Przekraść się pomiędzy przeciwnikami. Łatwizna. Pozostając niezauważonym zająć odpowiednią pozycję strzelecką. Pestka. Zlokalizować przeciwnika. Nic prostszego. Wstrzymać oddech i przymierzyć. Banał. Oddać strzał i nie trafić? Cóż, zdarza się. Niestety, tym razem zdarzyło się to studiu Rebellion – nowy Sniper Elite jest grą co najwyżej dobrą.
Piasek – to jest to! II Wojna Światowa w grach pojawiała się wielokrotnie, jednakże walki, które miały miejsce na terenie Afryki nie były eksploatowane zbyt często. Akcja gry w całości toczy się na wspomnianym terenie - odwiedzamy między innymi przełęcz Halfaya, Tobruk, czy oazę Siwa. Nie ma tutaj mowy o nudzie i monotonii – każda lokacja wyróżnia się czymś innym, a same mapy są wystarczająco duże, aby gracz mógł poczuć się swobodnie. Pozwala to na wybranie jednej, najbardziej odpowiadającej drogi do celu, co z kolei zapewnia pewną dowolność taktyczną i umożliwia podchodzenie do zadania na różne sposoby. Najbardziej oczywistym jest zabawa w prawdziwego strzelca wyborowego - na mapach dużo jest miejsc, z których można oddawać efektowne strzały z broni snajperskiej, czy zwyczajnie przycupnąć, aby przygotować kolejne posunięcie korzystając z lornetki. Teatr działań oraz konstrukcja poziomów – jak najbardziej na plus.
Wydawałoby się, że umiejscowienie akcji w Afryce pozwoli twórcom na rozbudowanie fabuły, pokazanie wydarzeń historycznych i ogólnie rzecz biorąc przedstawienie ciekawej i interesującej historii. Nic bardziej mylnego – fabuła to totalne dno, a historia jest do bólu sztampowa. Kolejne misje połączone są więc głupawą opowiastką o niemieckim generale i jego tajnym planie, do którego realizacji nie może oczywiście dopuścić główny bohater. Dobry Amerykanin, źli Niemcy i tajna broń – czy naprawdę z historii nie dało się wykrzesać nic więcej? Nie ma tu żadnych zwrotów akcji bądź ciekawych momentów. Nic, co by przykuło uwagę gracza.
Odsuńmy fabułę na bok – wszak nie jest ona najważniejsza. Kwintesencją Snipera jest bez wątpienia gameplay. Same misje są ciekawie skonstruowane i rozbudowane. Zadania, co oczywiste, zwykle polegają na tym samym (znajdź coś lub zabij kogoś), jednakże nie przeszkadzało mi to w dobrej zabawie. Planowanie kolejnych posunięć, sprawdzanie trasy pobliskich patroli, przekradanie się pomiędzy żołnierzami celem osiągnięcia lepszej pozycji – to wszystko zagrało. Satysfakcja płynąca z oddania trudnego strzału, czy wysadzenia przeciwników w powietrze jest ogromna i motywuje do dalszego działania. Niestety, i na tym polu nie obyło się bez pewnych zgrzytów. Przede wszystkim inteligencja oponentów w wielu momentach pozostawiała wiele do życzenia. Zdarzało się, że potrafili oni nie zwracać uwagi na leżące nieopodal ciało bądź pobliski wybuch. Na niższych poziomach trudności nie warto grać w ogóle – wrogowie to idioci niestanowiący wyzwania ani przez chwilę. Irytowała mnie również konieczność niszczenia wrogich pojazdów pojawiających w kilku misjach – no bo jak wytłumaczyć przymus rozwalenia czołgu w momencie, gdy wykonało się swoje zadanie i wypadałoby się ewakuować? Z drugiej strony ciekawe są cele poboczne, które otrzymujemy w trakcie wykonywania głównej misji. Aby je aktywować trzeba np. znaleźć się w pobliżu wieżyczek strażniczych, czy zauważyć wrogiego oficera, co zachęca do eksploracji mapy. Bardzo przyjemna alternatywa do głównego wątku.
Efekty naszych poczynań możemy oglądać dzięki szumnie reklamowanej możliwości „rentgena” – celny strzał oddany przez gracza powoduje niemałe spustoszenie w organizmie przeciwnika, co w brutalny sposób zostaje ukazane na ekranie. Zwolnione tempo, lecąca kula, która po drodze do serca roztrzaskuje żebra – wszystko to robi niemałe wrażenie. I wszystko to szybko się nudzi – początkowo pozytywne doznania ulegają zatarciu wraz z częstotliwością „rentgenów”. Na szczęście opcję tą można ograniczyć w menu (bądź wyłączyć całkowicie) – wtedy nie jest ona irytująca, a od czasu do czas umila granie. Warto również wspomnieć o zachowaniu się ciał po otrzymaniu postrzału – bardzo często zdarza się, że miotają się one zbyt gwałtownie, bądź (o zgrozo), po strzale z pistoletu odlatują dobre kilka metrów. Są to co prawda detale, jednakże często psuło to zabawę płynąca z rozgrywki. Jedną z fajniejszych rzeczy okazał się za to sam dobór ekwipunku. Przed każdą misją gracz ma możliwość wybrania głównego karabinu snajperskiego, pistoletu maszynowego oraz broni przybocznej. Dodatkowo, na akcję można zabrać też kilka bandaży, apteczek bądź granatów i min. Oczywiście, są to mało istotne elementy, gdyż podczas gry korzysta się głównie ze snajperki – a tą można dodatkowo modyfikować. Dzięki temu można zmienić celownik, czy zwiększyć zadawane przez broń obrażenia. Mała rzecz, a cieszy.
Fajnie zrealizowanym elementem okazało się skradanie. Wrogowie mają kilka stanów zaalarmowania, przez co nie strzelają do nas wszyscy naraz, gdy tylko zauważą wystający zza skrzyni but. Tym bardziej, że nie zawsze jesteśmy tak samo widoczni – chowając się w cieniu, a czasem czołgając możemy podkradać się bliżej. Zdejmowanie wrogów przy użyciu rąk i noża również jest przyjemne (i całkiem widowiskowe). Momentami wydawało mi się jednak, że samego skradania jest zbyt wiele, a zbyt mały nacisk położony został na „snajpienie”. Liczyłem na efektowne headshoty z dużych odległości, a prawda jest taka, że większość przeciwników albo zabijamy za pomocą wspomnianej walki wręcz tudzież pistoletu z tłumikiem, albo oddajemy strzały z wcale nie takiego wielkiego dystansu (zwykle do 200 metrów). Mimo wszystko połączenie skradankowo-snajperskie uznaję za całkiem udane.
Kończąc strzelanie w kampanii można oczywiście przenieść się do multiplayera. Jego niewątpliwą zaletą jest tryb kooperacji, gdzie można np. pobawić się w duet snajper-obserwator. Jeden z graczy otrzymuje broń, podczas gdy drugi biega z lornetką i namierza przeciwników. Z większą ilością graczy można zagrać w bardziej klasycznych trybach. Najfajniejszy wydaje się ten, w którym drużyny przedzielone są barierami nie do przebycia, co zmusza graczy do kampienia. Znacząco obniża to i tak nie największą dynamikę, jednakże i satysfakcja z ustrzelenia przeciwnika wydaje się być dużo większa. Niestety, tryb dla wielu graczy właśnie ze względu na dynamikę (bądź jej brak) raczej nie przyciągnie do siebie na zbyt długo.
Sniper Elite III to gra, w której wiele rzeczy się udało, a jeszcze więcej zepsuto. Niewątpliwym strzałem w dziesiątkę było ukazania akcji w Afryce oraz konstrukcja różnorakich poziomów. Sam przebieg misji jest jednak często zbyt schematyczny oraz nieprzemyślany (vide wspomniane w tekście przyjeżdżające pod koniec misji czołgi). Największy bajer (rentgen) na dobrą sprawę do rozgrywki nie wnosi nic ciekawego, a fabuła… Lepiej nie mówić. Całość dodatkowo okraszona jest dużą ilością gliczy i bugów, które czasem potrafią napsuć krwi, częściej jednak zwyczajnie śmieszą. Czy mimo tylu wad można w Sniper Elite III bawić się dobrze? Myślę, że tak. Gra na wyższych poziomach trudności stanowi pewne wyzwanie, a planowanie misji i oddawanie celnych strzałów z większych odległości przynosi dużą satysfakcję. Przejście gry na 100% również wymaga pewnego wysiłku i pogłowienia się, co dodatkowo uatrakcyjnia zabawę. Po prostu trzeba wczuć się w tą produkcję i całym sobą być prawdziwym snajperem. W innym wypadku zabawa będzie żadna.
Plusy:
- osadzenie akcji w Afryce i przyjemnie zrobione lokacje,
- duże mapy, umożliwiające podchodzenie do misji na różne sposoby,
- możliwość doboru ekwipunku,
- zadania dodatkowe w misjach głównych,
- kooperacja.
Minusy:
- fabularne dno,
- niepowalająca sztuczna inteligencja,
- zachowanie się ciał po otrzymaniu postrzału,
- znikoma rola rentgenu,
- masa małych błędów i gliczy.