'Arrow' - Na taki serial o superbohaterze czekałem! Recenzja finału drugiego sezonu. - Joorg - 18 maja 2014

"Arrow" - Na taki serial o superbohaterze czekałem! Recenzja finału drugiego sezonu.

Jeszcze w październiku zachwycałem się pierwszymi odcinkami drugiego sezonu serialu "Arrow". Produkcja stacji CW zaliczyła wtedy duży skok jakościowy, który utrzymywał się przez większość odcinków. Twórcy telewizyjnych przygód Zielonej Strzały nie zawiedli swoich widzów również przy okazji ostatnich odcinków. (Spojlery)

Choć pierwszy sezon "Arrow" pod każdym względem pozostawiał wiele do życzenia, to i tak zyskał sobie szerokie grono widzów. Nie ma co się dziwić, w końcu produkcja wypełniła lukę wśród seriali o superbohaterach. Mimo, że finał pierwszego sezonu nie do końca mnie przekonał, to i tak postanowiłem dać szansę drugiej serii. Twórcy już w pierwszych odcinkach zdecydowali się namieszać w Starling City i wprowadzili wiele nowych postaci. Na plus wyszło powiększenie drużyny Strzały, który otrzymał wsparcie Kanarka i Roya. Dzięki temu nowe odcinki stały się jeszcze bardziej wciągające i nieprzewidywalne.

Drugiej serii daleko było od zwykłego proceduralu. Dzięki świetnie napisanym scenariuszom obyło się bez głupich schematów, a co więcej, wprowadzono sporo nieoczekiwanych epizodów. Wystarczy wspomnieć tutaj odcinki z Barrym, czyli przyszłym Flashem, czy epizod w całości poświęcony Suicide Squad. Obok retrospekcji z Wyspy pojawiły się przebłyski z dalszej przeszłości Olivera oraz innych bohaterów. Wszystko to sprawiło, że serial stał się jeszcze ciekawszym widowiskiem.

Ostatnie epizody najnowszej serii to prawdziwy rollercoaster, który dostarcza ogromnej ilości emocji. Jazda rozpoczęła się już w dwudziestym odcinku, kiedy to nieoczekiwanie uśmiercona została postać Moiry Queen. Choć miała ona wielu fanów i przeciwników wśród widzów, to na koniec wszystkim było jej szkoda. Zginęła w bardzo bohaterski sposób oddając swoje życie za syna i córkę. Wszystko to przez zmorę z przeszłości, która nawiedziła Olivera, czyli Slade'a. Wprowadzenie Deathstroke'a jako wielkiego przeciwnika Strzały to strzał (he he) w dziesiątkę. Antagonista został świetnie napisany a Manu Bennett w tej roli spisał się na medal.

Deathstroke przez lata obwiniał Quinna za śmierć Shado, ich wspólnej towarzyszki na wyspie. Z żądzy zemsty przygotował śmiercionośny plan zniszczenia życia Strzały. Zamordowanie matki to dla niego za mało, Slade postanowił uśmiercić całe miasto. W tym celu antagonista stworzył super armię, którą zasilili porwani więźniowie. Za pomocą środka o nazwie Mirakuru stali się oni niezniszczalni, zupełnie tacy jak Deathstroke. Gdy armia była już gotowa, Slade nie zwlekał z atakiem na miasto.

Wielka bitwa o Starling City rozpoczęła się już pod koniec 21. odcinka i toczyła się do samego końca drugiego sezonu. Początkowo bohaterowie byli bezradni wobec siły swoich przeciwników, ale szybko opracowali plan walki. Potrzebowali tyle jednego - lekarstwa na Mirakuru. W przedostatnim odcinku widzieliśmy jak drużyna Strzały starała się dotrzeć do upragnionej broni, ale ciągle coś stawało na ich drodze. Nieoczekiwanym sojusznikiem stał się Sebastian Blood, marionetka Deathstroke'a. Jego pomoc w walce z super armią przypłacił jednak życiem. Choć postać ta była całkiem ciekawa i przyczyniła się do rozwoju drugiego sezonu, to nie będę za nią płakać.

Mimo, że bohaterowie znaleźli sposób na wygranie bitwy o miasto, to ich problemy się nie skończyły. Okazało się, że sytuację monitorowała organizacja ARGUS, która w ataku Deathstroke'a widziała globalne zagrożenie. Jej dowódca, Amanda Waller, zdecydował się na wysadzenie w powietrze całego miasta, byle by armia Slade'a nie przekroczyła granic metropolii. I tak nie dość, że Arrow musiał pokonać wielką armię supersilnych mężczyzn, to na dodatek miał na to zaledwie kilka godzin. Ostatni odcinek w tym momencie zapowiadał się wręcz wybornie.

Finalny odcinek przepełniony jest scenami akcji, zupełnie jak w "24. godzinach". Nasi bohaterowie muszą działać na kilku polach jednocześnie i niestety sami nie dadzą sobie rady. Świetnym pomysłem okazało się wprowadzenie Ligii Zabójców, która wraca do Starling City wraz z Kanarkiem. Jeśli do tego dodamy wyleczonego Roya z czerwoną maską na twarzy, to otrzymujemy ekipę nie do zdarcia. Drużyna szybko bierze się za walkę z armią Deathstroke'a, co dzięki lekarstwu, idzie im całkiem sprawnie. Jednak zagrożenie ze strony ARGUS jest blisko, dron z bombą wymierzony jest w miasto. Diggle decyduje się na reaktywację Suicide Squad i atak na organizację chcącą wysadzić Starling City. Tylu komiksowych odniesień, bohaterów i wydarzeń chyba jeszcze żaden serial nie widział!

Wszystko to prowadzi do nieuniknionego pojedynku Olivera ze Sladem, która wyszła po prostu świetnie. Ujęcia walki z teraźniejszości mieszały się z ich pojedynkiem z przeszłości. Efekt, jak na produkcje telewizyjną, jest naprawdę fajny. Arrow naprawia swój błąd z przeszłości i rezygnuje ze zwykłej zemsty. Deathstroke ostatecznie trafia do tajnego więzienia ARGUS. Oczywiście na tym serial się nie kończy, bo twórcy zostawili sobie całą masę furtek na przyszły sezon.

Jedną z nich jest przyszłość siostry Olivera, Thee Queen, która w ostatnim odcinku decyduje się na opuszczenie miasta wraz ze swoim prawdziwym ojcem, Malcolmem Merlynem. Dalej nie wiemy dlaczego postać ta zmartwychwstała oraz jakie są jej dalsze intencje. Inną furtką są dalsze rozdziały z przeszłości głównego bohatera. W ostatnim odcinku twórcy zaoferowali nam cliffhanger, w którym Oliver trafia do Hong Kongu, gdzie towarzyszy mu sama Amanda Waller. Jak widać przeszłość Strzały to nie tylko Wyspa, a retrospekcje z Chin wprowadzą na pewno wiele świeżości do serialu. Ciekaw jestem również przyszłości rodziny Lance, w ich życiu również wiele namieszano.

W finale można przyczepić się do kilku rzeczy, na które osobiście przymykam oko. Do minusów można zaliczyć choreografię niektórych zbiorowych starć. W wielu przypadkach wyglądało to bardziej na improwizację niż wcześniej ustalone ruchy. Trochę męczące były sceny z Theą Queen, która zajęła w ostatnich odcinkach rolę płaczliwej Laurel. Ta ostatnia poprawiła się odkąd poznała tożsamość Strzały. Siostra Olivera na szczęście opuszcza miasto i mam nadzieję, że powróci w lepszym stylu. Bardziej wymagający widzowie przyczepiać się będą też do masy patetycznych scen, ale w przypadku tego typu produkcji trzeba się do nich przyzwyczaić.

Mimo wszystko finał drugiego sezonu "Arrow" jest fantastycznym widowiskiem, który kończy tę serię perfekcyjnie. Twórcy dzięki świetnemu scenariuszowi dostarczyli widzom ogromnej ilości emocji oraz niezapomnianych wrażeń. Oby trzeci sezon trzymał tak samo wysoki poziom! "Arrow" to bez wątpienia jeden z najlepszych seriali akcji ostatnich lat!

Zapraszam do śledzenia mojego profilu na Facebooku.

Joorg
18 maja 2014 - 15:42