O nowym Medal of Honor napisałem już prawie wszystko - oprócz recenzji. Tych było jednak już kilka, dlatego ta będzie recenzją porównawczą obydwu części "współczesnego" MoHa, wraz z ciekawostkami na temat powstania tej jednej z najbardziej znanych serii. Czy ustanowiona na początku przez Stevena Spielberga koncepcja gier "Medal of Honor" nie jest już atrakcyjna dla współczesnego gracza? Jakim cudem udało się Electronic Arts pogrzebać tak silną markę jednym tytułem? (Widoczna ocena dotyczy Medal of Honor 2010. W drugiej części ocena cyferkowa odnosić się będzie do Medal of Honor: Warfighter).
Czym przede wszystkim jest Medal of Honor? To najwyższe możliwe odznaczenie wojskowe, przyznawane wyłącznie amerykańskim żołnierzom, za wybitne akty odwagi i poświęcenia na polu bitwy. Nadawany od 1861 roku, pierwotnie tylko w marynarce wojennej US Navy, dziś ma swoje odpowiedniki również dla sił lądowych i powietrznych. Powody, dla których przyznaje się Medal Honoru, często oznaczają, że jest nadawany pośmiertne. Zarówno sam order jak i nim odznaczeni otoczeni są w USA najwyższym szacunkiem i poważaniem.
Kiedy nazwa "Medal of Honor" zaczęła wiązać się z grami video? Dokładnie 11 listopada 1997 roku, dwa lata po powołaniu Dreamworks Interactive. Steven Spielberg był w końcowej fazie montażu i post produkcji "Szeregowca Ryana". Niesłychanie realistycznie pokazanie pola bitwy w filmie, zapewniło mu kategorię "R" - "Tylko dla dorosłych", reżyser szukał więc innego sposobu, by przybliżyć walki Amerykanów w czasie II wojny światowej młodym ludziom. Będąc samemu miłośnikiem gier, oraz patrząc jak jego syn zafascynowany był akurat przechodzeniem "GoldenEye" - zdecydował o powstaniu gry FPP na Playstation, osadzonej w czasach II wojny, z nazwą najważniejszego odznaczenia w tytule.
Początkowo wszyscy w Dreamworks mu to odradzali. Przede wszystkim - gatunek FPP na konsolach dopiero raczkował i nie był zbyt popularny i wygodny w graniu. Po drugie - II wojna światowa była "passe", był to temat "martwy" w popkulturze. Epoka filmów w stylu "Parszywej dwunastki", "Złota dla zuchwałych" czy "Tylko dla orłów" dawno minęła. Według działu marketingu Dreamworks - gracze oczekiwali robotów, laserowych blasterów, pól siłowych, a nie archaicznych karabinów. Pamiętajmy, że działo się to jeszcze przed światową premierą "Szeregowca Ryana".
Spielberg był jednak nieprzejednany, uparł się - i gra zaczęła powstawać. Zrezygnowano - prawdopodobnie błędnie - z wszelkich związków z "Szeregowcem Ryanem". Gra nie miała być na licencji filmu, zapożyczając z niego jedynie wszechobecny klimat szacunku, wdzięczności dla walczących żołnierzy, patriotyzmu. Po raz pierwszy zdecydowano się na zatrudnienie doradcy militarnego, byłego US Marines - Dale Dye, który doradzał również Spielbergowi przy kręceniu Ryana. Dale szybko przekonał się do gry, choć przychodził z mieszanymi uczuciami. Dzięki niemu twórcy pozbyli się wielu błędów, czy nieadekwatnych historycznie lub militarnie rozwiązań. Dziś zatrudnianie militarnych doradców jest standardem przy tego typu tytułach.
W 1999 roku, na krótko przed premierą - na Spielberga i Medal of Honor spadły dwie katastrofy. Pierwsza to masakra w szkole Columbine, za którą media obwiniały głównie zły wpływ, pełnych przemocy gier video. Spielberg zadecydował więc o usunięciu wszelkiego "gore" z produkcji. Pierwsze "buildy" gry były o wiele bardziej drastyczne, ciała rozczłonkowywały się po wybuchach, krew tryskała tu i ówdzie - deweloperzy pozbyli się wszystkiego. Do dziś - żaden z czternastu tytułów marki, pomimo, że jest to "strzelanka" polegająca na zabijaniu - nie zawiera żadnej zbędnej przemocy czy krwi, wszelkie egzekucje nożem, rany postrzałowe są bezkrwawe.
Druga katastrofa to list od rozwścieczonego Paula Bucha - prezesa Stowarzyszenia Kongresowego Medalu Honoru. Rozgniewany Bucha grzmiał na Spielberga, że ten bezcześci i trywializuje najważniejsze i "najświętsze" odznaczenie wojenne - kategorycznie domagał się zmiany tytułu. Reżyser po raz kolejny się postawił i zaprosił prezesa do siedziby Dreamworks na osobistą rozmowę. Spotkanie było głośne i pełne emocji, weteran z Wietnamu i posiadacz owego odznaczenia nie zostawiał na producentach i Spielbergu suchej nitki. Twierdził, że Medal Honoru to zbyt poważna świętość, by nazywać nią coś takiego jak gra video, uważał, że Spielberg robi okropną rzecz, co szczególnie zabolało reżysera, biorąc pod uwagę jak wielkim był patriotą i jak dumnym z amerykańskich żołnierzy. Bucha dał się przekonać jednak do osobistej prezentacji gry i to była przełomowa chwila. Prezes nie tylko wycofał się z wcześniejszych oskarżeń, ale udzielił też osobiście i z ramienia całego stowarzyszenia całkowitego poparcia i "błogosławieństwa" dla nadchodzącej produkcji.
Wydany w 1999 roku Medal of Honor na konsolę Playstation okazał się wielkim sukcesem, a dziś uważa się go za najbardziej "edukacyjny" ze wszystkich gier serii. Studio Dreamworks w czasie wydawania gry miało jednak już tak ogromne straty, że Spielberg zadecydował już przed jej premierą, o sprzedaży całego oddziału, by choć trochę odzyskać zainwestowane pieniądze. Gdy Medal of Honor zaczął generować pierwsze zyski, zarówno firma jak i marka należały już do Electronic Arts. Do dziś - wszystkie gry z pod znaku "MoH" przyniosły miliard dolarów przychodu, a Spielberg wspomina moment sprzedaży DWI i MoH jako jednocześnie najmądrzejszą, ale też i jedną z najgłupszych decyzji jakie podjął w życiu. W branży porównuje się tą transakcje do zakupu Luizjany, kiedy Francja sprzedała USA za bezcen tereny, które podwoiły obszar Stanów Zjednoczonych.
Do dziś - najbardziej surowi recenzenci jak i gracze - z Medal of Honor najbardziej pamiętają moment z części Allied Assault - lądowanie na plaży Omaha, które było praktycznie dokładnym odwzorowaniem sceny z filmu Spielberga. Inwazja na bunkry w Normandii zrobiła tak samo mocne wrażenie na monitorach, jak parę lat wcześniej w kinach - wydaje się więc, że cała legenda i siła marki Medal of Honor, jednoznacznie związana jest głównie z tym jednym etapem, który tak silnie odbił się w naszej pamięci. Cała reszta, czyli kolejne fazy działań zbrojnych na różnych teatrach, wprowadzenie wirtualnych towarzyszy podczas walki, kolejne tytuły - nie wywarły już aż tak wielkiego wrażenia. Seria z czasem dała się przyćmić konkurentowi Call of Duty, który nie ograniczony żadnym związkiem z armią amerykańską, mógł znacznie szerzej pokazać II wojnę światową i inne jej fronty. Call of Duty jako pierwsze też zauważyło znużenie rynku tym tematem i śmiało zdecydowało się na tematykę współczesną, a później futurystyczną.
Związana z kwestią odznaczenia Medalem Honoru, patriotyzmem i US Army - marka należąca do EA nie miała/nie ma takiego komfortu. Tytuły z tej serii muszą odnosić się do autentycznych konfliktów i udziału w nich jednostek amerykańskich. Gdy wydanie kolejnej pozycji o II wojnie światowej nie miało już sensu, zdecydowano się na dość kontrowersyjny krok i grę opowiadającą o aktualnych wydarzeniach w Afganistanie, ponownie noszącą tytuł: Medal of Honor. Umiarkowany sukces i ponad pięć milionów sprzedanych egzemplarzy, skłoniło Elektroników do stworzenia sequela. Kłopoty i kontrowersje związane z grą o Afganistanie, wpłynęły jednak znacznie na kolejną część. Wydany dwa lata później Warfighter nie odnosił się już do żadnych konkretnych wydarzeń wojennych - gra okazała się kompletną katastrofą, a zadziwiony wydawca zrezygnował z dalszych gier o tym tytule. W czym nowe pozycje Medal of Honor są aż tak złe, a w czym nadal dobre?
Wpływ na graczy jaki miała już seria Modern Warfare czy Battlefield, spowodowała nieuniknione porównania. Wielu oczekiwało od Medala, że będzie jeszcze lepszym Call of Duty, inni, że będzie to o wiele więcej niż Call of Duty. Tymczasem MoH zawsze był strzelanką FPP ze skryptami, i tym właśnie była najnowsza odsłona. Od istniejących już tytułów odróżniała ją jednak najważniejsza rzecz - wierność założeniom, jakie w 1997 roku postawił Steven Spielberg. Gra opowiadała o autentycznych wydarzeniach z wojny w Afganistanie, pokazywała z jakimi sytuacjami muszą radzić sobie żołnierze, jakich czynów muszą/chcą się podejmować, czym można zasłużyć sobie na tytułowy "Medal Honoru".