą graficzną. W środku znajdziemy dwie płyty – jedną z samym albumem Ego:X i drugą z dodatkami. Obie płyty są naprawdę dobre, szkoda tylko, że jest ich tak mało. Niektóre edycje mają dużo więcej płytowej zawartości, ale w tym wypadku to wyżej wspomniane zdjęcia są tematem głównym.

Digipack z płytami.
Płyta nr 1.
Płyta nr 2.

Reasumując – czy edycja ta jest warta jakiejkolwiek uwagi? To zależy, czego tak naprawdę od edycji specjalnych oczekujemy. Bo są edycje, które mają i 12 płyt(np. King Crimson), są takie, które mają więcej gadżetów, na dodatek więcej zrobionych, są też takie, które oferują absolutnie genialne albumy z niesamowitą zawartością. Jednak mało która edycja daje nam, kupującym, tak bezpośredni dostęp do twórców muzyki – czyli autografy. I o to się chyba rozbija pytanie o sens zakupu Ego:X Deluxe Edition – czy zależy nam na podpisach muzyków czy też nie. Bo jeśli tak, to edycja ta nabiera charakteru i zaczyna mieć sporo sensu, a jeśli nie – staje się naprawdę średnim wydaniem, które ma mało płyt, mały album i średnie gadżety.  

PS. Unbox miał się ukazać wczoraj, ale zabrakło czasu, gdyż pracuję już nad podsumowaniem roku, które ukaże się jutro. 

Bartek Pacuła
19 grudnia 2013 - 13:56