Po raz kolejny PSP zostało uraczone tytułem żywcem przeniesionym ze starego dobrego PlayStation 2. Wypadałoby więc znowu pomarudzić o braku wyobraźni developerów, wyciąganiu od graczy pieniędzy itp. jednak nie tym razem. Panie i panowie, przedstawiam Wam jedną z bardziej niedocenionych gier poprzedniej generacji konsol. Pozycja, która zagubiła się w czasie po to by ratować wymierający obecnie gatunek gier przygodowych. Oto Shadow of Memories czyli niecodzienna produkcja od mistrzów z Konami.
Przenieśmy się w czasie do 2001 roku. Kontynuacje cenionych i znanych serii gier z odchodzącego w cień PSXa zachwycają na nowej, czarnej konsoli Sony na punkcie której świat totalnie oszalał. W tak gorącym okresie na rynku pojawia się Shadow of Memories. Gra zebrała dość przychylne recenzje poczym słuch o niej zaginął. Zwłaszcza w Polsce, w której fani marki Sony dostali kopniaka z półobrotu w postaci ceny PS2 przekraczającej grubo 2500zł w dniu krajowej premiery. I niech mi teraz ktoś powie, że obecna sytuacja naszego rynku konsolowego jest zła.
Będąc beztroskim nastolatkiem, samemu posiadając jedynie dziadka PSXa miałem jednak możliwość pogrywania gościnnie w SoM na konsoli koleżanki. Za cholerę nie potrafię powiedzieć dlaczego akurat ta gra, a nie któryś z ówczesnych hiciorów wywarł na mnie takie wrażenie. Jednak obok Tekken Tag Tournament to własnie przygodowe dzieło Konami było moim pierwszym zetknięciem z mocą Emotion Engine drzemiącego w PS2. Gra powodowała wtedy szczękopad- pełny voice acting, zaawansowana mimika twarzy, bogate w detale otoczenie. Jestem więc wdzięczny Konami, że po 8 latach mogę ponownie zagrać w ten tytuł na swoim PSP.
Historia zaczyna się gdy w biały dzień roku 2001 na ulicy niemieckiego miasteczka Lebensbaum zostaje zamordowana niewiasta o blond włosach. Zaraz, zaraz czy to aby na pewno kobieta? Sęk w tym, że nasz protagonista jest mężczyzną. Po latach zalewania europejskiego rynku japońskimi produkcjami zdążyłem się przyzwyczaić do zniewieściałych bohaterów ale uwierzcie, że nawet po pojawieniu się takich tytułów jak dziesiąta i dwunasta część serii Final Fantasy uważam, że bohater Shadow of Memories to jeden z najbardziej kobiecych bishonenów w historii gier video. Jest to niestety mocno denerwujące bo postać jest przedstawiona jako osoba nad wyraz delikatna nieporadna. Musimy jednak wybaczyć ten mały grzeszek developerów, bo gra już od pierwszych chwil przyciąga swoją warstwą fabularną. Kiedy ostatni raz mieliście okazję zagrać w tytuł, który zaczyna się śmiercią głównego bohatera? Eike Kusch, bo tak nazywa się nasz dwudziestodwuletni protagonista, pojawia się w znajdującym się poza czasem dziwnym miejscu, zawieszonym gdzieś pomiędzy życiem a śmiercią. Spotyka tam istotę, która przedstawia się jako Homunculus i oferuje mu możliwość odkrycia kto jest sprawcą jego śmierci a nawet zapobiegnięcia niej. Dość kusząca oferta, prawda? Bohater pomyślał podobnie i tym samym wpakował się w jedną z ciekawszych intryg jakie dane mi było oglądać w grach video. Następuje krótki przerywnik, trochę błysków i pojawiamy się z powrotem w 2001 roku. Znajdujemy się też w posiadaniu urządzenia które po naładowaniu specjalnymi kulkami energii umożliwia nam podróż w czasie. Przyjdzie nam dzięki temu zwiedzić przeszłość od raptem kilku godzin wstecz, aż po mroczne czasy schyłku średniowiecza gdy w Lebensbaum żył alchemik o nazwisku Wagner. W pewnym momencie wejdziemy nawet w posiadanie legendarnego kamienia filozofów! Jeśli ktoś ma skojarzenia z twórczością Goethego to są one jak najbardziej właściwe.
Shadow of Memories należy do gatunku gier przygodowych, jednak nie uświadczymy tu typowych dla tego gatunku rozwiązań czyli zagadek logicznych pomieszanych z używaniem każdego posiadanego przedmiotu na elementach otoczenia metodą prób i błędów. Rozgrywka opiera się na rozmowach z mieszkańcami miasta i pokazywania im różnych przedmiotów w celu osiągnięcia oczekiwanych reakcji. Czasem przyjdzie nam też zdobyć jakieś niezbędne w naszej przygodzie akcesorium i użyć go w określonym momencie. Ktoś mógłby narzekać, że mechanika gry jest w takim razie zbyt prosta czy wręcz prymitywna, jednak gwóźdź programu tkwi w podróżach w czasie. Żeby nie psuć Wam przyjemności z gry posłużę się tylko jednym przykładem. Ot podczas miłej pogawędki z uroczą niewiastą na miejskim rynku zostajemy pchnięci nożem w plecy. Zabójca schował się za rosnącym na samym środku wielkim drzewem. Nie mamy możliwości cofnąć czasu i ostrzec samych siebie, ponieważ jedną z zasad podróży w przeszłość jest unikanie zdarzeń doprowadzających do tzw. paradoksu dziadka . Każde zachowanie, które w konsekwencji może doprowadzić do tego że się nie urodzimy, lub też bezpośrednie zetknięcie z naszą osobą w przeszłości doprowadza do tego, że nasze teraźniejsze „ja” przestaje istnieć. Jak więc zapobiec morderstwu? Dowiadujemy się, że drzewo zostało zasadzone na środku rynku u schyłku średniowiecza. Czemu więc nie złożyć tam małej wizyty i zmienić trochę historię miasta? Skok w czasie, odpowiednio poprowadzona rozmowa z umieszczającym na rynku sadzonkę parobkiem i zamiast drzewa mamy mały pomnik. Genialne prawda? Na tym właśnie polega magia tego tytułu.
Oprawa graficzna pomimo 8 lat na karku stoi na bardzo wysokim poziomie. Pod kątem wykonania Shadow of Memories mogłoby nawet zawstydzić niektóre współczesne, dedykowane PSP pozycje głównie dzięki wysokiej jakości tekstur. Co ciekawe, gra wygląda dużo lepiej niż na PS2 i to nie tylko dzięki podróży z ery telewizorów CRT na ciekłokrystaliczny ekran konsolki. SoM doczekał się swojego czasu wersji na PC która również mogła pochwalić się lepszymi teksturami od tych z PS2 więc zgaduję, że Konami wykorzystało możliwości PSP jak tylko mogło, bo dostaliśmy tytuł zdecydowanie bliski wersji blaszkowej. Postacie wyglądają bardzo dobrze zarówno pod kątem ilości szczegółów jak i mimiki twarzy. Podobnie sprawa ma się z przedmiotami i wystrojem pomieszczeń. Nasze oko będą w nich cieszyć wiszące na ścianach obrazy, stylowe meble czy różne detale pokroju zastawy stołowej. Jak na grę wydaną na handhelda wygląda to naprawdę dobrze. Szkoda tylko, że ulice wieją często pustkami a niektóre budynki wyglądają z zewnątrz trochę bryłowato. Autorzy zasługują na pochwalenie patentu filtrów graficznych zależnych od czasu w jakim obecnie się znajdujemy. Co się stanie jeśli Eike cofnie się do roku 1901? Wszystko z wyjątkiem jego samego będziemy oglądać czarnobiałe niczym na fotografii z epoki. Odpowiednio, wizyta w czasach alchemika Wagnera uraczy nas kolorami sepii. Drobiazg, ale takie smaczki niezwykle dodają grze klimatu.
Udźwiękowienie wypada w tym tytule nieco gorzej. Te 8 lat zdążyło już mnie przyzwyczaić do pełnego voice actingu większości gier więc nie jest to taką atrakcją jak kiedyś. Jakość gry aktorskiej pozostawia trochę do życzenia, lecz dialogi napisane są bezbłędnie a w przypadku takich tytułów treść jest zdecydowanie ważniejsza od formy. Z kolei w przypadku muzyki Konami zbytnio się nie wysiliło gdyż przygrywających w SoM utworów jest trochę za mało i zwyczajnie nie zapadają w pamięć. Ot muzyka symfoniczna, która równie dobrze mogłaby zostać napisana do serialu telewizyjnego średniej klasy. Wprawdzie niepokojące brzmienia które czasem docierają do naszych uszu podczas przechadzek po Lebensbaum potrafią wprawić w lekki nastrój grozy (a powinny bo w końcu chodzi tu o życie naszego protagonisty) to jednak ich powtarzalność zaczyna dość szybko irytować.
Niemałym zaskoczeniem dla niektórych graczy może być czas gry. Po około 2,5 godzinach rozgrywki przychodzi nam obejrzeć napisy końcowe. „Skandalicznie mało!” krzykniecie. Hhistoria Eike’a oferuje nam jednak aż 8 możliwych zakończeń, a jakże rzadkie są takie rozwiązania w obecnie tworzonych grach. W przypadku chęci zobaczenia ich wszystkich otrzymujemy więc ponad 16 godzin gry, co jest już wynikiem bardzo dobrym. Dodam, że na rozwiązanie fabuły nie ma wpływu jedna, a kilka naszych decyzji. Jeśli myślicie, że zrobicie jeden save przed jakimś ważnym dialogiem pod sam koniec gry i obejrzycie odpowiednie filmiki to jesteście w błędzie ;) Tytuł ten został tak skonstruowany, żeby większość zawartych w nim problemów miała kilka możliwych rozwiązań. Dla przykładu – lokalna knajpa ulega podpaleniu a naszym zadaniem jest zapobiec pożarowi. Skaczemy w przeszłość i tu stajemy przed wyborem. Możemy obejść budynek, odnaleźć źródło ognia i zgasić je zanim się rozprzestrzeni. Osiągamy wtedy cel, ale zostajemy anonimowym bohaterem. W takim razie, czemu nie spróbować ostrzec przed pożarem właściciela lokalu i zaskarbić sobie tym samym jego dozgonną wdzięczność? Prawie każda czynność w realiach Shadow of Memories ma swoje konsekwencje a kombinowanie samemu sprawia sporą satysfakcję. Miasteczko Lebensbaum jest niewielkie, lecz możliwość dowolnego przemieszczania się praktycznie w każdym momencie do różnych czasów daje dodatkowe możliwości. A może zamiast iść jak po sznurku tam gdzie kieruje nas fabuła cofnąć się na moment 100 lat wstecz i odwiedzić cukiernię? Przeprowadzane z mieszkańcami rozmowy przekładają się potem na statystyki które oglądamy po zakończeniu rozgrywki. Niemałe może być wtedy zdziwienie ile dialogów w poszczególnych rozdziałach gry przeoczyliśmy ;) A to wszystko wpływa na ocenę jaką gracz otrzymuje na koniec.
Dla fanów przygotówek jest to pozycja obowiązkowa zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, jak biedny w temacie nowości jest obecnie ten gatunek gier. Pozostałym proponuję przed ewentualnym zakupem zapoznać się z tym tytułem bliżej, gdyż jest on mocno specyficzny. Ilość cut scenek sprawia czasem wrażenie, że oglądamy interaktywny film a nie grę, co niektórych może denerwować. Poza tym nie każdy ma naturę eksploratora i nie będzie mu się chciało odkryć wszystkie zakończenia co przełoży się na krótki czas rozgrywki. Mimo wszystko, patrząc z perspektywy lat dochodzę do wniosku, że ten tytuł czekał niczym zahibernowany by właśnie teraz rozkwitnąć na handheldzie Sony. Podzielenie fabuły na rozdziały i ogólna forma gry pasuje do pogrywania „w terenie” a jej treść czyni ten tytuł w swoim gatunku obecnie praktycznie bezkonkurencyjnym. Ponieważ jednak poza lekkim liftingiem graficznym Shadow of Memories nie doczekał się żadnych ulepszeń względem pierwowzoru więc wyższej oceny postawić nie mogę, a szkoda. Ode mnie dostaje jednak dwie siódemki na szczęście i mam nadzieję, że trzecia próba inwazji na portfele i serca graczy zakończy się dla dzieła Konami powodzeniem.
Ciekawostka: Tytuł ten wydawany był w USA i Europie jako Shadow of Destiny. Wersja na PSP doczekała się na razie jedynie premiery w Japonii, jednak zawiera pełne angielskie napisy i udźwiękowienie, co w połączeniu z brakiem ograniczeń regionalnych PSP czyni grę dostępną już teraz.