Prezentacja nowego Borderlandsa wywołała u mnie falę przemyśleń, z którymi właśnie dziś chciałbym się z wami podzielić. Produkcja ta budzi kontrowersje już samym tytułem oraz oczywiście aż nadto znanym modelem rozgrywki. Nie są to jednak jedyne „rozkminy”. Ciekawostek i zagwozdek związanych z The Pre-Sequelem, jest znacznie więcej.
Pozwólcie jednak, że najpierw się wgryzę. Dla niewtajemniczonych wyjaśnię, że kilka dni temu studio 2K Australia potwierdziło doniesienia związane z tym, jakoby takowa gra miała powstawać. Zapowiedzi towarzyszyło ujawnienie 7-minutowego fragmentu rozgrywki, szeregu pięknych, podrasowanych screenów i sprecyzowanie tego, czym nowe dzieło w istocie jest.
A jest niczym innym, jak kolejną, osobną produkcją w uniwersum Borderlands, przesadnie podobną do poprzedniczki. Za wcześnie by sądzić, ale opublikowane materiały i dostarczone informacje pozwalają twierdzić, że jakiekolwiek zmiany, są w rzeczywistości drobnostkami pokroju wyposażenia, nowych bohaterów, czy wizji świata przedstawionego. Można mówić ponadto o lekkich udogodnieniach względem poszczególnych funkcjonalności, ale konkretnych zmian w mechanice dopatrzyć się naprawdę trudno. W oczy rzuca się również znany interfejs. To niewątpliwie jedynie rozszerzenie specyficznego modelu rozgrywki, niż świeża, ambitna produkcja.
Wypuszczanie takiej produkcji ma sens? Ze względów finansowych – Tak, dużo się nie narobią, zysk będzie zadowalający. Chciałoby się teraz powiedzieć, że biorąc pod uwagę sam rynek gier i stosunek twórcy do gracza – decyzja o stworzeniu osobnej produkcji jest naganna. Ja powiedzieć tego nie mogę, choć podkreślić należy, że takich ruchów absolutnie nie pochwalam. Ten przypadek rozumiem jak mało który. Borderlands to seria niesamowita, obszerna, treściwa i sprawiająca mnóstwo frajdy. Całość należy podnieść do potęgi w momencie, gdy zdecydujemy się grać w trybie kooperacji. Jest więc „mechaniczne środowisko” do tego, by bawić się dobrze jakąkolwiek treścią. System się sprawdza i ciężko autentycznie wymagać czegoś więcej – oczywiście można dojść do kilku lepszych rozwiązań, udogodnień, ale stan jest w rzeczywistości satysfakcjonujący. Humor, postacie, pierdyrialdy broni, otwartość w rozgrywce, złożoność w fabule. Jest naprawdę dobrze i chce się tego łykać więcej. Krytyka graczy, kontrowersje z ich strony są jednak zrozumiałe, bo bądźmy szczerzy – to nie jest materiał na miano osobnej produkcji za standardową cenę.
Podobnie zresztą jak w przypadku Far Cry3: Blood Dragon. Podobnie, bo to produkcja bardziej ambitna i odbiegająca od meritum specyfiki podstawy w znacznym stopniu. Tu jednak również wykorzystano całą technologię i większość mechanik, z tym że cena w dniu premiery była strawna. Przytoczenie Blood Dragona ma drugie dno. Skusił mnie synonimiczny styl wizualny. Parodia gier, filmów sci-fi i thrillerów z lat 80 i 90-tych wypadła genialnie. The Pre-Sequel również zmienił styl. Teraz bardzo mocno ociera się o futuryzm, technologię przyszłości, i oferuje podobną do BD gamę kolorów dominujących w tle.
To z kolei dziwi. Dlaczego produkcja umiejscowiona między pierwszą a drugą częścią – bo nazwa nie jest głupim wymysłem – tak odbiega charakterem graficznym, wizją, od obu odsłon? Autorzy tłumaczą, że to fabule przypisywane jest to umiejscowienie między jedynką a dwójką, ale fabuła ciągnie przecież za sobą resztę świata przedstawionego.
Mam również wrażenie, że fakt powstania Borderlands: The Pre-Sequel jest pewnego rodzaju kontrą na niesamowicie zapowiadające się Destiny, które premierę będzie miało we wrześniu tego roku, czyli w okresie, gdy Gearbox chce wrzucić na rynek swój tytuł. Destiny już wcześniej – podczas pierwszej prezentacji przywodziło na myśl grę z Claptrapem na czele, sam charakteryzowałem to dzieło jako upiększony, kosmiczny Borderlands. Nie pasował mi właśnie styl. Teraz już jestem pewien, że coś jest na rzeczy.
Borderlands The Pre-Sequel wyjdzie na konsole obecnej.. Tfu.. poprzedniej generacji oraz PC. To wywołuje kolejną lawinę sprzeczek. Current-Geny muszą się rozkręcić i potrzebują jak najwięcej dobrych tytułów, ażeby upowszechniły się na świecie. Patrząc na to z drugiej strony, nie jest tak źle. Większość użytkowników posiada jeszcze stare platformy, dla których nowy tytuł wśród powoli wymierających, będzie świetnie spędzonym czasem, bo im później, będzie z tym gorzej. Jednakowo niechęć wkroczenia we współczesne konsole potwierdza myśl związana właśnie z Destiny –które co prawda jest tylko PS4 exclusive’m, ale właśnie ta konsola przoduje. Z tego względu decyzja twórców wydaje się zrozumiała.
Nie ukrywam, chciałbym doświadczyć kolejnego Borderlandsa wnoszącego taki progres, jaki wniosła dwójka – niby nic, a jednak lepiej i znacznie więcej. Nie wiem czy decyzja stworzenia takiej konkretnie produkcji była spowodowana autentycznie wykreowaną przeze mnie tezą z Destiny, czy to najnormalniejszy, przedyskutowany pomysł, ale nie czuję faktycznej potrzeby posiadania The Pre-Sequel. To, co miałem zobaczyć – widziałem, choć z drugiej strony, w co-opie dobrze byłoby się rozprężyć zasypując nowy świat tysiącami łusek, bądź rozprzestrzeniać szkodliwe promieniowanie w wyniku nieustannego maratonu z działem laserowym