TowerFall: Ascension – krótka recenzja szybkiej fajnej gry - Antares - 10 lipca 2014

TowerFall: Ascension – krótka recenzja, szybkiej, fajnej gry

Antares ocenia: TowerFall: Ascension
84

Pracująca pod systemem Android stacjonarna konsola Ouya okazała się niemałą porażką, jednak ukazało się na nią kilka przyzwoitych gier. Wśród nich, wydany w zeszłym roku bardzo grywalny TowerFall, stworzony w dużej mierze przez jedną osobę. Teraz, w wzbogaconej wersji gra dostępna jest również na PC, Mac i PlayStation 4, gdzie dostępna jest do końca miesiąca za darmo dla wszystkich subskrybentów usługi PlayStation Plus. Uznałem, że nie ma zatem lepszej okazji, by się jej przyjrzeć.

Mówiąc szczerze nie wiem nawet, czy gra ma jakąś fabułę. Zapytanie wujka Google’a wiele mi nie pomogło w tej materii, co samo w sobie świadczy o tym, że tytuł ten zalicza się do takich, które oparte są przede wszystkim na samej rozgrywce. Ta stanowi połączenie dwuwymiarowej platformówki ze strzelaniem z łuku, zaś całość toczy się na zamkniętych planszach, gdzie przejście lub spadnięcie przez którąś z krawędzi ekranu powoduje pojawienie się po jego przeciwległej stronie. Oryginalnie gra oferowała jedynie czteroosobowy, lokalny tryb multiplayer, jednak wersja Ascension wzbogacona została o tryb questów dla pojedynczego gracza, które można również przechodzić w kooperacji. Wszystko osadzono zaś w klimacie Fantasy.

TowerFall: Ascension charakteryzuje się stylizowaną na 16 bitów grafiką oraz mocno staroszkolną mechaniką rozgrywki. W myśl zasady „easy to play, hard to master” mamy tu do czynienia z prostym sterowaniem i zasadami, które każdy pojmie w mig, jednak sam zwycięstwo wymaga sporo treningu. Dzieje się tak dlatego, że giniemy od jednego uderzenia. Jak w Contrze, Mario, czy innych kultowych produkcjach rodem ze stareńkich konsol z przełomu lat 80. i 90., gra nie wybacza nam błędów. Obojętnie, czy mówimy tu o trybie questów, czy rywalizacji z innymi graczami.

Co powoduje zatem, że mimo pewnej niedzisiejszości, gra potrafi mocno wciągnąć? Przede wszystkim sama mechanika poruszania się po planszy i strzelania z łuku jest bardzo satysfakcjonująca. Początkowo giniemy co sekundę, jednak gdy wyrobimy sobie odpowiednie odruchy, zdarza się nam coraz częściej wykonywać naprawdę spektakularne akcje. W trybach rywalizacji towarzyszą temu z resztą całkiem efektowne replaye. Ponadto, rozgrywka ciągle urozmaicana jest przez różne dodatkowe mechanizmy, takie jak np. pojawiające się na planszy skrzynki, zawierające różnorakie wspomagacze. W trybach questów mamy natomiast do czynienia z przeciwnikami charakteryzującymi się odmiennym zachowaniem, nierzadko mocno złośliwym, co wymusza na graczu pozostawanie w ciągłej czujności.

Oprawa audiowizualna cieszy oko i ucho. Stylizowana na 16 bitów grafika nie razi i jest dostatecznie czytelna by nie przeszkadzać w rozgrywce, jednocześnie nadając całości fajny, nostalgiczny klimat. W tle przygrywają natomiast bardzo łatwo wpadające w ucho melodyjki, przywodzące na myśl stare, kultowe japońskie RPG, z serią Final Fantasy na czele. Pod względami technicznymi TowerFall: Ascension wypada więc bardzo przyzwoicie, zwłaszcza jeśli uświadomimy sobie, że za całością stoi w dużej mierze jeden człowiek – Matt Thorson, wspierany przez kilku znajomych.

Jedyne do czego mogę się w przypadku gry przyczepić to jej cena (wynosząca ponad 50 zł) oraz brak multiplayera online. W pierwszym przypadku, problemu nie mają abonenci usługi PlayStation Plus. W lipcu TowerFall: Ascension jest bowiem dostępne w ramach niej za darmo na konsoli PlayStation 4. Co więcej, brak trybów wieloosobowych online też wydaje mi się logiczny. TowerFall to gra wybitnie „kanapowa”, utrzymana w starym stylu. Czekanie na innych graczy online i ewentualne lagi nie wydają się współgrać z rozgrywką nastawioną na błyskawiczne, emocjonujące starcia. Wreszcie, wspólne granie podczas imprezki w domu na zupełnie inny klimat, bliski temu do czego gra wydaje się być stworzona. Jeśli więc macie z kim grać, warto się tą produkcją zainteresować.

Antares
10 lipca 2014 - 17:43