Jakich komiksowych bohaterów chciałbym zobaczyć w kinie? - Pilar - 5 maja 2014

Jakich komiksowych bohaterów chciałbym zobaczyć w kinie?

Z komiksami jestem do tyłu prawie od zawsze, różnica względem starych czasów polega na tym, że od niedawna zacząłem nadrabiać zaległości pod tym kątem i odkryłem, jak wielką skarbnicą ciekawych opowieści są kreski panów z DC czy Marvela. Do tej pory jedyne okazje, by zapoznawać się z losami superbohaterów, dostarczały mi filmy i nie twierdzę, że nagle przestałem preferować ten rodzaj rozrywki – wręcz przeciwnie. Abym w malkontenckim stylu usiadł w kinowym fotelu i zaczął krytykować niespójności adaptacji z komiksowym oryginałem, muszę jeszcze przewertować sporo stron, nie znaczy to jednak, że w czasie mojej dotychczasowej krótkiej przygody z tym medium, nie ujrzałem ogromnego potencjału na spektakularne filmy o herosach, zalewające ostatnio wielki ekran.

Mam nadzieję, że świadomość tego, że Gameplay skupia również ludzi, którzy w pokojach poukładane mają stosy opowiadań o „Spider-Manie” czy „Avengersach” nie pogrzebie mnie, dlatego skupię się na tym, na czym znam się szalenie bardziej, czyli wartości tego, jak dobrze w moich oczach spisałby się film z danym bohaterem. Zacznijmy więc prezentację mojej wielkiej trójcy.

dcentertainment.com

1. Aquaman

Na początek prawdziwy staruszek, bo pochodzący z czasów okolic drugiej wojny światowej. Został zainspirowany bohaterem, który nazywał się „The Shark” i jak nie trudno wywnioskować, jest to gość, który swoją moc czerpie z wody. Do umiejętności, które odróżniają go od zwykłego śmiertelnika należy z pewnością zaliczyć komunikowanie się z podwodną fauną, standardową dla superbohaterów siłę, spryt czy odporność na obrażenia, a także telepatię. Jego wygląd zewnętrzny charakteryzują blond włosy, muskularna sylwetka i twarz godna ambasadora ludzkości w walce z najeźdźcami z kosmosu, mówiąc mniej skomplikowanie – prezydencki profil. Zdarzało mu się przyjąć wizerunek, którego nie powstydziłby się Zakk Wylde (Aquaman Volume 5), zawierający długie włosie oraz brodę, nadające mu mniej grzeczny obraz. Do jego przeciwników zaliczali się choćby Ocean Master, The Fisherman czy Black Manta i są to stwory, których występ z pewnością zabarwiłby film o Aquamanie.

Pod koniec zeszłego roku zaczęto mówić o tym, że DC pamięta o postaci władcy podwodnego świata i zamierza wypuścić go na szersze wody, ostatnio przeczytałem nawet, że z racji tego, że Ben Affleck, który (chlip) wcieli się w rolę Batmana jest dobrym kumplem Matta Damona, producenci mieliby włączyć tego drugiego pod postacią właśnie Aquamana do projektu pod tytułem „Justice League”, który ma zostać zrealizowany po wydaniu „Batman vs. Superman”. Wieść niesie też, że równie dobrze zamiast gwiazdy „Bourne’a” mógłby zostać zatrudniony Jason „Khal Drogo” Momoa.

sciencefiction.com

2. Deadpool

Idole internetu? Emma Watson, Jennifer Lawrence, Grumpy Cat i... Deadpool. Tak wygląda to w moim mniemaniu, bo od pewnego czasu gdzie się nie pojawię – zawsze natrafiam na obrazki z Deadpoolem. Na pierwszy rzut oka wydaje się to dosyć logiczne, bo sieć przepełniona jest podobnym do kultu wynoszeniem pod niebiosa dwulicowych, cwanych i pyskatych bohaterów komiksów (*kaszel* „Loki” *kaszel*) , ale zazwyczaj dotyczy to tych, którzy mieli już swój pełnoprawny debiut na dużym ekranie. Czy Deadpool może się czymś takim pochwalić? Jeżeli nie weźmiemy pod uwagę marnego gościnnego występu w „X-Men: Geneza”, wyjdzie na to, że nie. Skąd więc ten fenomen?

Stąd, że wciśnięty w czerwone wdzianko Wade Wilson, będący najemnikiem, który mając
opcję nie robienia krzywdy i tak zdecyduje się na kimś powyżywać, budzi masę sympatii. Tak, brzmi to jak opis patrona psychopatów, ale ledwie dwudziestotrzyletni (w 1991 r. po raz pierwszy zanotowano jego obecność) zabójca jest jedną z najbardziej dowcipnych postaci wykreowanych przez Marvela, ciężko go jednoznacznie interpretować, chociaż prędzej postrzegany jest jako anty-bohater i w dodatku... posiada świadość tego, że jest bohaterem komiksu! Zdarza mu się na przykład zwracać uwagę komuś, kto zaczyna przejmować inicjatywę, zbyt imponująco sobie poczynając, żeby nie cwaniakował, bo to jego opowieść. Co z tego, że nikt nie rozumie wtedy, o co mu chodzi.

W zmutowanego osobnika zdolnego do regeneracji (identycznej jak Wolverine), mistrza sztuk walk tak za pomocą miecza, jak i własnych pięści (i stóp, kolan, łokciów...), musiałby się więc wcielić ktoś z talentem komediowym. Nie, czerwonego stroju nie rzucimy od razu Jimowi Carrey’owi, ale – uwaga, populistyczny typ – na przykład Jensen Ackles? Myślę, że spisałby się świetnie, gdyby tylko ktoś planował dać odpocząć Ryanowi Reynoldsowi, bo to on jest najbliżej ponownego występu w tej roli. Zakładając, oczywiście, że film powstanie.

zoom-comics.com

3. Punisher

Najlepsze zostawiłem na koniec, jeden z moich ulubionych tworów, który wyszedł spod marvelowskiego ołówka – Frank Castle, znany jako „Punisher”. Kolejny z gości, którzy oceniani pod względem moralności nie powinni zyskiwać aprobaty czytelników, a jednak dzieje się inaczej. Debiut zapewnił mu „The Amazing Spider-Man” z roku 1974, ale z czasem (bodajże po dwunastu latach) zaczął dostawać stronice na własność. W odróżnieniu od jegomościów przedstawionych przeze mnie u góry, Frank ma inną motywację i umiejętności. Przede wszystkim – jest tylko człowiekiem, którego umysł zostaje zatruty widokiem masakry w Central Parku, podczas której zginęła jego rodzina.

Po tym traumatycznym zdarzeniu Frank wyhodowuje sobie alter-ego – „Punishera”, zesłanego na Ziemię po to, aby wymierzać karę. Jego ofiarami natychmiast stają się przestępcy każdej kategorii: handlarze bronią, narkotykami czy ludźmi, a także gangsterzy będący w obiegu zwyczajnie po to, by przejąć kontrolę nad miastem. Jak weteran wojny w Wietnamie wypada na tle Deadpoola czy Aquamana? Posiada on „jedynie” całą swoją wiedzę o dywersji, demolce czy infiltracji, a także umiejętność obsługi niemal każdego rodzaju broni, przy pomocy której potrafi zadawać ból bardziej niż ktokolwiek inny. Sam, doświadczony trudami życia, potrafi przyjąć więcej niż jedną kulkę. Jego rany magicznie nie wyleczą się, kiedy będzie tego potrzebował, a na pomoc nie przyjdzie tsunami, ale z pewnością posiada większe „cojones” niż obydwaj bohaterowie razem wzięci.  

Legendarna czaszka Punishera ma za sobą filmowy debiut, ba – ostatnio miało to miejsce ledwie sześć lat temu, lecz każda z prób godnej adaptacji losów Franka Castle wypadała co najwyżej miernie. Najlepszą była chyba ta z roku 1989, kiedy szansę na pokazanie się szerszej publiczności dostał Dolph Lundgren, wcielający się w głównego bohatera. Gdybym wygrał w „Lotto”, komu więc powierzyłbym misję ukazania prawdziwej twarzy zepsutego do szpiku kości, skrzywdzonego przez los „Mściciela”? Na mojej liście kandydatów z pewnością znalazłby się Jeffrey Dean Morgan (cholera, znowu „Supernatural”), Tom Hardy, Gerard Butler czy nawet Vin Diesel. Jasne jest, że musi to być facet postawny, muskularny i z groźnie wyglądającą twarzą, odpadają więc Peter Dinklage i Simon Pegg.

To moje propozycje, chociaż zamiast „jedynki” mógłbym spokojnie wstawić Flasha (ten ma dostać swój serial) czy Hulka (bo ledwie kilkanaście minut na ekranie podczas „Avengers” to dla niego zdecydowanie zbyt mało), zdecydowałem się jednak na takich panów. Kogo Wy chcielibyście zobaczyć w osobnym filmie? Czy Wasze pragnienia pokrywają się z moimi?  

Pilar
5 maja 2014 - 22:20