Temat Tygodnia to nowy cykl felietonów, które pojawiać się będą na gameplay.pl w ciągu – nie zgadniecie – tygodnia. Jak będzie to wyglądać? Autorzy za pomocą głosowania wybiorą temat, na którym luźno opierać się będzie część z ukazujących się na stronie artykułów. Na pierwszy ogień rzuciliśmy temat Miasto i architektura. Zapraszamy na nasz pierwszy tydzień tematyczny!
King Crimson to zespół wyjątkowy. Powtarzam to od jakiegoś czasu, dosłownie do znudzenia. Raz za razem piszę to na Gameplay’u, HeavyRocku czy czymkolwiek innym – Crimson to instytucja niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju. Dlatego też, gdy padł pierwszy temat z serii Tematów Tygodnia od razu pomyślałem o Crimsonach – że nagrali coś dobrze pasującego do tematyki miast. A co dokładnie? Zapraszam do lektury!
W 1974 roku Robert Fripp, współzałożyciel i ikona zespołu, doznał duchowego olśnienia i postanowił zamknąć, a przynajmniej czasowo rozwiązać swój zespół. Od tego czasu tułał się głównie po Nowym Jorku, grywał dla Petera Gabriela, Davida Bowie’go (riff z kawałka Heroes jest jego), założył też swój inny, mniej znany projekt. Jednak Crimson prędzej czy później zawsze dopadało Frippa – i tak też było tym razem. Po zebraniu, po raz kolejny w historii grupy, wybitnych muzyków, na czele z Tonym Levinem oraz Adrianem Belewem, King Crimson ponownie zaczęli koncertować, a w roku 1981 weszli do studia, by nagrać swój, jak się później okazało przełomowy, album. Płyta ta, zatytułowana Discipline zawierała kilka naprawdę udanych kompozycji, z których dwie zdecydowanie wybijały się na tle pozostałych. Pierwszą z nich był kawałek Elephant Talk, w który Belew tak gra na gitarze, iż ta brzmi jak słoń. Drugi kawałek w kontekście Tematu Tygodnia interesuje nas jednak bardziej. Mowa o utworze Thela Hun Ginjeet, który zajmuje się tematem miasta oraz wędrówki po nim.
Historia tego kawałka jest naprawdę interesująca i ciekawa. Gdy zespół powoli szykował się do ujawnienia nowego materiału muzyka do Thela Hun Ginjeet już istniała, jednak tekst był tylko delikatnie zarysowany. Założono, że będzie on opowiadał o mieście, życiu na ulicy, betonowej dżungli oraz zbrodni. Stąd też taka nazwa utworu - Thela Hun Ginjeet to bowiem anagram frazy „Heat of the Jungle” oznaczającej właśnie niebezpieczne życie pośród gęstego miejskiego budownictwa. Sam utwór miał więc oddawać pęd życia w mieście, a także różnego rodzaju niebezpieczeństwa i pokusy wiążące się z mieszkaniem tam. Jak już wspomniałem tekst do tego kawałka nie był skończony – w jego pierwotnej wersji koncertowej zespół puszczał kłótnię małżeństwa, która została nagrana przez Frippa w latach 70. w Nowym Jorku. Jednak to członkom King Crimson nie wystarczało i chcieli czegoś „prawdziwszego”. Dlatego podczas przerw w nagraniu Tony Levin podpuścił Adriana Belewa, który był, co warto zaznaczyć w obcym dla siebie miejscu (był Amerykaninem) by ten wybrał się na rekonesans po ulicach Londynu i poszukał tam inspiracji. Belew, który w tym czasie był w Crimson gitarzystą, wokalistą oraz kompozytorem wyszedł więc z magnetofonem w ręku i zaczął snuć różne historie. W pewnym momencie, o ironio!, został napadnięty przez bandytów. Bez wątpienia była to, pod pewnymi względami oczywiście, idealna sytuacja – poznać od podszewki miasto, a także przekonać się na własnej skórze jak wygląda zbrodnia na ulicy wielkomiejskiego ośrodka. Belew na pewno w tamtym czasie tego nie docenił i straszliwie się przeraził. Spokojnie jednak zaczął wyjaśniać swoim napastnikom kim jest (a już wtedy był „kimś”, czyli eks-członkiem znakomitej grupy Talking Heads) i co robi z magnetofonem. Co dziwne bandyci zaakceptowali to wyjaśnienie i puścili go wolno. Idąc dalej Belew wpadł na policje, która widząc jego stan postanowiła go pomęczyć i dowiedzieć się co się stało. Po tych przygodach Adrian w końcu wrócił do studia i zaczął opowiadać kolegom z zespołu co się z nim działo. Co ważne przez cały czas miał włączony magnetofon, a jego opowieści były rejestrowane i zostały użyte w finalnej, studyjnej wersji Thela Hun Ginjeet. Nieoczekiwanie słuchacze dostali więc zapis „na żywo” z życia w mieście oraz ze zbrodniczego napadu. Coś takiego można znaleźć tylko na płytach King Crimson.
Miasto wg. King Crimson to miejsce równie fascynujące, co niebezpieczne. Dokładnie tak jak tytułowa dżungla. Z jednej strony coś pcha nas w jej kierunku, każe badać, sprawdzać i podróżować w jej głąb, z drugiej zaś na każdym kroku na podróżników czyhają liczne niebezpieczeństwa. Adrian Belew sprostał miejskiej dżungli, ze starcia z nią wyszedł z ciekawą historią oraz jeszcze lepszym materiałem muzycznym. Ostatnio widziałem koncert The Crimson ProjeKct, w którym część byłych muzyków King Crimson gra hity tego zespołu. Na scenie był m.in. Belew, który nie omieszkał zaśpiewać i zagrać Thela Hun Ginjeet. Całość wypadła fenomenalnie, a ja po odsłuchaniu tego naprawdę czułem się, jakbym wędrował po ulicach jakiejś wielkiej zachodniej metropolii . Niebezpiecznej, groźnej, ale równie potężnej i fascynującej.
<<< Poprzedni artykuł Następny artykuł>>>
PS. Polecam „obczajenie” innych tekstów z serii Temat Tygodnia. Do tej pory teksty takie mamy dwa – o krasnoludzkich siedzibach od Dateusza oraz Brucevskyego o miastach-punktach startowych w jRPG-ach.