Każdego roku obiecuję sobie, że w okresie świąt gwiazdkowych nadrobię zaległości w graniu, a co ważne, ogram właśnie zakupione tytuły na wyprzedażach. Oczywiście nic z tego, ale łudzę się nadal.
Okres miesiąca przedświątecznego to atakowanie gracza kolejnymi wyprzedażami, mega okazjami i kosmicznymi bundlami. Jak przecież nie można kupić za grosze gry, w którą zawsze chciało się zagrać, tylko czasu nie było. Przecież idą święta, czas w sam raz na nadrabianie zaległości. Dlatego z bundli uzbierało się tak z trzy tytuły do grania, a pozostałe 20 to tylko taki niepotrzebny dodatek do kupki wstydu. Znajomi i rodzina zostali wszelkimi dublami obdarowani już dawno, a grę w wersji cyfrowej trudno tak jakoś po ludzku pod choinką komuś dać...
Kupka wstydu straszy od lat i praktycznie zmienia się w magazynek wstydu gier w które prawdopodobnie już nigdy nie zagram. Jednak nie przyznam się do tego ani przed sobą, ani przed znajomymi. Przecież, jak grę mam, szczególnie tę znaną grę, którą wszyscy mają i w którą przecież wszyscy grali, to ja w sumie widząc tyle zajawek w swoim czasie, czytając recenzje i słuchając opowieści o grze innych, którzy grali, to tak jakbym sam zagrał. Chociaż gry nigdy nie ofoliowałem, nie ściągnąłem ani nie uruchomiłem. Ale grałem, prawda, w te święta, jak i w poprzednie. Tak, jak nie wiem co...
W święta trzeba odreagować cały rok pracy i grania. Sprowadza się to w rzeczywistości do dwóch tygodni przed świętami w pracy pełnych hardcorowego szaleństwa, co przed laty było obecne także w szkole czy na studiach, kiedy trzeba było jak najlepiej, albo i w ogóle, wypaść na koniec semestru. Przekładało się na czas bez grania lub w bardzo sporadyczne i krótkie granie, co tylko bardziej nakręcało tryb świąteczny, że jak tylko pójdę na ten półtoratygodniowy urlop z nadgodzin, odreaguję i nadrobię wszystko. Tak samo, jak kiedyś wmawiałem sobie, że kiedy będzie mnie stać na wszystkie gry, które chcę, to je bez problemu sobie kupię i ogram. Tak, kupuję, wrzucam na kupkę. Chętnie wymienię jej połowę na czas. Wystarczy kilka dodatkowych godzin w dobie.
Nie przewidziałem oczywiście, zaślepiony perspektywą wolnego czasu, że trzeba zadbać jeszcze o świąteczne zakupy i wszystko przygotować. Tak też 4 przedświąteczne dni odpadają, bo poza zamieszaniem zakupowokuchennym okazało się, że moje ciało napędzane cukrem i kofeiną przez ostatnie tygodnie, gwałtownie odcięte od tych ogólnie dostępnych stymulantów postanowiło odespać ile się da. Oczywiście się nie dało, bo jakże by inaczej. Będę odsypiać po kawałku.
W takim przypadku wszystko wygląda jak świąteczna szopka, czyli wszystko na pokaz. Pudełka z płytkami czekają przy konsoli, Steam ściąga kolejne gry, GoG dorzuca swoje trzy klasyczne grosze, ale coś jest nie tak. Płytki odparowały w nieznanym kierunku podczas ścierania kurzy. Steam i łącza nie wyrabiają się przy okazji wyprzedaży, a pozostałe kololowe oblazki zamknęła cielwonym kzizikiem moja młodsza córka. I jak ja mam osiągnąć moje zen?
Chęci jest wiele, gier jeszcze więcej, a czasu przynajmniej w teorii bardzo dużo. W praktyce ciągle mam do zrobienia coś innego, a kiedy już wszystko się jakotako uspokoi, jedyne czego domaga się moje ciało to sen. I to by było na tyle. Mimo tego, że wiem, jak skończą się te święta pod kątem growym, cały czas się oszukuję, że nadgonię kilka tytułów, no chociażby jeden i powrócę do którejś z klasycznych pozycji, oczywiście się łudzę. Będę szczęśliwy, jeśli uda mi się to chociaż z jedną grą. W każdym razie, wszystkim życzę Wesołych Świąt! Na pewno będą.
Śledź mnie na Twitterze!