W ciągu ostatnich lat na rynku mnożą nam się książki o psychopatach i seryjnych mordercach. Od wszelkich biografii, po zwyczajne kryminały, gdzie główny bohater mierzy się z jakimś tajemniczym mordercą, który zabija swoje ofiary w jakiś przedziwny sposób. Takie książeczki są zwyczajnie bardzo sztampowe i nudne. Ale fakt, że ludzie się za nie chwytają, świadczy tylko o tym jak bardzo lubimy ludzi moralnie złych. Zanim jeszcze nastała moda na seryjnych zabójców w latach ’90 powstała pewna powieść opowiadająca o perfekcyjnym psychopacie. Napisał ją niejaki Bret Easton Ellis, a tytuł brzmi: American Psycho.
Powieść ta ujrzała światło dzienne w 1991 roku. Była to jedna z tych wstrząsających publikacji, przed czytaniem której przestrzegają wszyscy, ale też od razu wybierają się do księgarń z zamiarem kupna. Książka miała ciężkie życie nie tylko w Stanach Zjednoczonych. W Niemczech bardzo ciężko było ją dostać, a w Australii po dziś dzień ponoć w magazynach są nieodpakowane stosy pierwszego wydania, ponieważ sprzedawanie jej zostało swego czasu zabronione. Powieść doczekała się z czasem znakomitej adaptacji filmowej w reżyserii Mary Harron, a do tego w zeszłym roku powstał oparty na książce musical. Oprócz tego telewizja FX zapowiedziała serialową kontynuację, która ma opowiadać o 50-letnim Batemanie. Tym samym powieść, którą tak chciano zwalczać wyszła na wierzch i dzisiaj można ją nazwać dziełem kultowym.
Głównym bohaterem opowieści jest Patrick Bateman, 27- letni nowojorczyk pracujący w banku inwestycyjnym Pierce & Pierce. Jest bogaty, ubiera się w drogie garnitury, chodzi do modnych restauracji i słucha popowej muzyki. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie jego sadystyczne skłonności. Znęca się nad zwierzętami, sprawdzając działanie kwasu solnego na szczurach. Brzydzi się bezdomnymi, wobec czego jednego z nich zabija, uprzednio wycinając mu oczy z twarzy. Raz też się zdarza, że zabija w zoo małego chłopca, który przygląda się pingwinom. Ale od zwierząt, bezdomnych i dzieci Bateman zdecydowanie bardziej woli kobiety, najczęściej ładne modelki, z którymi wcześniej (i później) mógł się zabawić. Morderstwa, które popełnia główny bohater byłyby niczym specjalnym, gdyby nie to, że Ellis dość barwnie je opisuje. Najczęściej książki o seryjnych mordercach to kryminały i w sumie opisy zbrodni popełnianych przez owych delikwentów nie są jakieś zbyt drastyczne. Co innego w American Psycho. Bateman to mistrz różnorodności, nie ma u niego jednego modus operandi, który stosuje wobec swoich ofiar. Raz przybija kobietę do podłogi pistoletem do tapicerki, innym razem wypycha jej waginę serem i wpuszcza tam wygłodniałego szczura. Oczywiście wszystkie te swoje zabawy nagrywa, by w przyszłości puścić video swoim innym ofiarom. Z samymi martwymi ciałami też lubi sobie pograć. Czasem jest to nekrofilia, czasem robienie ze zwłok pulpetów (ponoć niezwykle ciężko zlepia się mięso), albo robienie dowcipów typu wysłanie ususzonego serca do matki swojej ofiary w ramach Walentynek.
Powieść nie ma tak naprawdę jakiejś konkretnej linii fabularnej. Książka Ellisa po prostu opowiada o życiu codziennym nowojorskiego „yuppie” (określenie pokolenia, które życie zawodowe rozpoczęło w latach ’80), którego konsumpcyjny styl życia i nadmiar pieniędzy zamienił w kompletnego psychopatę. Punktem kulminacyjnym jest morderstwo Paula Owena, po którym Bateman zamienia się w kompletnego świra, zwłaszcza, że po piętach depcze mu Donald Kimball prywatny detektyw, wynajęty przez rodzinę Owena. Nie należy jednak myśleć, że Bateman w końcu się doigra i zostanie złapany. O nie, nie, nie. Ellis nie wpadł w kompletną kliszę. Zamiast tego zakończenie powieści pozostawia swobodę interpretacji. Pracownicy Pierce & Pierce mają bowiem problem ze skojarzeniem nazwiska z właściwą twarzą. Tym samym taki Patrick Bateman został wzięty przez Owena za Marcusa Halberstama, co jednocześnie dało naszemu bohaterowi alibi. Jednak czy Bateman naprawdę zabijał? W końcówce główny bohater wyznaje swoje morderstwa adwokatowi. Ten uważa, że cała historia jest niezwykle zabawna, ale nie ma ona zbyt wiele sensu, ponieważ nie tak dawno jadł obiad z Paulem Owenem. Oczywiście podobnie jak inni pracownicy P&P prawnik mógł zwyczajnie kogoś pomylić z Owenem. Co jednak jeśli nie? Wychodziłoby na to, że morderstwa Batemana są jego wymysłem, spowodowanym przez przepracowanie, narkotyki, sterydy i inne specyfiki.
Powieść ta była krytykowana ze względu na podejście do kobiet. Trzeba przyznać, że Bret Easton Ellis stworzył bohaterki, z którymi trudno twardym feministkom się utożsamiać. Evelyn, narzeczona Batemana, jest naiwna, kompletnie nie zna swojego mężczyzny, za to już planuje wspólną przyszłość, ponieważ cieszy ją, że jest z kimś o takim stanowisku jak on sam. Z kolei kochanka Patricka, Courtney, jest uzależniona od środków uspokajających, a do tego żyje w związku z ukrywającym się homoseksualistą. Do tego dochodzi jeszcze sekretarka, Jean, mocno zakochana w swoim pracodawcy, zgadzająca się z nim we wszystkim. Bateman instruuje ją jak ma się ubierać, by mu się podobać, a ona grzecznie stara się go słuchać. No i oczywiście mordercze skłonności głównego bohatera, ukierunkowanego na płeć żeńską. Nie trudno się dziwić, że feministki były oburzone powieścią. Zabawne, że jedną z największych krytyczek książki była niejaka Gloria Steinem, która prywatnie jest… macochą Christiana Bale’a. Tego samego, który w kilka lat później wcielił się w Patricka Batemana na ekranie. Świat jest mały, a zbiegi okoliczności zabawne.
Dla mnie prywatnie jest to najdoskonalsza powieść o psychopacie jaką zdążyło mi się przeczytać. Swego czasu bardzo interesowałem się psychopatią i czytałem bardzo dużo książek naukowych i reportaży o ludziach, którzy mają problemy z empatią i życiem w społeczeństwie. Nie chodzi mi tutaj jedynie o seryjnych morderców, ale także o osoby, które manipulują innymi, notorycznie kłamią i oszukują, a do tego nie czują żadnych wyrzutów sumienia. Kimś takim jest właśnie Patrick Bateman. Nawet jeśli interpretacja mówiąca o tym, że morderstwa są jego wyobraźnią jest prawdziwa, to i tak jego zachowanie wykazuje cechy psychopaty. Ważnym elementem jest też pornografia. Bateman notorycznie wizytuje w wypożyczalniach video, skąd bierze kasety z filmami pornograficznymi (oczywiście stara się wziąć także jakiś normalny, co by w razie czego przykryć swoje zainteresowania). Ted Bundy, chyba najsłynniejszy amerykański seryjny morderca (którego ulubionymi ofiarami również były kobiety) w swoim ostatnim wywiadzie opowiadał jak jego mordercze skłonności zostały sprowokowane przez pornografię. Po prostu tak się do niej przyzwyczaił, że z czasem potrzebował mocniejszej stymulacji. Kiedy nawet „hardcorowe” filmy już mu nie wystarczały, sięgnął po żywe istoty. Podobnie sprawa może wyglądać z Batemanem. Czy to możliwe, że kiedy człowiek doświadczy już wszelkich podniet jakie można wymyślić będzie szukał kolejnych, tych nawet najbardziej drastycznych? Jeśli tak, to jak czarna przyszłość nas czeka w świecie, w którym wszystkie firmy dążą do pełnego zadowolenia każdego konsumenta?
Tak już odrzucając „wartościową” część książki, należy twardo zaznaczyć: powieść Ellisa czyta się rewelacyjnie. Niby nie ma jakiejś akcji, wszystko po prostu lgnie przed siebie bez konkretnego celu, ale człowiek jest przykuty i wertuje te strony. Jedynie makabryczne opisy były czymś ciężkim do zniesienia, przynajmniej dla mnie samego. Jeśli miałbym je do czegoś porównać to zapewne do opowiadania Chucka Palahniuka o nazwie Flaki, które w Stanach znane było z tego, że na publicznych odczytach mdleli ludzie. Warto też przyrównać książkę do jej filmowej adaptacji. Obraz Mary Harron jest co prawda zdecydowanie mniej drastyczny, ale też bardzo zdolnie ujął to co uważam za esencję powieści. Bateman filmowy jest dokładnie tę samą postacią, agresywną, zapatrzoną w siebie i zazdrosną o rzeczy posiadane przez innych. W powieści są też rozdziały, gdzie Bateman zwraca się do czytelnika i rozpisuje się z analizą muzyki gwiazd pop z lat '80. Harron świetnie przeniosła te wykłady na ekran. Bateman opowiada o Whitney Huston czy Huey Lewis and The News swoim ofiarom, niedługo przed ich zmasakrowaniem. To naprawdę imponujący pomysł, który wniósł sporo komizmu do filmu, a także podkreślił psychopatyczną osobowość głównego bohatera. Mimo wszystko uważam, że jeśli film się polubiło, to książkę też należałoby przeczytać. Zwłaszcza, że nie jest ona tak jednoznaczna jak obraz kinowy. Jeszcze długo nie dostaniemy powieści, która jest tak zdolną kpiną z współczesnej cywilizacji i karierowiczów. Ale jeśli nagle się takowa ukaże… to cóż, będzie to jak nóż w serce. Albo szczur w waginę. Po American Psycho to wszystko jedno.