Disney Artists - Kraina lodu OST - Recenzje(20). - Bartek Pacuła - 27 stycznia 2014

Disney Artists - Kraina lodu OST - Recenzje(20).

Kraina lodu to bez wątpienia jedna z najgłośniejszych(a dla części ludzi także najlepszych) bajek 2013 roku. Potwierdzają to w tym momencie liczne nominacje do prestiżowych nagród – w tym Oscarów – oraz zainkasowany Złoty Glob w kategorii Najlepszy film animowany. Temu filmowi towarzyszył, jak to zwykle bywa, soundtrack. Disney przyzwyczaił nas do wysokiej jakości swoich filmów, a tę wysoką jakość budował też za pomocą muzyki i piosenek. A jak jest z OST do Krainy lodu i czy jest on tak samo dobry jak film?

Jak już zdążyłem wspomnieć Disney nie stroni od nagrywania całych piosenek i wrzucania ich do filmów. Przykładów jest wiele – wystarczy wspomnieć np. soundtracki do Króla Lwa(z tych odrobinę starszych), Dumbo(z tych naprawdę starych) czy Zaplątanych(to z tych nowych). Oprócz samych piosenek w disneyowskich filmach występują też instrumentalne motywy muzyczne, choć nie odgrywają one tak wielkiej roli, co utwory śpiewane. Dokładnie tak samo jest przy okazji soundtracku do Krainy lodu i to widać patrząc na spis znajdujących się na tym krążku utworów. Cała płyta mieści ich aż 33, z czego 11 pierwszych(i najważniejszych) to piosenki, a reszta to kawałki instrumentalne.

Środek pudełka i płyta.

Sekcja piosenkowa rozpoczyna się wystrzałowo – od piosenki Serca lód, która wykonana jest przez męski chór(nie wiem jaki – na płycie napisane jest po prostu „Wykonanie: Chór”). Mężczyźni śpiewają krótką piosenkę o potędze lodu i robią to genialnie. Piosenka jest świetnie pomyślana i znakomicie zrealizowana. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak strasznie żałowałem, że jakiś utwór nie jest dłuższy – Serca lód trwa niestety niecałe dwie minuty. Ale zapewniam Was, że jest to czas dobrze spędzony. W tej piosence jest prawdziwa, czysta moc – i to taka, której czasami próżno szukać wśród różnych rockowych/metalowych zespołów, które po prostu zwyczajnie drą ryja i nawalają jak najszybciej w instrumenty. Kolejna piosenka, Ulepimy dziś bałwana?, jest utworem spokojniejszym, bardziej melancholijnym i nastrojowym. Charakteryzuje się ciekawym pomysłem, gdyż jest on podzielony na trzy części i każdą z nich śpiewa inna wokalistka – od głosu dziecka, do głosu kobiety dojrzałej. Piosenka jest urocza, choć powiem szczerze, że za często do niej nie wracam. Częściej wracam natomiast do następnej piosenki, która nosi tytuł Pierwszy raz jak sięga pamięć. Jest to pierwsza piosenka na tej płycie, która jest typowo disneyowska. Mamy więc adekwatną opowieść do tego, co dzieje się przy nutach tego utworu na ekranie, mamy melorecytacyjne wtrącenia oraz dobry, wpadający w ucho refren. Wokal jest naprawdę dobry, co również pomaga tej piosence. Również następna piosenka jest bardzo udana. Nosi ona tytuł Miłość stanęła w drzwiach i jest ona oparta na damsko-męskim duecie wokalnym głównej wokalistki w wersji polskiej na tej płycie, czyli Magdaleny Wasylik oraz Marcina Jajkiewicza. I ta piosenka jest zbudowana na znanym, lecz dobrym schemacie uskutecznianym przez Disney’a, a na dodatek jest(ponownie) dobrze wykonana i ma bardzo przyjemny klimat. I ponownie mam na tej płycie piosenkę, którą uważam za zdecydowanie za krótką.

Tył.

Następną piosenką jest Mam tę moc, czyli utwór, który w oryginalnej wersji(Let it Go) został nominowany do Oscara. Co ciekawe piosenki tej nie wykonuje Magdalena Wasylik(która jest odpowiedzialna lub współodpowiedzialna za cztery piosenki), tylko Katarzyna Łaska. Jednak pani Katarzyna zdecydowanie dała radę, choć gdy śpiewa słowa „Mam tę moc” robi to w dość śmieszny, trochę nosowy sposób. Reszta jednak jest zrobiona naprawdę dobrze, a sama piosenka nie bez powodu konkuruje o Oscara m.in. z U2. Człowiek zwierzęciu jest wilkiem, czyli następna piosenka, jest krótkim(niecała minuta trwania) utworem akustycznym z dowcipnym tekstem. Nie wnosi wiele na tę płytę, ale zdecydowanie też nie przeszkadza i jest miłym, choć nieoczekiwanym, przerywnikiem. Za następną piosenkę odpowiedzialny jest sam Czesław Mozil – człowiek znany głównie z bycia jurorem w polskim X Factorze i z kaleczenia naszego języka. W tej piosence(Lód w lecie) języka polskiego jednak bardzo nie kaleczy, a nawet dodaje swoistego uroku tej piosence, dzięki czemu jest ona naprawdę miła i ciekawa. Ciekawy jest również następny utwór, czyli Pierwszy raz jak sięga pamięć(repryza). Repryza w muzyce charakteryzuje się powtórzeniem wcześniejszego tematu, ale w zmienionej formie(np. w sonacie repryza jest jej trzecią częścią składową i podczas trwania tej części główny temat zostaje powtórzony, lecz jest jednak słyszalnie inny) – tak samo mamy tutaj. Chociaż pojawiają się elementy, które usłyszeliśmy przy okazji oryginalnego utworu Pierwszy raz jak sięga pamięć, to jednak całość została zmieniona – więcej mamy tutaj filmowych wstawek i melorecytacji. Wsadzenie tutaj tego utworu jest zabiegiem ciekawym, choć nie jestem do końca pewien czy niezbędnym. Nietentego to ostatni utwór na tej płycie śpiewany po polsku. Ponownie otrzymujemy przy okazji tej piosenki chór, lecz tym razem jest to chór mieszany. Ponownie chór odwala świetną robotę, piosenki słucha się dobrze i z przyjemnością można do niej wrócić – i to niejednokrotnie. Ostatnie dwa utwory śpiewane do Let It Go w wykonaniu Demi Lovato oraz hiszpańska wersja tego utworu, czyli Libre Soy. Jak już zdążyłem wspomnieć przy okazji polskiej wersji tej piosenki – utwór Let It Go to świetna rzecz, której najzwyczajniej w świecie dobrze się słucha.

Książeczka z tekstami piosenek. Miły dodatek.

Tutaj kończą się piosenki i zaczyna się kraina utworów instrumentalnych. Niestety. Te 22 utwory, które są tłem dla wydarzeń filmowych być może świetnie je ilustrują i dobrze wypadają przy kooperacji z obrazem, ale jako autonomiczne twory nie oferują niczego szczególnego. Przy tej części płyty wynudziłem się niemiłosiernie i szczerze tęskniłem za piosenkami. Być może na tę nudę wpłynęła zbyt duża liczba(nawet krótkich) utworów – przecież niektóre płyty w całości nie mają 22 utworów! Te tematy instrumentalne są bardzo do siebie podobne, nie dzieje się na nich wiele, sa pozbawione dramatyzmu i emocji. Przykro mi to pisać, ale po ostatnich nutach Epilogu byłem naprawdę padnięty i szybko wróciłem do znacznie lepszej części śpiewanej. Myślę, że Disney przy następnych soundtrackach tak powinien robić – skupić się zdecydowanie na piosenkach, a motywy instrumentalne włożone na płytę ograniczyć do minimum i potraktować je raczej jako ciekawostkę.

Kraina lodu OST - okładka.

Zdaję sobie sprawę, że soundtrack do tego filmu nie jest dla każdego. Ktoś kto szuka tu muzyki ostrej nic tutaj nie znajdzie. To samo tyczy się ludzi, którzy koniecznie muszą słuchać czegoś bardziej wyrafinowanego. Jednak polecam szczerze płytę tym wszystkim, którzy potrafią wyjąć od czasu do czasu kij dorosłości z dupy i zwyczajnie dobrze się zabawić. A że to soundtrack do bajki? Wszyscy dobrze wiemy, że bajki od Disney’a są tak samo dla dzieci, co dla dorosłych. I nie widzę powodu, by ścieżki dźwiękowe do ich filmu traktować inaczej. 

Bartek Pacuła
27 stycznia 2014 - 22:00