Z okazji małego jubileuszu, czyli 10 odsłony cyklu "Recenzje", chciałbym przedstawić wyjątkową płytę, która w odróżnieniu od 9 poprzednich, nie ukazała się w 2013 roku, lecz jeszcze w latach 70. Mowa tu o soundtracku do filmu Children of Sanchez, autorstwa Chucka Mangione. Dlaczego uważam tę płytę za wyjątkową i dlaczego warto wydać prawie 90 zł na zwykłą edycję CD tego albumu? Zapraszam do przeczytania recenzji!
W 1978 roku ukazał się film Children of Sanchez(w Polsce nosi on tytuł Sanchez i jego dzieci), który opowiadał o losie rodziny, która żyła w dzielnicy ubogich Mexico City. W tym samym roku ukazała się też ścieżka dźwiękowa niosąca ten sam tytuł.
Jej autorem był Chuck Mangione – kompozytor wywodzący się z rodziny włoskich imigrantów i wychowany od dziecka w Ameryce. Gdy zaproponowano mu nagranie tego albumu cieszył się już międzynarodowym uznaniem, jego utwór Chase the Clouds Away był nawet hymnem letnich igrzysk olimpijskich w Montrealu w 1976 roku(w 1980 jego kawałek również był hymnem igrzysk – tym razem zimowych w Lake Placid), a w 1977 roku został uhonorowany nagrodą Grammy za album Bellavia. Tak więc do pracy nad ścieżką dźwiękową do filmu niebanalnego i znakomitego, zasiadał kompozytor równie niebanalny i równie znakomity, na dodatek grający na tak przedziwnym instrumencie jak skrzydłówka. Mangione, jak przynajmniej twierdzi, nagrał ponad 23 godziny muzyki, z której został starannie wyselekcjonowany materiał, który stworzył ostatecznie album, jakim go obecnie znamy.
Utworem otwierającym to dzieło jest uwertura Children of Sanchez, trwająca prawie 15 minut, w której po raz pierwszy usłyszymy główny motyw muzyczny, przewijający się przez cały album. Kawałek ten, będący w większej części utworem instrumentalnym spiętym klamrą kompozycyjną w postaci powtórzonej na początku(w wersji wolnej) i końcu(wersji szybkiej), części piosenkowej, jest bez wątpienia arcydziełem muzycznym, który zachwycał, zachwyca i, co najważniejsze, będzie nadal zachwycał znakomitą większość ludzi, którzy się z nim zetkną. Część instrumentalna powtarza muzyczny motyw grany na kilku instrumentach(dęciakach czy też gitarze), jest szalenie efektowna, charakteryzuje się niezwykle wysoką dynamiką i bardzo dużą dawką energii. Część „piosenkowa” oferuje za to świetny, poruszający tekst, który w głównej mierze mówi o biedzie i który jest bardzo inspirujący. Po raz pierwszy uwerturę tą usłyszałem w 2011 roku i do dziś dokładnie pamiętam okoliczności tego wydarzenia – tak wielkie wrażenie zrobił na mnie ten utwór, do którego od tej pory wróciłem naprawdę wiele, wiele razy.
Kolejny utwór, Lullabye, stanowi dokładne przeciwieństwo energetycznej uwertury – jest powolny i melancholijny, dzięki czemu stanowi idealny pomost między pierwszym utworem, a kolejnymi trzema – również bardzo dynamicznymi, z wyeksponowanym głównym motywem muzycznym oraz z świetnie użytymi trąbką i bębnami. Pierwsza płyta kończy się kolejnym długim utworem, Consuelo’s Love Theme, który ponownie zaprasza słuchacza w krainę melancholii i ciekawego odrętwienia, jednak ze względu na swoją długość(ponad 17 minut) zaczyna on w połowie nużyć(lecz jest to jedyny przypadek na tym albumie).
Płytę nr 2 otwiera kolejny szybki utwór, Hot Consuelo, by potem przejść w utwór spokojniejszy, lecz naprawdę poruszający, czyli Death Scene. Mamy tutaj najpierw część z gitarą, naprawdę świetnie brzmiącą, potem zaś ze skrzypcami, które wprowadzają spory smutek, ale w tym pozytywnym znaczeniu. Kolejna kompozycja, czyli Market Place, to powrót do utworów szybszych, gdzie dużą rolę odgrywa sekcja rytmiczna. Po numerze szybszym przychodzi czas na ten wolniejszy – w tym wypadku nosi on tytuł Echano i charakteryzuje się on bardzo przyjemnie brzmiącym pianinem. Następny kawałek, Bellavia, to kawałek rozwijający się powoli, od części wolniejszej, do nieco bardziej radosnej, szybszej. Zaskakujące jest to, jak Mangione potrafi używać zupełnie różnych od siebie melodii, utrzymując jednocześnie spójny klimat całego albumu – w żadnej sekundzie słuchania nie mamy wrażenia, że jakiś utwór jest „ z dupy”. Kolejne trzy utwory, Lullabye(tak, kolejna kołysanka), Medley i B’Bye, są utworami spokojniejszymi, bardzo klimatycznymi i spełniającymi ważną rolę w kontekście całej płyty – po nich bowiem przychodzi piosenka Children of Sanchez Finale, która jest po prostu powtórzeniem części „piosenkowej” początkowej uwertury. Po tych trzech powolnych utworach ten kosmicznie dynamiczny kawałek wydaje się jeszcze bardziej energetyczny, jeszcze mocniejszy, jeszcze lepszy. Stanowi to znakomity koniec; cały album, podobnie jak sama uwertura, został spięty zgrabną klamrą kompozycyjną, z wyraźnym przesłaniem, zawartym w niezwykle mocnym i po prostu genialnym tekście.
Płyta ta została nagrana równie znakomicie, jak znakomita jest jej zawartość. Ludzie, którzy choć trochę interesują się sztuką audio z tym albumem są zaznajomieni albo dobrze, albo bardzo dobrze – jest on bowiem świetnie zrobiony pod względem jakości dźwięku, a tytułowy utwór, ze względu na tzw. wysoką dynamikę stanowi idealny test dla jakości sprzętu, szczególnie dla kolumn.
Czas na podsumowanie. Album ten jest bez wątpienia jednym z najlepszych soundtracków, jakie kiedykolwiek zostały wydane. Prócz przydługawego motywu miłosnego(Consuelo’s Love Theme) wszystko jest tutaj na swoim miejscu, idealnie wyważone i podane. Choć osobiście preferuję płytę nr 1, która ogólnie jest płytą bardziej dynamiczną, to druga płyta jest równie znakomita, choć z trochę innych powodów. Na dodatek sama tytułowa uwertura jest kawałkiem tak świetnym, tak znakomitym i tak elektryzującym, że warto ten album kupić tylko dla niej.
Płytę tą można nabyć w formie CD, gdzie otrzymamy grube plastikowe pudełko z małą książeczką i dwoma płytami, można również kupić edycję winylową, naprawdę świetnie wyglądającą i pięknie wydaną(w formie zwanej gatefold, czyli takiej, która rozkłąda się jak książka). Niezależnie od zakupionej edycji zachęcam gorąco do zapoznania się z tym albumem lub przynajmniej z utworem Children of Sanchez, bo jest to kawał znakomitej muzyki, która zasługuje na znacznie większą sławę, niż tą, którą cieszy się obecnie – choć i tak cieszy się sławą naprawdę dużą. I to chyba pokazuje, jak dobra jest ta płyta.
Children of Sanchez(Overture)można odsłuchać tu:
http://www.youtube.com/watch?v=TGFFIPYqTI8
Zapraszam również do zapoznania się z poprzednimi recenzjami:
Iron Maiden – Maiden England ’88: https://gameplay.pl/news.asp?ID=81168
Paul McCartney – New: https://gameplay.pl/news.asp?ID=81029
The Alan Parsons Project – I Robot Legacy Edition: https://gameplay.pl/news.asp?ID=80868