Wolfenstein: The New Order – kilka elementów które mogły się podobać - Norek - 5 czerwca 2014

Wolfenstein: The New Order – kilka elementów, które mogły się podobać

Seria Wolfenstein jest bardzo dobrze znana i przez większość graczy kojarzona raczej z miłymi chwilami (głównie za sprawą kultowego „Return to Castle Wolfenstein”, czy multiplayerowego hitu „Enemy Territory”). Ostatnia część serii o tytule „Wolfenstein” pojawiła się rynku prawie 5 lat temu i… raczej nie zachwyciła. Najnowsza odsłona, o wiele mówiącej nazwie „The New Order”, zostawia złe wspomnienia daleko za nami – tym razem przygody Blazkowicza zapewniają dużą dawkę emocji, masę frajdy i kilka godzin świetnej, klimatycznej rozgrywki. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że ludzie z Machine Games stanęli na wysokości zadania. Oto kilka elementów na które warto zwrócić uwagę: to właśnie one powodują, że w „The New Order” gra się bardzo przyjemnie.


Mocne wejście

Z dawnym znajomym spotykamy się już w prologu
Źródło: gta-five.pl

Gra rozpoczyna od zaserwowania naprawdę solidnej dawki emocji – gracz od razu zostaje rzucony w samo centrum zdarzeń. Tutorial został wpleciony w początkowe poczynania w sposób przystępny i nie uczący po raz n-ty którym przyciskiem należy strzelać. Już po krótkiej chwili można więc rozpocząć eksterminację nazistów, walka od razu jest szybka i dynamiczna, pokazująca przedsmak tego, co czeka w dalszej części rozgrywki. Prolog przechodzi się łatwo i przyjemnie, a gracz przy okazji poznaje mechanikę gry, uzbrojenie i kilka rodzajów przeciwników. Na samym końcu fabuła zmusza nas do dokonania trudnego wyboru, który w pewnym stopniu zadecyduje o dalszej części rozgrywki. W skrócie można powiedzieć, że nowy Wolfenstein rozpoczyna się znakomicie, a zakończenie wstępnego etapu jest zapowiedzią kolejnych, emocjonujących poziomów. Pierwszego wrażenia nie da zrobić się dwa razy – w tym wypadku twórcy gry zadbali, aby od samego początku wciągnąć gracza w wir wydarzeń i zaserwować mu porządną dawkę dobrej zabawy. Dalej może być tylko lepiej, prawda?


Fabuła

Masakra w szpitalu psychiatrycznym – bardzo wymowna scena
Źródło: vg247.com

„The New Order” jest przede wszystkim FPS-em, a niestety w produkcjach tego rodzaju fabuła często zostaje zepchnięta na dalszy plan. Na szczęście nie tym razem – nowe przygody Blazkowicza zostają przedstawione w bardzo klimatyczny sposób. Cała historia jest wyrazista i nad wyraz dojrzała – poruszone zostały problemy „alternatywnej historii”, w której to naziści wygrali wojnę. Nie brakuje więc doniesień o przerażających eksperymentach na ludziach, a także nazistowskiej propagandy i nielicznej garstki, która się przeciw nowemu porządkowi świata sprzeciwia. W tle tego wszystkiego Blazkowicz ratujący cały świat przed zagładą przy pomocy „żydowskiej tajnej broni” może trochę bawić, niemniej całość składa się na świetnie opowiedzianą historię, z dużą dawką humoru, która stanowi znakomite tło do emocjonującej rozgrywki. Wsiąknięcie w klimat gry ułatwiają świetnie zrealizowane postacie drugoplanowe – mimo, że BJ nie spędza z nimi zbyt wiele czasu to każda kwestia dialogowa buduje więź między bohaterami, a graczem. Warto również zaznaczyć, że grę można ukończyć na dwa sposoby (zależnie od wyboru dokonanego w prologu) – samo zakończenie jest identyczne w obu przypadkach, jednakże kilka detali podczas właściwej rozgrywki ulega zmianie. Jest to dodatkowa zachęta do ponownego ukończenia gry.


Rozgrywka

Dwie spluwy – to jest to!
Źródło: digitaltrends.com

Cóż, cały ten akapit można opisać jednym, krótkim zdaniem –rozgrywka jest fenomenalna! „Wolfenstein: The New Order” nie wprowadza wielu nowych elementów, praktycznie wszystkie znamy już z innych produkcji, jednakże dawno nie zostały one wykonane w tak dobry sposób. Gra jest nastawiona na dynamiczną, emocjonującą rozwałkę i trzeba powiedzieć, że znakomicie się w swej roli sprawdza. Blazkowicz to chodząca maszyna do zabijania, może on korzystać z mnogości broni, tych tradycyjnych, lub trochę bardziej „odjechanych”, jak np. karabin laserowy. W grze zaimplementowano również możliwość skradania się, co stanowi ciekawe urozmaicenie podczas pokonywania kolejnych etapów. Trzeba również wspomnieć o „perkach”, które zdobywamy grając w określony sposób. I tak można się często skradać i po cichu eliminować przeciwników, lub, co lepsze i o wiele efektowniejsze, pruć z dwóch karabinów naraz, dosłownie rozszarpując ciała nazistowskich wojaków. Wybór należy oczywiście do gracza, każdy powinien znaleźć swój złoty środek. Na koniec chciałbym pochwalić obecność w grze apteczek – moim zdaniem strzał w dziesiątkę, niejaki ukłon w stronę graczy mających dość całkowitej regeneracji zdrowia (ta jeszcze występuje, jednakże tylko w niewielkim stopniu). Łza się w oku zakręciła.


Przeciwnicy

Pokonanie tego bydlaka nie będzie łatwe…
Źródło: gameinformer.com

Głównymi antagonistami naszego bohatera są oczywiście naziści, pod wszelką możliwą postacią. Walczymy więc ze zwykłymi wojakami, „ulepszonymi” Soldatami, czy robotami. Wydawać by się mogło, że nic ciekawego nie da się tutaj wymyślić – kilka rodzajów przeciwników na krzyż? Nic bardziej mylnego. Najwięcej występuje w grze oczywiście zwykłych żołnierzy, jednakże i oni doczekali się kilku swoich „wersji”( zależnie od miejsca, w którym dane przyszło BJ walczyć), często różniących się między sobą także uzbrojeniem, dlatego też, ze względu na dynamikę gry, raczej nie można się nimi znudzić. Dużo ciekawsze są walki z robotami, bądź potężniejszymi i świetnie opancerzonymi rodzajami żołnierzy (UberSoldat). Pokonać takiego przeciwnika jest dużo trudniej, często trzeba się przy tym sporo nagłówkować i nabiegać. Dodatkową trudnością jest ich uzbrojenie – zwykle posiadają potężne karabiny maszynowe i/lub wyrzutnie rakiet. Do ostatniej „podkategorii” można zaliczyć bossów i mini bossów, czyli najsilniejszych oponentów, pojawiających się głównie w pojedynkę. Tutaj, niestety, czułem się lekko zawiedziony, gdyż dwie najbardziej efekciarskie, w mojej opinii, walki (batalia z London Monitor oraz finałowa rozprawa z Trupią Główką) były zbyt schematyczne, i trochę… nudne? Mała rysa na szkle, która jednak nie psuje ogólnego odbioru.


Niezniszczalny Blazko

Amerykański Braveheart
Źródło: pssite.com

„The New Order” nie byłby tą samą grą, gdyby nie główna postać– nieśmiertelny B.J. Blazkowicz, bohater występujący także w pozostałych grach z serii Wolfenstein. Dobrze zbudowany, znający się na broni – chodząca maszyna do zabijania. Nie straszny mu postrzał w głowę, ucieczka z pieca krematoryjnego, dźgnięcie nożem, czy porażenie prądem – kapitan jest niezniszczalny i w prawdziwie amerykańskim stylu sam pokonuje setki przeciwników, aby uratować świat. Nadzieja ruchu oporu – gdy pojawia się w ich siedzibie, wiadomo, że wraz z nim nadejdzie wielka zmiana. I tak też się dzieje – BJ kradnie U-Boota, zdobywa tajną broń, leci na Księżyc, po czym z impetem wraca na Ziemię, gdzie (w pojedynkę, a jakże) pokonuje potężnego robota, a następnie walczy z Trupią Główką. Prawdziwy Rambo.


Humor i „smaczki”

Ucieczka ze starego zamku w nowym wydaniu
Źródło: gamenguide.com

Najnowsze przygody Blazkowicza obfitują w różne klimatyczne oraz humorystyczne wstawki. Z tych pierwszych najbardziej do gustu przypadły mi polskie i niemieckie glosy, którymi posługiwały się występujące w grze postacie. Znakomicie było usłyszeć nie tylko własny język, ale również krzyki esesmanów w języku Goethego. Potęgowało to budowanie emocji podczas przerywników filmowych oraz pozwalało lepiej wczuć się w grę podczas właściwej rozgrywki. Mała rzecz, a bardzo cieszy. Co jeszcze? Wycinki z gazet prezentujące wizje świata po ostatecznym zwycięstwie hitlerowskich Niemiec, przesłuchanie nazistowskiego oficera przez Blazkowicza używającego piły mechanicznej, czy rozmowa w pociągu z Frau Engel, sprawdzającą nasze aryjskie pochodzenie. W grze jest tego pełno, tak samo jak sytuacji, w których wielu graczy mimowolnie się uśmiechnie, jeżeli nie zacznie turlać się ze śmiechu. Przykłady? Dziadek odstrzeliwujący z wiekowej strzelby głowę podnoszącego alarm esesmana, BJ nieporadnie korzystający z automatu z kawą, czy też telefon nazisty do przełożonego, który odbiera BJ (po krótkiej ciszy następuje zabawna „wiązanka” owego ss-mana w stronę swojego szefa, z którym myśli, że rozmawia). Mało? Żołnierze rozmawiający w uszkodzonej windzie, pewni swego bezpieczeństwa mówią o hamulcach, które z pewnością ich utrzymają (a które za zadanie ma przestrzelić w tej samej chwili gracz), czasopismo „Mój szop” w bazie ruchu oporu, czy mój ulubiony „gag” – mechaniczny pies imieniem… Blondie. W grze tego typu zabawnych sytuacji jest całkiem sporo – w mojej ocenie znacznie umilają one czas spędzony w skórze Blazkowicza i sprawiają, że opowiedziana historia nabiera bardziej wyrazistych barw. W końcu diabeł tkwi w szczegółach.


On nie gryzie!
Źródło: indogamers.com

Podsumowując: Czas przy nowym Wolfensteinie upłynął mi bardzo szybko i przyjemnie, głównie dzięki dynamicznej rozgrywce oraz przyjemnie skonstruowanej fabule. Całość została okraszona znakomitym humorem oraz mnogością różnorakich smaczków. Z czystym sumieniem mogę polecić „The New Order” wszystkim szukającym ciekawej strzelaniny – nowy Wolfenstein jest bardzo przyzwoitym FPS-em, który potrafi wciągnąć i zatrzymać przy sobie na dłużej. Chwytajcie za broń – Europa czeka na swojego wyzwoliciela.

Norek
5 czerwca 2014 - 16:52