Ambitny serial science-fiction? Nie, to niemożliwe. Wszyscy przecież widzieliśmy przynajmniej kawałek najsłynniejszego serialu science-fiction w historii czyli Star Treka. Co z tego pamiętamy? Z reguły dużo kolorów, płytkie aktorstwo i generalnie jakąś niezrozumiałą… śmieszność. To samo przecież jest z literaturą. Owszem, chwalimy sobie Lema, Dukaja, Dicka i Bradbury’ego, ale większość jednak stroni od tego typu literatury. Cały ten gatunek, czy to w sensie literackim, filmowym czy serialowym, został zdegradowany do elementu kultury nerdów. Bo to przecież wszystko pseudonaukowe wymysły, a ci wszyscy kosmici to jakieś humanoidalne owady. A co by było, gdyby wyrzucić w pełni ten cały kicz, który otacza amerykańską science-fiction? Czy wyszłoby coś porządnego? Oczywiście! Nawet coś takiego powstało. Nazywa się to Battlestar Galactica.
Choć cała recenzja odnosi się do serialu z 2004 roku, to nie sposób wspomnieć o Oryginalnej Serii, która dała początek Dwunastu Koloniom. Pierwotna Battlestar Galacticama początki w końcówce lat ’60, kiedy powstał scenariusz nazywany wówczas Arką Adama. Niestety nie zyskał on zainteresowania żadnej wytwórni. Powrócono do niego po 10 latach, kiedy sukces w kinach odniosły Gwiezdne wojny Lucasa. Postanowiono zrobić pieniądze na modzie na space opery i na podstawie Arki Adama powstał serial Battlestar Galactica. Opowiadał on o ludziach ze skupiska planet nazywanego Dwunastoma Koloniami. Ludzie ci tworzą maszyny nazywane Cylonami, głównie po to, by wreszcie mógł ktoś ich wyręczyć w sprawach wojennych, a nawet domowych. Następuje wtedy zwrot akcji znany z choćby Terminatora i Matrixa, gdzie maszyny się buntują i zaczynają walkę ze swoim twórcą. Battlestar Galactica z roku 1978 zaczyna się wtedy, kiedy ludzie zamierzają zawrzeć pokój z Cylonami. Okazuje się jednak, że cała propozycja pokoju to zasadzka i Cyloni atakują planety Dwunastu Kolonii. Ocalałe statki pod wodzą komandora Adamy rządzącego statkiem bojowym Galacticą ruszają w podróż by odnaleźć Trzynastą Kolonię- Ziemię.
Serial ten cieszył się dużą popularnością, ale był zdecydowanie za drogi dla telewizji. Po jednym sezonie został zdjęty z anteny, a po dwóch latach zastąpiony przez rodzaj kontynuacji o nazwie Galactica 1980, który niestety nie zdobył serc widzów, głównie dlatego, że producenci chcieli nim zainteresować dzieci i zrobić z tego takie „familijne science-fiction” emitowane w niedzielne wieczory. Po tej porażce Dwanaście Kolonii i Galactica zniknęły z powierzchni ekranów na bardzo długi czas.
Cisza ta trwała do 2003 roku, kiedy telewizja SyFy wyemitowała miniserial na podstawie Battlestar Galactici z 1978. Opowiadał on o tym jak doszło do ataku Cylonów oraz o relacjach załogi jedynego statku bojowego, który przeżył atak, czyli Galactici. Widać już było różnice pomiędzy Oryginalną Serią a tą „odrodzoną”. Po pierwsze, miniserial znacznie bardziej poważny niż jej starszy brat. Nie było już bajkowych „wielkich złych” wybuchających mrocznym śmiechem, od którego wszystkim filmowym postaciom zamarzała krew w żyłach. Poza tym stworzono nowy rodzaj Cylonów. Nie było już tylko „tosterów” (jak to często obraźliwie Cylony są nazywanie przez ludzi). Nowy gatunek Cylonów był humanoidalny. Są tacy sami jak ludzie. Nie mają żadnych drutów, kabli ani innych metalowych części, za to mają nawet krew i organy wewnętrzne. To na tym braku różnicy opiera się jeden z głównych problemów ludzi. Już w pierwszych odcinkach właściwego serialu dowiadujemy się, że we flocie znajduje się kilku Cylonów. Mogą to być nasłani szpiedzy, ale także tzw. „sleeper agents”, którzy nie zdają sobie sprawy, że są maszynami, aż do momentu, gdy zostaną uaktywnieni. Żyją jak ludzie, ale w każdej chwili mogą niespodziewanie zacząć mordować innych. Ludzie zaczynają siebie nawzajem podejrzewać, przez co dochodzi do licznych problemów we flocie. Widać tutaj inspiracje twórców Łowcą androidów Ridleya Scotta, gdzie przedstawiony był identyczny dylemat.
To co jest jednak głównym tematem serialu to ciągle życie w kryzysie, w ryzyku. Ostatnie pięćdziesiąt tysięcy ocalałych ludzi w każdej chwili może zginąć z rąk ścigających ich Cylonów. Co chwilę kończy im się woda, pokarm, muszą szukać planet, na których te zasoby można zdobyć. Jedyną ich nadzieją jest to, że kiedyś dolecą do Ziemi, do której obiecał ich doprowadzić komandor William Adama. Problem polega na tym, że Adama skłamał i nie ma tak naprawdę zielonego pojęcia gdzie znajduje się Ziemia.
Fabułę dopełnia wspaniała obsada. Edward James Olmos w roli Williama Adamy prezentuje się znakomicie, podobnie jak dwukrotnie nominowana do Oscara Mary McDonell w roli prezydent Laury Roslin. Swoje kilka groszy dorzuca James Callis, grający szalonego geniusza, Gaiusa Baltara, który poprzez romans z Cylonką nieświadomie sprowadził zagładę na Dwanaście Kolonii i żyje w ciągłym strachu, że ktoś to odkryje. Oprócz tego owa Cylonka oznaczona numerem 6 (w tej roli Tricia Helfer) ciągle go prześladuje, pojawiając się w jego snach i halucynacjach niczym Anioł Stróż. Zdecydowanie jednak najjaśniejszą gwiazdą odrodzonej serii jest Katee Sackhoff wcielająca się w Karę Thrace, pilotkę o pseudonimie „Starbuck” (co ciekawe, w serialu z lat ’70 Starbuck był mężczyzną)- jest żywiołowa, energetyczna, przypomina nieco Debre Morgan z Dextera. Jest to przy okazji najbardziej tajemnicza postać, za którą przez cały serial ciągną się niewyjaśnione i mroczne sprawy. Oprócz tego kapitalny Michael Hogan w roli pułkownika Saula Tigha i niestety niewyróżniający się i słaby Jamie Bamber wcielający się w syna Williama Adamy, Lee.
Warto wspomnieć, że science-fiction w Galactice nie jest tak doprowadzone do ekstremum jak to ma miejsce w serialach typu Star Trek, Stargate czy Babilon 5. Nie znajdziemy tu kosmitów. Nawet lasery są nieużywane. Zarówno flota Cylonów jak i ludzi strzela ze zwyczajnych ołowianych nabojów, a najbardziej przerażającą bronią są bomby nuklearne. Wybrykami i odstępstwami od dzisiejszej technologii są statki bojowe, myśliwce i podróże nadświetlne. No i oczywiście Cyloni.
Serial składa się z dwóch odcinków miniserialu, 4 sezonów serialu właściwego, oraz filmów telewizyjnych Razor i The Plan. Oprócz tego powstały dwa spin-offy – Caprica, opowiadająca o wynalezieniu Cylonów oraz Battlestar Galactica: Blood & Chrome, opowiadający historię młodego Williama Adamy w trakcie Pierwszej Wojny Cylońskiej.
Co jeszcze można powiedzieć o Battlestar Galactice? Jest to po prostu jeden z najbardziej wciągających seriali, z jakim miałem do czynienia. Tematy, którymi żongluje ten serial, można by obdzielić kilka pomniejszych – religia, polityka, wojna, science-fiction, kryzysy, zagłada. Po prostu multum, wystarczy wziąć koszyczek i wyciągać garściami. Zdecydowanie postawiłbym go w czołówce, obok The Wire czy The Sopranos. Niestety jest mało znany, między innymi dlatego, że został stworzony przez niszową stację SyFy, oraz jest ciągle pomijany we wszystkich rankingach najlepszych seriali. Mimo wszystko gorąco polecam. Nie zawiedziecie się.