13 ciekawych, odważnych i diabelnie interesujących odcinków – tak w skrócie można opisać pierwszy sezon House of Cards. Jest to niewątpliwie jeden z najlepszych seriali jakie miałem przyjemność oglądać, a fenomenalny Kevin Spacey sprawił, że już nie mogę się doczekać momentu, w którym wygospodaruję trochę czasu na sezon drugi. Ani trochę nie żałuję czasu spędzonego przed ekranem monitora na śledzenie historii kongresmena Underwooda. Żałuję tylko tego, że o House of Cards nie dowiedziałem się wcześniej.
Głównym bohaterem jest wspomniany już kongresmen, Francis Underwood. Poznajemy go w niezbyt korzystnym dla jego kariery momencie – prezydent Stanów Zjednoczonych pozbawia go, obiecanego wcześniej, stanowiska Sekretarza Stanu. Rozczarowany „Frank” musi szybko opanować swoje emocje i pokazać się z pozornie dobrej strony. Pozornie, ponieważ w głębi siebie główny bohater nie zamierza usuwać się w cień i pozostawać obojętnym na upokorzenie, jakiego doznał. Frank rozpoczyna realizację zawiłego planu, którego celem jest pozbawienie znienawidzonego prezydenta władzy, a jednocześnie znaczące wzmocnienie własnej pozycji.
W kolejnych odcinkach Underwood postanawia wcielić swój plan w życie. Pierwszym z kroków, które poczyni, jest wdanie się w romans z młodą reporterką Zoe Barns. Frank zawiera z nią umowę oraz przekazuje jej materiały, głównie oczerniające lub stawiające w złym świetle jego przeciwników. W międzyczasie manipuluje on kongresmenem Peterem Russo, „wymienia” Sekretarza Stanu wybranego przez prezydenta na preferowaną przez siebie osobę oraz w genialny i bardzo sprytny sposób kończy strajk nauczycieli. Wszystkie te działania wzmacniają stanowisko Underwooda oraz poprawiają jego pozycję w oczach prezydenta USA. Kolejne manipulacje i intrygi są jeszcze ciekawsze. Świetnie widać to na przykładzie Russo, któremu Frank pomaga wyjść z alkoholizmu i którego promuje na gubernatora. Ma w tym jednak swój interes – w odpowiednim momencie niszczy marzenie Petera o wygranej w Pensylwanii, wykorzystując do tego prostytutkę. Underwood nie waha się nawet przed upozorowaniem jego samobójstwa, aby zapewnić sobie milczenie, a w dalszej perspektywie stanowisko wiceprezydenta. Wszystkie te poczynania pokazują, że główny bohater nie jest osobą, z którą warto zadzierać.
Serial doskonale odkrywa przed nami sztukę manipulacji, którą kongresmen Underwood dopracował do perfekcji. Frank doskonale zna się na ludzkiej psychice, świetnie wykorzystuje nadarzające się okazje oraz perfekcyjnie realizuje zasadę „po trupach do celu”. Nie waha się przed wykorzystywaniem ludzi oraz odstawianiem ich w kąt, gdy nie są już potrzebni – w pierwszym sezonie doskonale widać to na przykładzie Petera Russo. Underwood nie osiągnąłby jednak tego wszystkiego, gdyby nie jego żona – Claire (w tej roli świetnie spisuje się Robin Wright). Wspomaga ona swojego męża niczym Lady Makbet w szekspirowskiej tragedii. „Za każdym wielkim człowiekiem stoi żona z krwią na rękach” – te słowa trafnie opisują Claire, która w swoich działaniach często przypomina męża. Państwo Underwood to nietypowe, jednakże bombowe połączenie – razem dążą do tego, aby osiągnąć sukces i wspólnie tworzą duet, który stanowi główną zaletę serialu.
Pierwszy sezon House of Cards zachwycił mnie niesamowicie. Główna w tym zasługa fabuły, która cały czas trzyma w napięciu oraz szczegółowego dopracowania każdego pojedynczego odcinka. Wszystko tutaj ma sens i wszystko układa się w misterny plan, a przedstawioną historię ogląda się z zapartym tchem. W serialu tym brak jest emocjonujących pościgów, strzelanin, morderstw czy spektakularnych wydarzeń – jest wręcz na odwrót, a mimo to nie można się tu nudzić! Efekt ten oczywiście został osiągnięty również przy pomocy świetnej gry aktorskiej. W głównej roli występuje Kevin Spacey – jego gra, mowa ciała oraz wypowiadane kwestie to kwintesencja tego serialu, a momenty, w których zwraca się bezpośrednio do widzów są jednymi z moich ulubionych. Głównej postaci towarzyszy Robin Wright (Claire), której gracja oraz sposób poruszania się świetnie współgrają ze zdecydowaniem Kevina. Pierwszoplanowej parze umiejętnościami nie ustępują postacie drugoplanowe – tutaj szczególnie, w mojej opinii, wyróżnił się Corey Stoll (kongresmen Russo) oraz Michael Kelly (pomocnik Franka, Doug Stamper). Fabuła serialu oraz gra poszczególnych aktorów niewątpliwie stanowią o jego mocy, a Kevin Spacey zagrał w sposób genialny i fenomenalny – to głównie dzięki niemu (nie umniejszając innym aktorom) House of Cards kupił mnie już od pierwszego odcinka.
Moja rekomendacja na niewiele może się zdać, gdyż House of Cards można oglądać już od dłuższego czasu, włączając w to również drugi sezon. Niemniej jednak być może są jeszcze osoby, które o tym genialnym serialu nie słyszały lub nie znalazły czasu na bliższe zapoznanie się z nim. Takim właśnie osobom gorąco polecam urokliwą opowieść o intrygach na najwyższych szczeblach władzy. Jestem głęboko przekonany, że nie zawiedziecie się, a gra aktorska oraz scenariusz z pewnością Was zauroczą. Osobiście jestem pierwszym sezonem zachwycony i mam nadzieję, że sezon drugi również dostarczy mi tylu emocji oraz zadowoli mnie w równym stopniu. Nie pozostaje nic innego, jak zabrać się za oglądanie.