W poszukiwaniu nowego serialu, kręte drogi amerykańskich propozycji zaprowadziły mnie do pałacu znakomitości zawłaszczonego HBO. To stąd wyszła przecież Rodzina Soprano, Sześć stóp pod ziemią czy Gra o tron. W ten sposób dotarłem do Girls, lub jak brzmi polski tytuł – po prostu Dziewczyny. Chwilkę poczytałem i odkryłem, że pomysłodawcą, głównym scenarzystą, reżyserką oraz aktorką odtwarzającą główną rolę jest zaledwie dwudziestokilkuletnia letnia Lena Dunham. Tak młoda osoba, żonglująca tyloma skomplikowanymi stanowiskami? To się nie może udać, pomyślałem.
I być może się w tym myliłem. Ale najpierw do rzeczy. Główną bohaterką Dziewczyn jest 24-letnia Hannah, dziewczyna tak brzydka, że aż oryginalnie piękna. Wygląda jakby była złożona z dwóch różnych osób. Na górną część jej ciała składa się dziewczyna z lekkim tłuszczem (zwłaszcza na rękach), małymi piersiami i niezwykle, ale to naprawdę niezwykle, krótkim tułowiem. Na dolną składają się duże, acz ładne, uda (choć gdzieś przeczytałem dopasowany do nich przymiotnik „galaretowate”), olbrzymie biodra i płaskie pośladki. Dodatkowo bohaterka ubiera się w taki sposób, że mamy wrażenie, że ma jeszcze krótszy tułów (spódnica podciągnięta pod prawie sam biust) i jeszcze większe biodra (owa spódnica nie opina, tylko „wisi”). Cóż się dzieje z tą naszą Hannah? Rodzice odcinają ją od pieniędzy, więc jest zmuszona znaleźć pracę. Dodatkowo ma faceta, z którym łączy ją pewien rodzaj „wolnego związku”. Bądź są po prostu „fuck buddies”, albowiem nie łączy ich (przynajmniej na początku) żadne głębsze uczucie, jedynie chęć do wspólnego seksu. Sam Adam (Adam Driver) jest człowiekiem z jednej strony szalonym, i to bynajmniej nie w pozytywnym sensie, a z drugiej jest bardzo wrażliwy i inteligentny.
Warto też wspomnieć o „hobby” Hanny, która w wolnym czasie aspiruje do bycia pisarką (podobnie jak wcielająca się w nią Lena Dunham). Co chwilę słyszymy, że jest w trakcie pisania „esejów do książki”. Tutaj mała uwaga: nie jestem do końca zaznajomiony, czy „essay” amerykański to to samo co esej polski, ponieważ słuchając tego, co Hannah opowiada o swoich „esejach” w serialu, to człowiek ma wrażenie, że to prędzej są zabawne opowiadanka niźli coś na miarę Portretu Kanta Bolesława Micińskiego. Czemu w ogóle wspominam o tym jej „hobby”? Może dlatego, że mnie bardzo denerwuje, że prawie w każdym odcinku jest choćby jedna linijka dialogu w której to zawarte są zachwyty jak to Hannah świetnie pisze, albo że przynajmniej pisze z humorem. Czasem są podawane próbki jej pisarstwa i z tych wszystkich podanych próbek trudno udowodnić którąkolwiek z tez ukazanych w zdaniu wcześniejszym.
Kolejną bohaterką jest współlokatorka Hanny – Marnie (Allison Williams). Jest to rozpieszczona dziewczynka, której rola w serialu ogranicza się (jak na razie) do posiadania faceta. I to takiego, którego chce się pozbyć. W pewnym momencie kończą związek, więc ona do niego lgnie z powrotem, jak dziecko, któremu właśnie zabrano pluszowego dinozaura, którym się nie zajmuje od kilku miesięcy. Kiedy powracają do siebie, ona znów go rzuca, tylko po to by po chwili znów być o niego zazdrosną, gdy ten znajduje sobie nową dziewoje. Oświeca nam serial swoją ładną buzią i przy okazji niskim ilorazem inteligencji, który od niej wręcz promieniuje.
Trzecią bohaterką (acz już nie współlokatorką) jest Jessa (Jemima Kirke), która jest bodaj najbardziej interesującą postacią. Jest to blondynka o jasnej karnacji, mówiąca z brytyjskim akcentem, który sprawia, że nawet największa głupota pochodząca z jej ust brzmi cudownie. Niemal nic o niej nie wiadomo. Zna powyższe dziewczyny z czegoś typu „high school” lub „college” – trudno powiedzieć, bo nie jest to dokładniej zaznaczone. Hannah ją uwielbia, a Marnie na początku nie znosi. Jessa to przygodna kobieta, której jednym z marzeń jest posiadanie dużej ilości dzieci, których ojcowie byliby mężczyznami różnych ras. Wprowadza do serialu taki rodzaj bezstresowego żywota – niczym się nie przejmuje, brnie dalej nie zastanawiając się zbytnio. Idealnie widać to w momencie, kiedy opowiada, że jest w ciąży, po czym pali marihuanę i pije drinki w barach, a kiedy Hannah opowiada o molestującym szefie, Jessa doradza jej: „Powinnaś go przelecieć. Dla przygody.”
Czwartą postacią jest Shoshanna. Jest to niestety największa porażka tego serialu. Całkowicie przerysowana postać. W największym skrócie można ją nazwać kompletną idiotką, mająca mentalnie 12 lat. Nie ma bladego pojęcia o życiu, wydawać się może, jakby była wychowywana w pluszowym zamku dla księżniczek. „Seks z wielkim mieście” jest dla niej jak Biblia, podobnie jak książki typu „Jak znaleźć miłość”, w których znajdują się porady a la „seks od tyłu jest poniżający, nie powinnaś tego robić”. No i oczywiście posiada przerysowany problem – w jej wypadku brzmi on: „mam 22 lat i jestem dziewicą”. Gra wcielającej się w nią Zosi Mamet jest również przerysowana – robi z niej stereotyp „tępej lalusi”, która ciągle gestykuluje z sztywnymi nadgarstkami i wciąga szybko (i głośno) powietrze po każdym wypowiedzianym zdaniu. Resztę bohaterek zna przez Jessę, która jest jej kuzynką.
Jako widz i recenzent mam wielki zgryz z tym serialem. Z jednej strony świetnie się go ogląda. Z drugiej, człowiek chce się momentami złapać za głowę, bo scenariusz jest niedorobiony i wymaga wielu poprawek. Większość akcji dzieje się „tak o”. Dialogi często są pourywane, a wiele scen po prostu nie posuwa akcji nigdzie dalej. Po prostu są, jak krótkie opowiadanka w Factotum Bukowskiego. Dużo rzeczy nie jest też w ogóle wytłumaczone, choć można to uznać jako zabieg mający na celu zaciekawienie widza, jakoby była to obietnica, że w dalszych sezonach widz dostanie wyjaśnienie.
Mimo tych ułomności, serial jest naprawdę ciekawy. Traktuje, co prawda powierzchniowo, o tym ciężkim i przerażającym (dla większości) momencie wchodzenia w dorosłość, gdzie człowiek musi przestać się bawić i zostaje zmuszony jest iść, znaleźć pracę i się ustatkować. Polecam Dziewczyny, bo ze wszystkich nowych amerykańskich seriali wydaje się najciekawszym. Jeśli oglądnęliście już Sześć stóp pod ziemią, Prawo ulicy, Rodzinę Soprano, Breaking Bad, Grę o tron, Dextera, Californication i Trawkę, to zabierzcie się za Dziewczyny, które mimo swojej beznadziejnej infantylności sprawdzają się idealnie jako zapychacz wolnych godzin. Zwłaszcza, że jeden odcinek trwa zaledwie 30 minut.