Pylo - Bellavue EP oraz wytwórnia płytowa Naim label - Recenzje(26). - Bartek Pacuła - 11 marca 2014

Pylo - Bellavue EP oraz wytwórnia płytowa Naim label - Recenzje(26).

Napisanie piosenek i nagranie ich w studiu to dopiero początek długiej drogi wydawniczej. Wielu ludzi zdaje się o tym zapominać, dopraszając swoich idoli, by nagrywali albumy raz na pół roku. A przecież wytwórnia płytowa i jej zachowanie przy wydawaniu krążków jest prawie tak samo ważna jak artysta i to co ma do powiedzenia. Przykładów na potwierdzenie tych słów w historii było wiele. Można przypatrzeć się na przykład Doorsom i ich sytuacji w 1966 roku. Podpisali oni wtedy kontrakt z Columbią, mając już świetny i doskonale opanowany materiał na nową płytę. Jednak dziwne podejście wytwórni do tematu wydania ich debiutanckiego albumu sprawiły, że nic z tego nie wszyło. Doorsi przeszli do Elektry, album nagrali we współpracy z profesjonalistami w dwa tygodnie(!), a ich debiut nadal jest jedną z najlepszych płyt rockowych wszechczasów. Dlatego też ta recenzja nie będzie do końca typowa. Naturalnie zrecenzuję płytę (a dokładniej – EP), ale równie wiele miejsca poświęcę wyjątkowej wytwórni, która odpowiada za jej przygotowanie. Przedstawiam firmę Naim label, zespół Pylo oraz ich debiutancki twór – Bellavue!

W 1985 roku ukazał się album Brothers in Arms zespołu Dire Straits. Krążek ten przeszedł do legendy w dwojaki sposób – nie dość, że prezentował niezwykle wysoki poziom artystyczny, to była to jedna z pierwszych płyt, które wyszły na, nowym jeszcze wtedy, nośniku, czyli CD. Sześć lat później, w roku 1991 firma Naim Audio, zajmująca się produkowaniem hi-endowych rzeczy z branży audio zbudowała swój pierwszy odtwarzacz CD. Jednak w tych czasach jakość nagrań płyt CD była, w najlepszym wypadku, mierna. A w znakomitej części była zwyczajnie słaba, przez co nabywcy naimowskich  odtwarzaczy CD nie mogli de facto cieszyć się ich możliwościami. Firma Naim Audio postanowiła zmienić zastany porządek rzeczy, tym samym zakładając Naim label – siostrzaną firmę, będącą wytwórnią płytową. Jak można przeczytać w różnych wywiadach z ludźmi pracującymi w Naim label filozofia firmy jest prosta – trzeba wydawać muzykę, która znajduje się na odpowiednim poziomie artystycznym, jednocześnie dbając o jej walory techniczne i jakość nagrania – tak, by można było te płyty puścić na audiofilskich systemach bez zgrzytania zębów.

I, trzeba przyznać, to firmie do tej pory wychodzi znakomicie. Jeśli chodzi o sferę artystyczną, to Naim gości pod swoim dachem kilkudziesięciu wyjątkowych wykonawców, z czego największymi klejnotami w koronie są Antonio Forcione – prawdziwy wirtuoz gitary oraz Dominic Miller – gitarzysta, z którym chętnie podczas sesji nagraniowych współpracował, i współpracuje nadal, Sting we własnej osobie. To nie są, oczywiście, jedyni wykonawcy współpracujący z Naim label – jest ich dużo więcej, a każdy z nich musi prezentować odpowiedni poziom, by w stajni Naima się znaleźć. Równie dobrze, a nawet lepiej, wyszła Naimowi sprawa technicznej jakości nagrania. Jak już wspomniałem – Naim label wywodzi się od firmy Naim Audio, która już w roku 1991 posiadała potężne doświadczenie w branży hi-endowego sprzętu, co w naturalny sposób przełożyło się na jakość rzeczy pochodzących od wytwórni Naim label. Wszystkie płyty są więc nagrane z należytą pieczołowitością i charakteryzują się naprawdę wysoką jakością nagrania, co pozwala cieszyć się słuchaniem muzyki jeszcze bardziej. Firma ta stała się tak duża, że niedawno otworzona została jej polska filia – Naimlabel.pl, która dostarcza tej samej ambitnej, niebanalnej i znakomitej muzyki, do polskich domów.

Okładka.

Widzicie – nie bez powodu we wstępie wspomniałem Elektrę – miejsce, gdzie wydawano głównie folk, a gdzie znaleziono miejsce na rockowo-bluesowych Doorsów. Choć znakomita część płyt od Naima jest jazzowa, to nie zabrakło też miejsca na mocniejsze brzmienia. I tym samym dochodzimy do zespołu Pylo. Jest to brytyjski zespół, grający kontemplacyjnego rocka. Póki co zespół ten wydał dwie rzeczy – epkę Bellavue oraz jeden singiel – Enemies. To właśnie ten singiel sprawił, że o zespole zrobiło się głośniej w świecie muzyki, a szczególnie w świecie ambitniejszego rocka. Jak jednak Pylo i ich Bellavue prezentuje się naprawdę?

Front...
...oraz tył płyty, która została wydana w ładnym digipacku.

EP, czyli epka – jak kto woli, to minialbum – za krótki, by zostać nazwany pełnoprawnym albumem, jednak za długi, by zrównać go ze zwykłym singlem. EP Bellavue zawiera cztery utwory, trwające razem ok. 22 minut. Płytę tą otwiera piosenka View, będąca zwiastunem tego, w jakim nurcie porusza się Pylo. Jest więc spokojnie, melancholijnie, ale z odpowiednią, chociaż delikatnie oniryczną, energią. Co od razu rzuca się w oczy, to naprawdę dobry wokal prowadzący. W rocku było wielu dobrych wokalistów, ale niestety nie jest to reguła – bowiem równie często dostawaliśmy na tym miejscu ludzi miernych, których głos co prawda nie przeszkadzał, ale też nie zachwycał. W wypadku Pylo możemy mówić o czystym, równym śpiewie, a to nie może się nie podobać.

View to jednak tylko początek – dużo mocniejsze, i zwyczajnie lepsze, uderzenie otrzymujemy przy następnym kawałku – singlowym Enemies. W tym wypadku również jest spokojnie, stonowanie, ale tylko do refrenu, gdzie muzyka wybucha, głównie za sprawą świetnych wokali wspierających oraz mocniejszej gitary. Enemies, w mojej opinii, pokazuje najlepiej styl Brytyjczyków – sprawiający wrażenie delikatnego i zwiewnego, ale potrafiącego przywalić kiedy trzeba. Kolejne dwie piosenki tylko to potwierdzają – zarówno Crying On Land, jak i Bare Eyed, to kawałki bardzo przyjemne; poruszające się w podobny sposób co Enemies, ale robiące to z gracją i wyrafinowaniem.

Z mojego opisu wynika, że z Pylo to młody zespół, któremu przewiduję wielką karierę, i z którym powinien zapoznać się każdy. Otóż… zupełnie tak nie jest. Pylo to rock, ale zagrany w taki sposób, że na pewno (o tym jestem przekonany) nie spodoba się wszystkim. Część ludzi posądzi chłopaków o hipsterskość – i coś w tym będzie. Inni powiedzą, że rock to męska muzyka, a Pylo to jakieś rozmemłane chłopczyki plumkające na gitarach. Jednak ci z Was, którzy będą chcieli spojrzeć dalej zobaczą zespół szczycący się dobrą techniką grania, bardzo miłym wokalem i przyjemnymi piosenkami, które konsekwentnie dążą do obranego kierunku – i robią to naprawdę bardzo dobrze. I to właśnie tej ostatniej grupie ludzi polecam i zespół Pylo, i inne wyroby Naim label. Wystarczy wejść na stronę www.naimlabel.pl i cieszyć się z poznania znakomitej, świetnie nagranej oraz wydanej muzyki. Zapewniam, że warto.

Naimlabel.pl na Facebooku: https://www.facebook.com/naimlabelpl

Naimlabel na Facebooku: https://www.facebook.com/naimlabel

Poprzednie recenzje:

Mike OldfieldMan on the Rocks: https://gameplay.pl/news.asp?ID=83640

Maria PeszekJezus is aLive: https://gameplay.pl/news.asp?ID=83523

Mój fanpage na FB: https://www.facebook.com/musictothepeoplemagazine

Bartek Pacuła
11 marca 2014 - 13:55