Szukasz dobrego serialu prawniczego? „Suits” może być dla ciebie! - Qualltin - 30 czerwca 2014

Szukasz dobrego serialu prawniczego? „Suits” może być dla ciebie!

Wakacje wkroczyły pełną parą. No, przynajmniej dla osób, które nie są na studiach, bo tutaj sprawa ma się dwojako. Jeśli ktoś potrafił stanąć na głowie pod koniec roku akademickiego, to zapewne już baluje gdzieś nad morzem czy jeziorem, większość jednak nadal boryka się z poprawkami bądź, co gorsza, z obronami. Zawsze jednak znajdzie się czas w tym całym uczelnianym bądź zawodowym zgiełku, żeby wskoczyć za sprawą serialu w lepszy, nawet doskonały świat rodem z Nowego Jorku. Pozwólcie więc, że przedstawię Wam serial „Suits”.

Trochę się ostatnio w moim życiu pozmieniało, potrzebowałem więc czegoś, co odciągnie moją uwagę na dłużej i nie będzie przy tym męczące czy nużące. Jest wiele legalnych źródeł, z pomocą których można znaleźć dla siebie coś w masie seriali, które się już zakończyły, które trwają w najlepsze, bądź które zmierzają do swojego końca. Przeglądając listę najlepszych „tasiemców”, natrafiłem na „W garniturach”, którego polska nazwa niespecjalnie mnie zaciekawiła. Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie odpalił „pilota” i nie pozwolił mu obronić się swoim pomysłem.

„Suits” to serial o prawnikach. Jasne, przypomina się od razu „Ally McBeal”. Można pójść tym tropem, jednak w tym wypadku mówimy definitywnie o świeżym pomyśle, który ulokowany został w pasujących do obecnego stanu rzeczy czasach. Nie będzie tutaj za dużych marynarek, obrzydliwych krawatów i butów z płaskim czubkiem rodem z wiejskiego wesela. Zamiast tego naszym oczom ukazuje się kancelaria prawna, pierwotnie nosząca nazwę „Pearson Hardman”, w której oprócz zawodowych spraw tętni także w najlepsze odrobinę bardziej prywatne i koleżeńskie życie. W serialu nie ma zdefiniowanego jednoznacznie głównego bohatera. W miejsce jednej postaci wkomponowano dwóch prawników, choć to określenie może być formalnie na wyrost względem wydarzeń, które poznacie oglądając serial. Pierwszym z nich jest posiadający ogromne doświadczenie i jeszcze większe ego Harvey Specter. Na samym początku całej historii ma on okazję poznać się z Mike Ross’em, którego zatrudnia w „prawie swojej” kancelarii. Każdy odcinek to niejako osobna sprawa, której ta dwójka, wraz z przyjaciółmi i współpracownikami, muszą stawić czoła. Oprócz tego przez prawie cały sezon ciągnąć potrafi się wątek główny, ukryty gdzieś za aktualniejszymi wydarzeniami każdego z etapów. Jak zwykło bywać, wątek ten rozwiązuje się pod koniec sezonu, pozostawiając nas z ogromem pytań, na które odpowiedzi udzielane są dopiero w następnym roku.

Ciężko jest do „Suits” zachęcić słowem pisanym w czymś pokroju tego wpisu. Opiszę więc w skrócie to, czym „W garniturach” mnie do siebie przyciągnęło. Harvey Specter jest dla mnie kimś w rodzaju Hank Moody’ego świata prawniczego. Mocno odmienny charakter, stwarzający wrażenie człowieka pozbawionego jakichkolwiek emocji. Cechy te wykorzystuje do rozwiązywania spraw za każdym razem z największą możliwą korzyścią dla siebie i swojego klienta, często wbrew własnemu osądowi moralnemu czy etycznemu. Idealny wzór kogoś, kto potrafił życie prywatne oddzielić od zawodowego. Mike Ross jest z kolei człowiekiem, nad którym wisi widmo błędu, który popełniony raz, w przeszłości, za każdym razem wraca ze zdwojoną siłą, psując wyklarowany chwilę wcześniej ład w jego życiu. Brzemię to jest dla niego niczym skała dla Syzyfa, który ilekroć był już u szczytu, za każdym razem musiał zawracać i zaczynać od nowa. Dla Mike’a życie nie było łaskawe. Gdy w końcu udało mu się, niekoniecznie całkowicie legalnie, zdobyć pracę, która daje mu szansę na wyjście na prostą, zawsze znajdzie się ktoś, kto gotów jest podważyć jego kompetencje i zburzyć aktualny układ rzeczy. „Suits” to świetny serial pod wieloma względami. Zróżnicowanie charakterów postaci, występujących w każdym odcinku, pozwala znaleźć dla siebie osobę, z którą zaczniemy się utożsamiać. Każda ze spraw to także zagadka dla nas samych. Chęć odkrycia jej rozwiązania jest silniejsza niż myśl o tym, że pora zająć się czymś pożyteczniejszym niż oglądanie kolejnego odcinka. A kończy się zawsze tak samo – „jeszcze tylko jeden”. J

Jeśli jesteś osobą, której podobają się skrojone na miarę garnitury za tysiące dolarów, oraz interesuje Cię tematyka prawnicza bądź świat ogólnie pojętego biznesu i jego zakamarków, „Suits” będzie dla Ciebie dobrą odskocznią, co do której istnieje wysokie ryzyko, że za jednym razem obejrzysz nawet cały sezon. Ja obecne sezony, tj. 3, obejrzałem w 3 dni. Pech chciał, że miałem tyle wolnego, że dotarłem do momentu, w którym serial nadal trwa i muszę czekać na kolejny odcinek cały tydzień. Nie zróbcie sobie tej krzywdy oglądając wszystko na jednym tchu, ale tym bardziej nie zróbcie sobie krzywdy odrzucając „Suits” jako dobry serial. Zaryzykuję, że nawet jeden z najlepszych, jakie wyprodukowano, a które są mi znane.

Qualltin
30 czerwca 2014 - 15:25